Skromny Jan i niewierny Tomasz

Uczeń, którego miłował Jezus – w taki sposób autor czwartej Ewangelii określał samego siebie. Ze skromności? Zwykle tak się mówi. Uważa się, że Jan ukrywał swe imię, by nie wymieniać go w własnych zapiskach o życiu Jezusa. Ale czy rzeczywiście chciał się ukryć, skoro przecież i tak wszyscy dokładnie wiemy, kto kryje się pod tym tajemniczym określeniem?
      Jest i druga możliwość: W Ewangelii Jan przedstawia się jako "uczeń, którego miłował Jezus", w dwóch listach jako "starszy", a w Objawieniu jako "sługa" czy wręcz "niewolnik" Jezusa. Ktoś zauważył, że jest w tych określeniach pewna gradacja i może właśnie owo podkreślenie uczuć Jezusa do Jana wcale niekoniecznie musi świadczyć o przesadnej skromności tego miłego apostoła.
      I w moim życiu bywa tak, że ukrywam się za "skromnymi" określeniami, tak by pomijając swe imię otworzyć sobie możliwość ukazania zalet czy zasług. Jeśli czasami z pozornej skromności mówię "uważamy" zamiast "uważam", to zaraz potem wydaje mi się, że rozmnażając samego siebie chętnie nadaję sobie większy społeczny autorytet niż mi być może przysługuje.

Niewierny Tomasz – tak zwykle mówi się o dociekliwym uczniu Jezusa. Czy domaganie się namacalnego dowodu rzeczywiście było u Tomasza oznaką aż tak wielkiej niewiary? Czymże byłaby nasza wiara, gdyby nie Tomaszowe "nie uwierzę". Zapewne wielu było takich, którzy nie uwierzyli nawet wiernemu już Tomaszowi.

      Powierzchowne sądzenie, generalizowanie, uleganie stereotypom, to naturalny sposób działania naszego umysłu. Chętnie porządkuje on rzeczywistość wedle swoich uproszczonych kategorii. To ułatwia naukę, przyśpiesza proces podejmowanie decyzji i wzmaga orientację w skomplikowanej rzeczywistości. Warto jednak jak najczęściej podawać w wątpliwość informacje, które mogą się przyczyniać do pochopnego osądzania bliźnich.

Daniel K.

Przeczytaj Tekst z Biblii Gdańskiej