Więksi winowajcy?

Czyż myślicie, że ci Galilejczycy byli większymi grzesznikami niż inni mieszkańcy Galilei, że to ucierpieli? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy podobnie zginiecie.
Łuk. 13:2-3

      Niedawne klęski żywiołowe w Azji – huragan w Birmie i trzęsienie ziemi w Chinach – które zabiły dziesiątki tysięcy ludzi i wyrządziły kolejnym milionom niepowetowane straty, wywołują stare jak świat pytanie: Czy ludzie ci coś zawinili, czy byli bardziej grzeszni niż my, którzy nie zostaliśmy dotknięci takimi klęskami? Krew Galilejczyków, o których rozprawiali ludzie z czasów Jezusa, została przelana przez innych ludzi. Z pewnością była w tym czyjaś wina. Jeśli zawaliła się wieża Syloe, to być może ktoś ponosił odpowiedzialność za tę katastrofę. Dzisiaj analizowano by plany budowy, błędy w wykonaniu, szukano by winnych. Ale czy ludzie, którzy zginęli pod gruzami byli winni swojej własnej śmierci, czy ofiary Galilejczyków, być może niewinne, a zabite przez wojska Piłata razem z winowajcami, były winne temu, że może przez przypadek znalazły się w niewłaściwym czasie i miejscu? Czy ludzie w Birmie, Chinach, Turcji, Meksyku i w wielu innych biednych regionach świata, ginący pod gruzami źle wybudowanych domów są winni temu, że z biedy nie byli w stanie tak zabezpieczyć się przez klęskami, jak zabezpieczeni jesteśmy my, mieszkańcy bogatszych regionów tego świata?
      Odpowiedź na te pytania jest w świetle nauki Jezusa oczywista: Nie! Ludzie ginący w katastrofach budowlanych, klęskach żywiołowych, cierpiący w czasach wojen i rewolucji, ludzie umierający z głodu w regionach nawiedzanych suszą czy zwykłą biedą, nie są bardziej grzeszni od innych, którym udało się urodzić i umrzeć w szczęśliwszym czasie i miejscu. Często wydaje nam się co prawda, że ktoś jednak jest winny śmierci tych setek, tysięcy ofiar. Ktoś źle wybudował dach, ktoś zaniedbał przestrzegania przepisów bezpieczeństwa, ktoś wywołał wojnę czy rozruchy, ktoś nie pozwolił, by nadwyżki żywności dotarły do głodnych. Jednak ten „ktoś” na ogół sam unika odpowiedzialności, a cierpią tysiące, miliony niewinnych ludzi. Pojawiające się nam czasami z „tyłu głowy” myśli: A bo oni są bałwochwalcami, bo są leniwi, bo pozwalają, by rządzili nimi głupi i źli przywódcy, są błędne, niesprawiedliwe i krzywdzące. Odpowiedź Jezusa jest prosta i zawarta w retorycznym pytaniu: Czy myślisz, że są oni większymi winowajcami? Odpowiadamy: Nie, nie są!
      Jednak następująca po tym pytaniu nauka zaskakuje nas tak samo, jak zapewne zaskoczyła ówczesnych mieszkańców Galilei czy Jerozolimy: „Jeśli się nie nawrócicie, wszyscy podobnie zginiecie!” Jaki wniosek z kolejnej wiadomości o tysiącach osób zabitych przez trzęsienie ziemi, huragan, epidemię, wojnę, płynie dla nas, siedzących wygodnie w fotelach przed telewizorami, czytających te wiadomości w rozdawanych w samolotach gazetach? Czy jedyną naszą reakcją winno być przekazanie stu złotych na konto pomocy Czerwonego Krzyża? Niecałe czterdzieści lat po tej wypowiedzi Jezusa Galilea nawiedzona została przez wielką wojenną zawieruchę wywołaną przez ludzi podobnych do tych, których krew Piłat pomieszał z krwią ich ofiar. Na dwa miliony mieszkańców Jerozolimy i ich gości zawaliły się mury świątyni i całego świętego miasta, burzonego przez wojska Tytusa. A co czeka nas, jeśli się nie nawrócimy?
      Strach nie jest dobrym doradcą, zwłaszcza w sprawach wiary i zbawienia. Jednak wniosek z nauki Jezusa jest dość oczywisty. Klęski spadające na ludzi, nawet „zwykła” śmierć starego człowieka w szpitalu powinny nam uświadamiać kruchość ludzkiego żywota. Wszyscy zginiemy podobnie jak ci, o których śmierci dzisiaj słyszymy. Może umrzemy w łóżku ze starości, a może ulegniemy jakiemuś wypadkowi czy nagłej chorobie, może i nas dosięgnie jakaś katastrofa. Każda śmierć przynosi w końcu taki sam skutek -– grób, a potem zmartwychwstanie. Możemy powstać do życia, jeśli się nawrócimy. Jeśli nie – powstaniemy na sąd, tak jak zapewne większość z tych, którzy poginęli w Birmie, w Chinach i w wielu innych miejscach. Możemy dalej wygodnie rozsiadać się w fotelach, wierząc, że na nas TO nie przyjdzie. Możemy też paść na kolana i prosić Jezusa o ratunek, aby śmierć nasza nie oznaczała „zginienia”, ale przemianę do radosnego bytowania w wiecznej radości naszego Pana. Wybór należy do każdego z nas.

Daniel K.

Przeczytaj Tekst z Biblii Gdańskiej