Czwartą i ostatnią kobietą w rodowodzie Jezusa, nienazwaną z imienia, jest matka Salomona: „A król Dawid spłodził Salomona z tej, która była żoną Uriasza” (Mat. 1:6).
Mateusz nie tylko pomija jej imię, ale jeszcze podkreśla, że matką Salomona, syna Dawida, była żona Uriasza. Oczywiście w czasie, gdy rodziła Dawidowi następcę tronu, była już jego żoną, ale wcześniej miała innego męża. Należy przy tym zauważyć, że Mateusz bynajmniej nie sugeruje tutaj jakiejś nielegalności czy grzeszności tego związku.
Z zapisów 2 Księgi Samuelowej dowiadujemy się, że owa żona Uriasza miała na imię Batszeba, a po śmierci męża urodziła Dawidowi syna, Salomona. Początek jej związku z Dawidem opisany jest w 2 Księdze Samuelowej w rozdziałach 11 i 12. Konsekwencje tej historii ciągną się zaś przez całe królowanie Dawida, a nawet przez początek panowania dziecka tej pary, Salomona. W niektórych z tych późniejszych sytuacji Batszeba odgrywa również aktywną rolę.
Przeczytajmy kilka początkowych wersetów z 2 Sam. 11 (2 Sam. 11:1-5):
„Na początku roku, w czasie, kiedy królowie zwykli wyjeżdżać na wojnę, (...) Dawid zaś został w Jerozolimie. Pewnego dnia pod wieczór Dawid wstał z łoża i przechadzał się po dachu domu królewskiego. I zobaczył z dachu kąpiącą się kobietę, a kobieta była bardzo piękna. I Dawid posłał, i zapytał o tę kobietę. I powiedziano mu: Czy to nie Batszeba, córka Eliama, żona Uriasza Chetyty? Dawid wysłał więc po nią posłańców i wziął ją. A gdy przyszła do niego, położył się z nią, gdyż była oczyszczona od swojej nieczystości. Potem wróciła do swego domu. Kobieta ta poczęła, więc posłała, by zawiadomić Dawida: Jestem brzemienna”.
Batszeba była córką Eliama, jednego z bohaterów i przyjaciół Dawida, oraz żoną Uriasza Hetyty, innego z jego bohaterów. Czytamy w 2 Sam. 23:8,34,39: „Oto są imiona dzielnych wojowników, których miał Dawid: (...) Eliam, syn Achitofela Gilonity, (...) Uriasz Chetyta. Razem wszystkich trzydziestu siedmiu”.
Z zapisu tego wynika też, że Batszeba była wnuczką Achitofela, najsłynniejszego doradcy Dawida, który w czasie buntu Absaloma zdradził swego króla. Można się domyślać, że jednym z motywów mogło być pokrewieństwo z Batszebą i wynikająca stąd niechęć do Dawida, który uwiódł jego wnuczkę i zlecił zabójstwo jej męża.
W wielu zapisach dotyczących pierwszego męża Batszeby, Uriasza, podkreślone zostało, że był on Hetytą. Hetyci byli starożytnym ludem wywodzącym się z dzisiejszej tureckiej Anatolii, którego osady sięgały naówczas aż do Kanaanu, skąd zostali wyparci dopiero za czasów podboju Izraelitów.
I to byłyby właściwie wszystkie biblijne informacje na temat matki Salomona, jej rodziny i otoczenia, zanim została żoną Dawida. Podsumujmy te wiadomości, a zarazem wyciągnijmy z nich pewne wnioski, tak jakbyśmy prowadzili w tej dość niejasnej sprawie śledztwo poszlakowe.
1. Dziadek i ojciec Batszeby są mężczyznami dobrze znanymi Dawidowi. Należą do grona jego najbliższych współpracowników. Trudno więc sobie wyobrazić, by Dawid nie znał ich córki i wnuczki, nawet jeśli była od niego znacznie młodsza.
2. Batszeba została wydana za Hetytę, Uriasza, również współpracownika Dawida i dowódcę jego wojsk. Wiadomo, że w tamtych czasach kobiety nie wychodził za mąż z własnej woli, tylko były oddawane mężczyznom. Wola ojca, a może również słynnego i mądrego dziadka, miała zapewne w tej sprawie decydujące znaczenie.
3. Dawid widzi kąpiącą się kobietę, ale nie rozpoznaje jej. Kobiety w tamtych czasach, podobnie jak i dzisiaj, nie kąpały się w publicznych miejscach, gdzie można byłoby je oglądać, choćby nawet z tarasu na dachu. Z zapisu 2 Sam. 11:4 „gdyż była oczyszczona od swojej nieczystości” wynika, że kąpiel ta była rytualnym oczyszczeniem po miesięcznej nieczystości. Zapis: „zobaczył z dachu kąpiącą się kobietę” oznacza więc zapewne, że widział kobietę udającą się do jednej z rytualnych łaźni mieszczących się w zamkniętych pomieszczeniach, w których znajdował się niewielki basen z bieżącą (przepływającą) wodą. Dawid owszem zauważył, że jest piękna, ale jej nie poznał, gdyż nie tylko że była ubrana, ale mogła mieć nawet zakrytą twarz. Jej piękno uwidaczniało się prawdopodobnie w ubiorze, sposobie poruszania się czy figurze.
4. Dawid rozpytuje o tę kobietę i sprowadza ją do siebie po tym, jak dowiaduje się, kim jest. To trudne do zrozumienia zachowanie. Król mógł pojąć każdą niezamężną kobietę za swą kolejną żonę. Dawid miał ich już w tym czasie co najmniej sześć. Logiczne byłoby, gdyby sprowadził ją po dowiedzeniu się, że jest niezamężna, by ją pojąć za żonę. Trudno też przypuścić, że zapałał do niej tak nagłą i nieopanowaną żądzą. Był przecież dojrzałym, doświadczonym mężczyzną, mającym kilka żon. Któraś z nich z pewnością byłaby gotowa i chętna zapewnić mu chwile intymności. Dawid wie, że kobieta wraca z mykwy, co dla Izraelity oznaczało, że może ona rozpocząć współżycie, ale także, że kobieta jest w swoich najpłodniejszych dniach cyklu. W zależności od wykładni, kobiety oczyszczały się po siedmiu lub nawet po jedenastu dniach od rozpoczęcia krwawienia (3 Mojż. 15:19). Wydaje się, że Dawid był w pełni świadomy, że współżycie w tym czasie ze zdrową kobietą z dużym prawdopodobieństwem zakończy się ciążą.
5. Batszeba jest zamężna, ale z pewnością nie jest w ciąży, bo oczyszcza się po krwawieniu. Nic też nie wskazuje na to, by miała dzieci. Gdy okazało się, że jest w ciąży z Dawidem, czyli co najmniej miesiąc po zdarzeniu, o którym mowa, zostaje sprowadzony Uriasz, jej mąż, co miało zapewne stanowić próbę upozorowania, że to on jest ojcem dziecka. Uriasz opuścił dom z pewnością niedługo przed tym, jak Dawid sprowadził Batszebę do swego pałacu. Dlaczego więc trzeba go było ściągać z pola bitwy i nakłaniać do współżycia, żeby upozorować jego ojcostwo? Przecież można było mu je przypisać również jako skutek współżycia sprzed udania się na wojnę. Czy nie sugeruje to, że małżeństwo Batszeby i Uriasza nie było całkiem normalną relacją intymną? Może Dawid o tym wiedział. Może jego więź z Batszebą rozwinęła się już wcześniej, a jego pozostanie w Jerozolimie sam na sam z tą kobietą nie było przypadkowe? Batszeba nie czuła się też raczej zgwałcona przez Dawida. Być może do tego związku przynależą dwie świadome osoby, a nie tylko sam Dawid.
6. Gdy ogólnie pozytywnie oceniane jest królowanie Dawida, jako wyjątek przytoczona została omawiana sprawa, ale w następującym sformułowaniu: „Z wyjątkiem sprawy Uriasza Chetyty” (1 Król. 15:5). Obciąża go więc nie „sprawa Batszeby”, ale Uriasza, czyli śmierci tego człowieka, która była wynikiem spisku Dawida. Również w Psalmie 51, napisanym „po tym, jak on [Dawid] wszedł do Batszeby” Dawid nie wyrzuca sobie cudzołóstwa, a jedynie przelanie krwi: „Uwolnij mnie od winy za przelanie krwi, o Boże” (Psalm 51:16). Mówi też o jakiejś „prawdzie wewnętrznej”, która była znana tylko Bogu (Psalm 51:8).
Wiele z tych wniosków to jedynie domysły i sugestie. Mogą one jednak rzucać pewne światło na niezrozumiałe z pozoru zachowanie Dawida, doświadczonego przecież mężczyzny i króla. Poszlaki te wskazują być może, że owa pamiętna noc, jaką Dawid spędził z oczyszczoną właśnie w mykwie Batszebą, nie była wynikiem chwilowego zapomnienia się Dawida, ale świadomym i zaplanowanym działaniem tej pary.
Prorok Natan, działający z Bożego polecenia, tak strofuje Dawida: 2 Sam. 12:3-4 „A ubogi [czyli Uriasz w tej przypowieści] nie miał nic oprócz jednej małej owieczki, którą kupił i żywił. Wyrosła przy nim wraz z jego dziećmi, jadła jego chleb i piła z jego kubka, spała na jego łonie i była mu jak córka [zwróćmy uwagę na to określenie, czy nie potwierdza ono osobliwej relacji Uriasza i Batszeby]. I przyszedł gość do tego bogatego [czyli Dawida], a jemu było żal wziąć ze swoich owiec albo ze swoich wołów, aby przyrządzić ucztę dla gościa, który do niego przyszedł. Wziął więc owieczkę tego ubogiego i przyrządził ją dla człowieka, który do niego przyszedł”. Dawid osądza opisany uczynek jako godny śmierci i tak też Bóg osądził Dawida, choć podarował mu karę.
Batszeba była żoną Uriasza i według prawa Bożego bez listu rozwodowego nie mogła stać się żoną Dawida (5 Mojż. 24:1). Dawid i Batszeba popełnili więc bezsprzeczne cudzołóstwo, ale być może mieli dla niego jakieś wewnętrzne usprawiedliwienie. Być może dlatego właśnie Bóg nie odrzucił wtedy całkiem swojego ulubieńca i podarował mu karę śmierci. Być może znał On tę „wewnętrzną prawdę”, o której pisze Dawid w Psalmie 51.
Dziecko tego cudzołóstwa umiera. Drugi syn Batszeby z Dawidem rodzi się, gdy już owdowiała i została żoną króla, nawet jeśli śmierć jej męża nastąpiła na skutek uknutego przez Dawida spisku. Salomon jest więc pełnoprawnym synem królewskim, a Batszeba do swojej śmierci odgrywa wiodącą rolę w państwie i nikt nie wypomina jej cudzołóstwa (choć się tego obawiała, 1 Król. 1:21). Może miało ono jedynie formalny charakter.
To drugie dziecko Batszeby i Dawida zostaje nazwane przez proroka Natana Jedidja, czyli „umiłowany przez JaH” (2 Sam. 12:25), zaś Dawid i Batszeba nadali mu imię Szlomo czyli „jego pokój”, gdyż zdrowe narodziny tego syna musiały być dla nich znakiem pokoju z Bogiem. To jeszcze jeden dowód na to, że Bóg całkowicie wybaczył Dawidowi i Batszebie ich niewłaściwe postępowanie.
Pod koniec życia Batszeba odegra jeszcze raz ważną rolę w królestwie Izraela, przypominając Dawidowi o jego obietnicy sukcesji tronu dla jej syna. To na skutek jej interwencji Salomon zostanie namaszczony na następcę Dawida (1 Król. 1:11-31). Później jeszcze próbowała wyjednać u Salomona łaskę dla Adonijasza. Syn, choć okazał matce wielki szacunek, ustawiając dla niej tron obok swojego, nie tylko nie uwzględnił jej prośby, ale jeszcze kazał uśmiercić przyrodniego brata, podejrzewając go o spiskowanie. Tym razem pomoc Batszeby okazała się nieskuteczna.
Tyle dowiadujemy się z Biblii o tej kobiecie i jej zasługach dla królestwa Izraela. Można byłoby się od niej zapewne wiele nauczyć. Można by rozwijać lekcje moralne płynące z historii, których była bohaterką. Nas jednak w tym miejscu, w ramach sympozjum „kobiety w rodowodzie Jezusa”, interesuje przede wszystkim odpowiedź na pytanie, dlaczego Mateusz wymienia tę właśnie kobietę, dlaczego wspomina jeszcze tylko Tamar, Rachab i Rut, a pomija Sarę, Rachelę, Leę i wiele innych szlachetnych i wspaniałych zapewne matek kolejnych protoplastów Jezusa.
W tej sprawie znów możemy jedynie gubić się w domysłach, gdyż Mateusz nie podał kryteriów swojego wyboru, a zapytać go o to nie na razie nie możemy. Jednak pytanie wydaje się zasadne, a powód, dla którego w ogóle zamieszcza ten rodowód w swojej Ewangelii, może kryć w sobie prawdopodobną odpowiedź.
Mateusz kieruje swój opis życia i nauczania Jezusa przede wszystkim do rodaków – (1) potomków Abrahama, Izaaka i Jakuba, (2) wyznawców religii Mojżeszowej (3) ukształtowanych przez mesjańskie wizje Dawida i jego otoczenia oraz (4) oddanych czytaniu i rozważaniu Pism zebranych i opracowanych przez Ezdrasza po niewoli babilońskiej. Ludzie ci oczekiwali, że któryś z potomków Dawida spełni przepowiednie biblijne o wielkim królu mającym przywrócić światową wielkość Izraela, a Jerozolimę uczynić dla całego świata stolicą wiary w Jedynego Boga. Ci ludzie odrzucili jednak Jezusa jako tego, który mógłby spełnić te oczekiwania. Dlaczego?
Zapewne było wiele powodów, ale jednym z nich była teza – nie do przyjęcia dla Żydów aż do dzisiaj – że Jezus urodził się jako syn Marii i samego Boga. Nawet Żydzi mesjanistyczni, czyli wierzący w mesjańską godność Jezusa, wolą przyjąć trynitarną tezę, że to jakaś emanacja Boga wcieliła się w ludzką postać, nie mogąc uwierzyć w to, że Maria mogła mieć syna, nie przyjąwszy do swego ciała nasienia ziemskiego mężczyzny.
Chcąc przekonać niedowiarków, Mateusz zaczyna swą opowieść o Jezusie od rodowodu mającego przede wszystkim wykazać Dawidowe pochodzenie Jezusa. Ale to nie wszystko. Wskazuje w nim na pewną symetrię czternastek. Skoro Dawid urodził się w czternastym pokoleniu od Abrahama, a od Dawida do niewoli babilońskiej również żyło czternaście pokoleń jego potomków (Mat. 1:17), to można z tego wnosić, że Mesjasz urodzi się w czternastej generacji potomków Dawida po niewoli babilońskiej.
Ten dowód nie jest jednak wystarczający, by objaśnić trudność cudownego poczęcia Marii mocą ducha świętego. Być może w tym właśnie celu Mateusz wspomina cztery szczególne kobiety, których życiorysy mają coś wspólnego z losem Marii. Żydzi niewierzący w mesjaństwo Jezusa do dzisiaj uważają, że Jezus był po prostu nieślubnym dzieckiem, a tylko dorobiona do tego teoria przypisała Mu Boskie ojcostwo. Być może dlatego Mateusz przypomina historie tych szczególnych kobiet w rodowodzie Dawida, by zachęcić swych rodaków do zachowania umiaru i ostrożności w ocenach.
Jakże łatwo było osądzić Tamarę, która miała przecież nieślubne dziecko z Judą. Jak podejrzana mogła się wydawać profesja Rachab. Jak niestandardowo zachowała się Ruta, przychodząc w nocy do swego przyszłego męża. O Batszebie już wiele mówiliśmy, a jest ona być może najbardziej jaskrawą przestrogą, jak łatwo można uznać za grzesznicę kobietę wybraną przez Boga na matkę Bożego pomazańca.
Wydaje się, że to właśnie chęć obrony Marii przed niesprawiedliwymi i nieuzasadnionymi oszczerstwami była głównym kryterium doboru tych właśnie czterech kobiet. Jest to z jednej strony ostrzeżenie, by nie osądzać zbyt pochopnie po pozorach, a z drugiej chęć przekonania wątpiących: Spójrzcie na te cztery kobiety. Każda z nich była zapewne w swoim pokoleniu uznawana za osobę podejrzanej moralności. Dopiero, gdy Dawid rozsławił swój ród, stały się one matkami pomazańca i nawet najsurowsi rygoryści musieli przyznać, że Bóg nie ma względu na osoby.
I na koniec powróćmy jeszcze do naszej głównej bohaterki, Batszeby. Nie umiemy jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie, czy była w swej relacji z Dawidem osobą pokrzywdzoną, grzesznicą, czy może całkiem niewinną. I nawet nie musimy i nie chcemy na to pytanie odpowiadać. Ona sama nie czuła się chyba niczemu winna, choć zdawała sobie sprawę, że bez królewskiej ochrony syna zostanie uznana za grzesznicę. Swoje obawy tak obwieszczała umierającemu Dawidowi: „Gdy mój pan, król, zaśnie ze swymi ojcami, ja i mój syn Salomon będziemy uważani za przestępców (1 Król. 1:21).
Zapewne tak by się stało, gdyby to Adoniasz został następcą Dawida. Bóg pokierował jednak inaczej losami królestwa Izraela i Batszeba zasłynęła jako matka najmądrzejszego i najpotężniejszego króla w Jerozolimie, a także jako prababka Mesjasza. Dzisiaj oczywiście nikt niczego jej nie zarzuci. Ale możemy zadać sobie pytanie, jak ocenilibyśmy tych ludzi, zarówno Batszebę, jak i Dawida za ich życia. Być może trudno to sobie dzisiaj wyobrazić, bo jako wierzący ludzie, spadkobiercy biblijnych tradycji Izraela, czujemy się bardzo przywiązani do tych wspaniałych biblijnych bohaterów i oceniamy ich już z perspektywy historii.
Łatwiej jest zbadać swoje nastawienie w odniesieniu do sytuacji współczesnych, bardziej realnych. Jak ocenilibyśmy dziewczynę, która udawała prostytutkę, by zdobyć męża i mieć dziecko? Jak potraktowalibyśmy kobietę, która przez jakiś czas prowadziła dom publiczny, a teraz jest wierzącą, nawróconą osobą i siedzi obok nas w zborze? Czy darzylibyśmy ją takim samym zaufaniem jak inne „zacne niewiasty” z naszego otoczenia? Jak ocenilibyśmy młodą, piękną kobietę, którą widziano, jak nad ranem wychodzi z mieszkania samotnego mężczyzny? Czy uwierzylibyśmy jej, że między nimi tej nocy nic nie zaszło i dalej w niedziele traktowalibyśmy ją w zgromadzeniu tak samo serdecznie jak wcześniej? Jak ocenilibyśmy żonę, która mając męża, spała z innym i urodziła dziecko, które za karę umarło? Czy potem, gdyby życie potoczyło się dalej swoim torem, traktowalibyśmy ją równie przyjaźnie?
Jeśli mamy trudności z odpowiedzią na te pytania, to prawdopodobnie równie trudno byłoby nam w czasach Jezusa uwierzyć, że Maria poczęła mocą ducha świętego i być może nie uznalibyśmy jej syna za Mesjasza i Syna Bożego. Oczywiście dzisiaj w to wierzymy, bo jest to opisane w Biblii i wierzy w to, albo mówi że wierzy, całe nasze otoczenie, łącznie dwa miliardy ludzi. Ale jeśli wspomniane wyżej współczesne sytuacje wywołałyby naszą nieufność, to należymy do tych, którzy potrzebują przypomnienia historii czterech matek Dawida, by uwierzyć w świadectwo Marii.
A na dzisiaj lekcja jest prosta: Nie sądźmy po pozorach. W ogóle nie bądźmy zbyt skorzy do oceniania. Czekajmy lepiej na Bożą ocenę, a dwuznaczne sytuacje bierzmy za dobrą monetę. Starajmy się stronić od sensacji, a raczej dopatrywać się dobrych intencji. Przypisujmy lepiej podejrzane sytuacje nieszczęśliwemu zbiegowi okoliczności. Tym bardziej, że poszlaki to jeszcze nie dowód. Zanim więc staniemy się sędziami „ukrytej prawdy”, przypomnijmy sobie lepiej pouczenie Mateusza. Przyda nam się ono nie tylko przy uznaniu Jezusa za Syna Bożego.