Błoto na oczach
To rzekłszy plunął na ziemię, a uczynił błoto z śliny i pomazał onym błotem oczy ślepego i rzekł mu: Idź, umyj się w sadzawce Syloe, co się wykłada posłany. Poszedł tedy i umył się, i przyszedł widząc. (Jan 9:6-7)
Ślepota to straszne kalectwo. Właściwie każde kalectwo jest straszne, ale jak żyć bez światła, bez koloru. Mniejsza o to, że nie można czytać. Dzisiaj są na to metody, a dawniej przecież również widzący nie czytali. Mniejsza o to, że trudno się poruszać, załatwiać codzienne sprawy. Tego można się nauczyć, ktoś może pomóc. Ale życie w ustawicznej ciemności z wyobrażeniem jedynie tego, jak piękne jest światło, jak zróżnicowane jest to, co widzą inni – to musi być męka.
Pod wieloma względami jestem ślepy. Ale przecież byłem kiedyś całkiem ślepy, ślepy od urodzenia. Nie umiałem odróżniać kolorów Bożej miłości, odcieni Jego słów, czerni i bieli Jego Prawa. Odkąd Jezus położył na moje oczy szarość życia zmieszaną z tym, co pochodzi z Jego ust, z ust Bożych i wskazał mi drogę do Jego wody ducha – widzę. Odkąd widzę, uczę się dostrzegać.
Tylko dzięki Jezusowi widzę światło i kolory. Tylko dzięki Niemu i Słowu Jego Ojca, które mi pokazał, uczę się rozumieć i odczuwać to, co widzę. Przypatrując się cudownym Tatrom i księżycowi wschodzącemu nad horyzontem odczuwam Jego moc, widząc stworzone przez człowieka cuda techniki, dostrzegam Jego mądrość. Patrząc na kochaną i piękną żonę krzątającą się po moim życiu, widzę Jego miłość. Wpatrując się w dramat krzyża staram się zrozumieć potrzebę Jego sprawiedliwości. W kropli deszczu, która rzeką spłynie do morza i powróci do mnie w obłoku, dostrzegam zarys wieczności Jego istnienia.
Jakże cudownie jest widzieć Boże kolory.
Daniel K.
Przeczytaj Tekst z Biblii Gdańskiej