Czy „Logos” to imię preegzystencji Jezusa?
Na początku było [ono] Słowo,
a ono Słowo było u [onego] Boga,
a Bogiem było ono Słowo. (Jan 1:1)
Czy można coś jeszcze napisać o najsłynniejszym chyba zdaniu Nowego Testamentu? Nowego – z pewnością nic. O tych siedemnastu greckich słowach napisano już chyba absolutnie wszystko. Problem polega jedynie na tym, by przeczytać i zrozumieć to, co napisano. A może po prostu należałoby przeczytać te siedemnaście słów, przeczytać je siedemnaście, siedemdziesiąt, siedemset razy i prosić Boga o wybaczenie nam naszego nieuctwa. Ach, jaka szkoda, że nie można na razie do wykładu poprosić „ucznia, którego miłował Jezus"!
Przyjęło się wśród chrześcijan, by o Jezusie w Jego przedludzkim istnieniu mówić Logos. Z pewnością jest to piękne imię, skoro logos oznacza między innymi mądrość. Jezus z pewnością był uosobieniem Bożej mądrości: „Który się nam stał mądrością od Boga" (1 Kor. 1:30). Z drugiej jednak strony zdajemy sobie sprawę z tego, że logos to słowo greckie, a język grecki jest jednym z rozdzielonych języków wieży Babel. Słowo wywodzące się z rozdzielonego języka nie mogło chyba określać bytu istoty, która istniała zanim jeszcze stworzona została ziemia, na której wzniesiono wieżę Babel. Można by ewentualnie pomyśleć, że logos to tłumaczenie hebrajskiego dabhar i że to właśnie dabhar było właściwym określeniem preegzystencji Jezusa. Być może.
Gdybyśmy jednak na chwilę uwolnili się od całej naszej wiedzy na temat Janowego prologu, gdybyśmy zapomnieli na moment o wszystkich dyskusjach, jakie na ten temat toczyliśmy my i miliony innych chrześcijan, to może udałoby nam się przeczytać wprowadzenie do opowieści Jana o Jezusie prosto, bez zbędnej filozofii, bez wdawania się w koncepcje Filona i innych greckich myślicieli. Czy da się ten niezwykle gęsty i głęboki splot siedemnastu słów przeczytać ot tak, po prostu, bez spędzania nad nim długich godzin, porównywania z innymi miejscami, a przede wszystkim bez usilnej modlitwy o Boże wyrozumienie? Z pewnością nie do końca, ale może chociaż zacznijmy.
Na początku było [ono] słowo. Jakie było pierwsze słowo, TO słowo, znane czytelnikom Biblii Hebrajskiej? Pierwszym słowem Biblii jest BeReszit czyli właśnie „na [a może „w" lub „z"] początku". To jest pierwsze słowo opisu, ale jakie było pierwsze wypowiedziane słowo? Było nim hebrajskie Jehi, czyli „niech się stanie" lub „niech będzie" (1 Mojż. 1:3). Zanim słowo to zostało wypowiedziane, musiało zrodzić się w Bożym zamyśle. Jeśli było w Bogu samym, w Jego zamierzeniu, to było również częścią Boga, było więc Bogiem. Bóg jest wspaniałym Autorem najpierw zamierzenia a potem realizacji. Jedną ze stworzonych przez Niego rzeczy jest język, język hebrajski, jak się domyślamy. Bo wydaje się, że skoro w takim języku dotarł do nas przekaz pierwszego słowa Bożego, jeśli Adam stworzony został z umiejętnością mówienia – bo miał przecież nazywać zwierzęta – to Bóg sam wymyślił owo pierwsze słowo, które zostało wypowiedziane w ciemności, aby stało się światło.
Tak więc na początku było słowo Jehi – „niech będzie". A potem, gdy nastał początek dzieła stworzenia słowo to zostało wypowiedziane. Po raz pierwszy stało się ciałem, energią światła, materią fotonów... Wiele tysięcy lat później, gdy w ciele Marii miał dokonać się cud wszechczasów, zamierzenie Boże, jego Jehi – „niech będzie", znów stało się ciałem, tym razem żywym ciałem rozwijającego się ludzkiego embrionu.
Ależ to ariańska herezja, ktoś może wykrzyknąć. Być może. Chyba słowa Jana niosą nieco mniej filozofii niż nam się wydaje. Być może ani nie potwierdzają one, ani nie zaprzeczają preegzystencji Jezusa, potwierdzając jedynie starą, dobrą znaną prawdę, że Bóg, zanim coś uczyni, zawsze ma najpierw zamysł, plan, zamierzenie. I to właśnie Jezus był cielesną realizacją najwspanialszego z Boskich zamierzeń. Być może. Kiedyś zapytamy Jana, on z pewnością najlepiej sam wytłumaczy swoje własne słowo...
Daniel K.
Przeczytaj Tekst z Biblii Gdańskiej