Na każdy dzień

...a niech bierze krzyż swój na każdy dzień... Łuk. 9:23

O noszniu swego krzyża czytałem wiele razy, rozmyślałem, medytowałem. Dopiero dzisiaj jednak zauważyłem, że trzeba to robić codziennie. Jest to dla mnie prawdziwe odkrycie. Wy pewnie wiecie o tym już od dawna. Zwłaszcza ci, którzy naprawdę cierpicie, którzy naprawdę znosicie codzienny krzyż.

Gdyby ktoś mnie wczoraj zapytał, z czym kojarzy mi się biblijne określenie „na każdy dzień”, to odpowiedziałbym, że najbardziej z „chlebem powszednim” (Łuk. 11:3), może przypomniałbym sobie, że Berianie „na każdy dzień rozsądzali Pisma” (Dzieje Ap. 17:11). Po chwili namysłu przyszło by mi może do głowy także i to, że pierwsi uczniowie „na każdy dzień” przebywali w świątyni (Dzieje Ap. 2:46), w której wcześniej „na każdy dzień” nauczał Jezus (Łuk. 19:47), co wypomniał później swym prześladowcom, gdy przyszli Go aresztować (Łuk. 22:53). Żeby znaleźć inne miejsca musiałbym już z pewnością posłużyć się konkordancją. Wśród nich odkryłbym to dzisiejsze, które mówi, że trzeba codziennie nosić krzyż.

To zdumiewające, gdyż noszenie krzyża kojarzy mi się z wyjątkową hańbą, prześladowaniem, bezprzykładnym cierpieniem wzgardzonego skazańca. W tamtych czasach krzyż niosło się tylko raz w życiu – w ostatnim dniu swego życia.

Można iść za Jezusem bez niesienia krzyża. Ale wtedy nie można być Jego uczniem: „Kto nie nosi swego krzyża, a idzie za Mną, ten nie może być moim uczniem” (Łuk. 14:27). Bez noszenia krzyża mogę uczyć się od Jezusa, mogę nawet skorzystać z Jego zbawienia, ale nie mam prawa nazwać się Jego uczniem. Każdy dyrygent może i nawet powinien uczyć się dyrygowania do Karajana na podstawie jego nagrań, jego wykładów, każdy może rozkoszować się jego kunsztem, ale nie ma prawa nazwać się jego uczniem, dopóki rzeczywiście nie pobierał u niego lekcji. A zaszczytu tego dostąpiło doprawdy niewielu dyrygentów, którzy zawsze będą sobie to wpisywali do swoich biografii. Czy ja mam prawo wpisać sobie do życiorysu informację: „Jestem uczniem Jezusa”? Albo inaczej, czy Jezus powiedziałby o mnie: „To jest mój uczeń”?

Pytanie to zadawałem sobie i zadaję ustawicznie. Dzisiaj jednak zadaję sobie jeszcze dodatkowo pytanie, czy jestem uczniem Jezusa codziennie. Uczniem Karajana można się nazwać, jeśli pobrało się u niego choćby kilka lekcji w życiu. Jezus stawia swym uczniom znacznie wyższe wymagania: Albo jestem Jego uczniem codziennie, albo wogóle.

Jeśli rzeczywisty krzyż niosło się tylko raz w życiu, w ostatnim dniu życia, a ja mam go nosić codziennie, to znaczy, że każdy dzień powinien być dla mnie ostatnim. Mój rozum podpowiada mi, że jest to jedyny logiczny sposób połączenia tej symboliki z rzeczywistością. Tylko że owa rzeczywistość całkowicie mnie przerasta. Piszę te słowa w spokojnym, ciepłym, cichym pokoju, z pełnym żołądkiem, gdy za oknem rozciąga się słoneczny widok na leśne wzgórze pokryte świeżą, wiosenną zielenią. I gdzie jest mój dzisiejszy krzyż, krzyż ostatniego dnia mojego życia.

Często uspakajam się: Nie bądź taki dosłowny. Biblia to poezja, „wszystko” nie zawsze znaczy 100%, a „każdy dzień” to niekoniecznie 365 dni na rok plus 1 dzień raz na cztery lata. Ale chciałbym być ze sobą szczery. Nikt mnie nie prześladuje, nie wyśmiewa z powodu moich przekonań. Czy powinienem coś zrobić, by sprowokować te cierpienia. Nie jestem chory, nie muszę cierpieć jakichś wyjątkowo uciążliwych sytuacji życiowych. To może się oczywiście w każdej chwili zmienić (Boże niech się dzieje Twoja wola!), ale dzisiaj jest wiosenny, spokojny dzień. Może więc nie niosę żadnego krzyża a tylko idę za Jezusem, nie mając prawa nazywać się Jego uczniem?

Przepraszam Was, jeśli poczujecie się zagubieni wśród wielości tych pytań i wątpliwości. Jeśli oczekujecie teraz na jakąś puentę tego rozmyślania, to muszę Was niestety rozczarować. Dzisiaj przeżyłem piękny dzień w zgromadzeniu, nie odczuwam żadnych dolegliwości, jest chłodno ale słonecznie. Nie przeżywam żadnych rozterek. No może z wyjątkiem tej jednej właśnie: Czym jest mój dzisiejszy krzyż. A może to właśnie ta wątpliwość jest moim cierpieniem...

Daniel

Przeczytaj Tekst z Biblii Gdańskiej