On choroby nasze nosił
Wiele emocji między chrześcijanami wzbudza zagadnienie cudownego uzdrawiania w imieniu Jezusa. Z jednej strony przytacza się przykład Pawła, który prosił o wyleczenie i nie doznał cudu (2 Kor. 12:8-9), choć miał moc, by uzdrawiać innych (Dzieje Ap. 19:11-12). Mówi się przy tym, że cuda miały służyć jako znaki dla niewierzących (1 Kor. 14:22), a nie jako dobra użytkowe działające dla wygody wierzących. I znów przytacza się przykład racjonalnego Pawła, który zaleca przybranemu synowi, Tymoteuszowi, używanie wina na lekarstwo (1 Tym. 5:23), zamiast włożyć na niego ręce i uzdrowić jego wrażliwy żołądek.
Z drugiej zaś strony zwolennicy praktykowania cudownych uzdrowień nie zagłębiając się w zbyteczne ich zdaniem spekulacje spoglądają na przykład Jezusa uzdrowiciela i choć nie mogą skorzystać z cudownej mocy dotyku Jego cielesnych rąk, które przybite do krzyża obumarły dwa tysiące lat temu, to używając swych własnych próbują dokonać podobnych czynów.
Wyróżniam słowo praktykowanie, boć przecież nikt z wierzących nie zaprzecza cudnowności mocy Bożej działającej przez Chrystusa, który nie tylko umiał leczyć choroby i uciszać wiatry, ale nawet umarłych z grobu podnosił. A tylko niewiele mniejszych znaków dokonywali Jego uczniowie.
Nie zamierzam tutaj rozstrzygać sporu między zwolennikami niezbędności praktykowania uzdrowień, a tymi, którzy z niezachwianą pewnością twierdzą, że cuda ustały wraz ze śmiercią apostołów. Nie zamierzam też stawać na jednym z dwóch krańców tego sporu. Chcę wyznać jedynie prostą, dziecięcą wiarę w cuda. Te, które czynili prorocy w dawnych czasach, te, które czynił Jezus, te które praktykowali na znak Jego uczniowie i te, które mogą się zdarzyć i dzisiaj jeśli tylko Bóg zechce.
Wiara w cuda wydaje się anachronizmem w czasach stacji kosmicznych, internetu i nanotechnologii. Ludziom XXI stulecia po Chrystusie wydaje się, że umieją już wytłumaczyć prawie wszystko, a to, czego jeszcze nie udało się wyjaśnić, jest możliwe do wyjaśnienia i zostanie wyjaśnione wcześniej czy później. W naukowej pysze zaczyna nam się wydawać, że istnieje jedynie to, czego istnienie da się eksperymentalnie potwierdzić.
Tymczasem zaś istotą cudu jest jego wyjątkowość i niepowtarzalność. Gdyby uzdrowienia były miarą działania ducha Bożego, to przestały by być cudem. Nie trzeba byłoby w nie wierzyć, gdyż byłyby powszechnym i uznanym zjawiskiem. To dlatego cud jest wyjątkiem od zwykłego Bożego działania, aby w naszym kontakcie ze światem ducha potrzebna była wiara.
Wierzę więc w cuda. Wierzę, że morze rozstąpiło się przez Izraelitami, że manna spadała z nieba a nie rosła na krzakach, że Jezus zmartwychwstał, a nie zamienił się z bratem bliźniakiem, że Jego apostoł wskrzesił kobietę, która wcześniej umarła. Wierzę też, że Bóg może w każdej chwili powstrzymać działanie stworzonych przez siebie praw świata materii. On może wszystko. I dlatego nadal modlę się o uzdrowienie chorób cierpiących i wierzę, że jest to możliwe, choć nie zaniedbuję wizyt u lekarza i zażywania lekarstw. Z pokorą jednak przyjmuję prawdę, że cud jest i musi pozostać zjawiskiem wyjątkowym i tylko Bóg i Jezus mają prawo decydować, kiedy ten wyjątek powinien zostać uczyniony.
Daniel K.