Córki Celofchada

Bo nie ma być przenoszone dziedzictwo, z pokolenia na pokolenie insze; ale każdy przy dziedzictwie swojem zostać ma z pokolenia synów Izraelskich. 4 Mojż. 36:9

      Właściwie to chciałem zatytułować te przemyślenia „nieprzenoszenie dziedzictwa”, lub „trwanie przy swoim dziedzictwie", ale gdy zobaczyłem ten tytuł, pomyślałem, że zabrzmi on zbyt konserwatywnie, a przecież w głębi duszy nie jestem chyba konserwatystą. Dlatego też wybrałem emocjonalnie bardziej obojętny tytuł, nawiązujący po prostu do świętego tekstu nieskażonymi naszymi orientacjami i skrzywieniami.
      Ale o co chodzi. Córki pewnego Menaszeszyty, Celofchada, nie miały brata, więc jakiś już czas temu wniosły „obywatelską inicjatywę ustawodawczą”, by córki również mogły dziedziczyć, jeśli w rodzinie nie ma syna. Mojżesz uchwalił takie prawo. Teraz jednak powstawał problem z małżeństwami takich dziedziczących córek. Ich mężowie też mieli przecież jakieś dziedzictwo, a wtedy łączyłyby się dwa dziedzictwa lub część działu Menaszeh przechodziłaby na inne pokolenia. Prowadziłoby to do strat i zamieszania. Dlatego zaistniała konieczność dodatkowego uregulowania, by córki dziedziczące mogły wychodzić za mąż wyłącznie w obrębie własnego pokolenia.
      Tyle historia, w największym skrócie oczywiście. A teraz już orientacja i skrzywienie. Tak jak jeden Izrael był podzielony na plemiona i rody w obrębie plemion, tak lud Boży ma swoje oddziały. Granice między nimi mogą być geograficzne lub historyczne. Ale jest i tak, że w jednocześnie i obok siebie istniejących „gromadach” ludu Bożego mamy jakieś specjalizacje w obrębie duchowego życia. Na ogół każda z owych gromad uzurpuje sobie prawo do wyłączności Bożej łaski. Może i słusznie nie wiem. W moim trochę liberalnym umyśle jest zamknięta szufladka z napisem: „Nie twoje sprawy". Tam również zamknąłem sprawę Bożego wybrania. Ja mam swoją społeczność, w której się wychowałem i w której poznałem Boga i Jezusa. Czy to jest moje dziedzictwo, którego nie powinienem przenosić?
      Co oznacza przenoszenie dziedzictwa na inne pokolenie? Może lepiej zacząć od drugiego, pozytywnego końca. Bóg powierzył nam pewne działy pracy, byśmy o nie dbali. Nad morzem i jeziorem trzeba łowić ryby, w górach paść owce i uprawiać wino, a na nizinnych równinach siać zboże. Nawet nad Morzem Martwym była pewna praca do wykonania; uprawiano aromatyczne rośliny i pozyskiwano minerały. Zajmowanie się rybołówstwem nad Morzem Martwym nie miałoby jednak żadnego sensu. Może tak też jest i z nami. Jest jakaś odpowiedzialność za powierzone nam dziedzictwo i trudno jest czasami przenieść inne rodzaje pracy na teren własnego dziedzictwa. Niektóre nowe „uprawy" się przyjmują, inne całkowicie nie, bo teren nieodpowiedni. Jeśli jednak koniecznie ciągnie nas do rybołówstwa, choć urodziliśmy się nad Morzem Martwym, to zawsze można myśleć o ożenku z dziedziczącą córką innego plemienia, np. z Galilei. Z drugiej jednak strony zawsze pozostaje pytanie: A co z moim dziedzictwem, czy mój ojciec miał tylu synów, by zajmowali się balsamem i innymi lekarstwami znad Morza Martwego?
      Córki Celofchada chciały wyjść za mąż i mieć dzieci. Może w innych pokoleniach znaleźliby się mężczyźni, którzy mieli już dość gęstych od soli wód Morza Martwego. Bóg jednak ustawą Mojżesza i starszych postawił zagrodę dla takiej możliwości. I niech każdy sam wyciągnie z tego wniosek. Mniej lub bardziej konserwatywny.
     

Daniel K.

Przeczytaj Tekst z Biblii Gdańskiej