Czytano więc z tej księgi, księgi Prawa Bożego, dobitnie, z dodaniem objaśnienia, tak że lud rozumiał czytanie. | ||||||
15 Szewat 5767 - 3 lutego 2007
Czytanie Tory:
Przeczytaj tekst
• Izrael rozpoczyna wędrówkę z Sukkot przez Etam do Pi Hachirot nad Morzem Trzcin • Pojawienie się Słupa obecności Bożej • Faraon ściga Izraelitów • Pierwsze szemranie ludu • Przejście Izraela przez Morze Trzcin (Jam Suf) • Zatopienie wojsk faraona • Pieśń Mojżesza • Pieśń Miriam • Przybycie do gorzkich wód Mara i ponowne szemranie ludu a przez to kuszenie Pana Boga • Przybycie do Elim, oazy dwunastu źródeł i siedemdziesięciu palm • Przybycie na pustynię Sin i trzecie szemranie ludu • Zapowiedź cudownego udzielenia mięsa na wieczór i chleba na rano • Przepiórki • Manna • Ustanowienie Szabbatu • Przybycie do Rafidim • Czwarte szemranie ludu z powodu braku wody • Cudowne wyprowadzenie wody ze skały • Wojna z Amalekitami • Polecenie spisania ksiąg •
Między szemraniem a uwielbieniem Opowiadanie o przejściu Izraelitów przez Jam Suf (Morze Trzcin, potocznie zwane Morzem Czerwonym) i pierwszych etapach wędrówki po pustyni to historia krańcowych przeżyć i wielkich emocji: od załamania po uwielbienie, od wdzięczności po bluźnierstwo, od wycieńczenia do ucztowania. I nie ma w tym nic dziwnego. Lud nawykły do ciężkiej, niewolniczej pracy nie znał zupełnie trudu życia pustynnych nomadów. W Egipcie mieszkali w stosunkowo wygodnych domach, obficie zaopatrzonych w wodę i jedzenie. Potęga militarna i bogactwo faraona strzegło bezpieczeństwa kraju, również jego niewolników. Wystarczyło wykonać swoją dzienną normę pracy, a cała reszta była przejrzyście prosta.
Życie niewolnika ma swoje uroki. Trzeba może ciężko pracować, bywa się udręczonym i poniżanym, ale też nie trzeba podejmować samodzielnych decyzji. Ktoś wie, ile jest potrzebnych cegieł, ktoś powie jak zmieszać je z trzciną, ktoś dostarczy jedzenie, ktoś powie kiedy się kłaść i kiedy wstawać. Gdy niewolnik nagle zostanie zmuszony do prowadzenia samodzielnego życia, często okaże się, że jest do niego zupełnie nieprzygotowany. Zrzucenie kajdanów to dopiero początek trudnej drogi do wolności.
Dlatego nie powinniśmy bardzo oburzać się na Izraelitów, że zaledwie kilka dni po cudownym opuszczeniu ziemi Goszen, jeszcze w ziemi egipskiej, zaczynają od razu narzekać, że inaczej wyobrażali sobie tę wymarzoną wolność: Brak zagrożenia, brak wielkiego wysiłku, stałe miejsce zamieszkania, poczucie bezpieczeństwa - czy można się dziwić tym wymaganiom? Wszyscy chcielibyśmy osiągnąć takie minimum wygody życia. A tu zagrożenie wojną z faraonem, wielkie morza i pustynie do przebycia, niepewność jutra, konieczność zapewnienia sobie bezpieczeństwa własnym mieczem - czy za wolność trzeba płacić aż tak wysoką cenę?
Pan Bóg cierpliwie znosi pierwsze objawy niewdzięczności i braku wiary. Pokazuje ludowi, co potrafi, tak jakby demonstracja mocy w dziesięciu plagach i złupieniu złota Egiptu nie była jeszcze wystarczająca. Pan Bóg stawia przed Izraelem słup swej obecności, rozdziela morze, uzdrawia gorzką wodę, daje mięso i chleb z nieba, wyprowadza wodę ze skały, pokonuje Amalekitów. Mimo to można by mieć pretensję do Pana Boga, i Izraelici ją mają, wszyscy ją czasami okazujemy - dlaczego morze nie od razu jest suche, a faraon nie siedzi spokojnie w pałacu, dlaczego wody Mara najpierw są gorzkie, a dopiero potem uzdrowione, dlaczego najpierw jest pragnienie, a potem woda, głód a dopiero potem chleb, dlaczego trzeba go mozolnie zbierać po krzakach, dlaczego nie spada w wielkich bochenkach prosto do garnka, dlaczego na drodze obranej przez Boga są pustynie i Amalekici, z którymi trzeba się bić, dlaczego, dlaczego... A Pan Bóg spokojnie patrzy na nas ze swego wysokiego nieba i daje rosę i chleb na każdy dzień.
Pan Bóg czyni cuda. Cuda wielkie i małe, niezwykłe i te całkiem normalne. Czasami wydaje się, że kładzie nam się do stóp cały świat, że wielkie morze ucieka na tupnięcie buta, że tonie w nim wielki prześladowca. A czasem znów mozolnie brniemy w piachu z całym ciężarem naszego dobrobytu po to, by za kolejną górą zobaczyć następną pustynię. I wtedy przychodzi to najtrudniejsze - uwielbianie Boga na bezdrożach życia, śpiewanie pieśni chwały z poranionymi stopami i wyschniętym gardłem, klękanie na obolałych, ledwie zginających się kolanach. Łatwo jest chwalić Tego, który w łyżce wody utopił naszego wroga, który posyła tłuste przepiórki. Ale chwalić Boga trzeba także wtedy, gdy po trzech dniach wyczerpującej wędrówki dowleczemy się do kałuży z gorzką, cuchnącą wodą, w której nie można się nawet obmyć. Dopiero w Mara sprawdza się jakość naszej wiary. To dlatego wody nie od razu są słodkie.
|