Powrót

 na Szabbat

28 Kislew 5765

 

11 grudnia 2004


10. Miketz (Po wyjściu) 1 Mojż. 41:1-44:17

• Faraona sen o krowach i kłosach • Podczaszego pamięci odzyskanie • Józefa wyjście z więzienia i faraona snu objaśnienie • Safnat Paneacha wywyższenie • Dziesięciu braci po zboże przybycie • Benjamina przyprowadzenie i oskarżenie • Judy szlachetnej obrony zapoczątkowanie •


“Cóż oddam Panu … Kielich obfitego zbawienia wezmę.” – Psalm 116:12,13

Miłuję Pana, miłuję … rozkołysane winem serce młodzieńca powtarzało bez końca te same dwa słowa, miłuję Pana, miłuję. Stary ojciec po wielokroć uczył go o przymierzu, jakie Bóg zawarł z Abrahamem. Choć niewiele jeszcze z tego rozumiał, to dość aby wiedzieć, że nie kto inny, tylko Bóg Abrahama wyrwał go z paszczęki samego lwa, strasznego wezyra potężnego Kraju Południa. Teraz, kiedy już bezpiecznie wracali do domu, cała ta przygoda zdawała mu się być całkiem interesująca. Straszny wezyr, który podobno miał go pożreć, okazał się całkiem przyjemny i te jego oczy, takie dziwnie swoje, wcale nie egipskie. Czasami karawany idące z Egiptu do Damaszku zbaczały nieco i pojawiały się w okolicach Hebronu. Widział wtedy Egipcjan, mieli zupełnie inne oczy niż wielki wezyr. Kiedy ten siedział na tronie trudno było cokolwiek zauważyć, ale potem na uczcie – ach cóż to była za uczta, tyle jedzenia na raz nigdy w życiu nie widział, a jego porcje były największe ze wszystkich, choć był najmniejszym z uczestników posiłku – wielki wezyr przyszedł całkiem blisko, a do towarzystwa upodobał sobie właśnie jego. Dlaczego? Przecież zwykli młodzieńcy nie bywają dobrymi kolegami dla wielkich wezyrów. Dał mu nawet trochę wina. Każdy miał swój kielich, a kielich wielkiego wezyra był największy i najpiękniejszy, z prawdziwego srebra. Nalał mu wina do swojego kielicha i rozmawiał z nim. Mówił po egipsku, a inny człowiek tłumaczył na język, który był prawie zrozumiały, jego słowa też były tłumaczone na niezrozumiały, śmieszny bełkot egipski. Za którymś razem, gdy mówił, zdaje się o ojcu, czy matce, którą znał jedynie z opowiadań, zdawało mu się jakby wezyr zrozumiał wcześniej niż usłyszał bełkotanie tłumacza. A może to było tylko złudzenie.

Osły objuczone worami ze zbożem ciężko stąpały po rozeschniętej, glinianej skorupie ziemi, co od lat nie widziała wody. Beniamin kroczył obok osła, który dźwigał dwa wielkie wory jego działu zboża. Dostał dwa wory jak wszyscy dorośli, dumnie oparł rękę na grzbiecie wolno stąpającego zwierzęcia i obejrzał się jeszcze raz w stronę znikającego za horyzontem miasta otulonego daktylowymi palmami. Dostrzegł zarazem, że z bramy wyłonił się oddział konny i szybko zmierzał w ich kierunku. Pewnie kogoś ścigają, pomyślał i ze spokojem podziwiał ich umiejętności jeździeckie. Wkrótce wszyscy wędrowcy usłyszeli tętent i zeszli z wąskiej drogi, aby przepuścić konnicę. Jakież było ich zdziwienie, gdy pierwszy jeździec osadził konia i nie schodząc na ziemię zaczął coś wołać po egipsku. Beniamin nic nie rozumiał z tego harmidru, jaki się zaraz zrobił. Bracia krzyczeli, rozrywali szaty i pokazywali na przewożony cenny ładunek. Usłyszał jedynie jedno zdanie … u którego się to znajdzie niech umrze … Co się znajdzie? Dlaczego ma umierać? Naraz bracia przystąpili do rozwiązywania worków umocowanych do oślich grzbietów. Ktoś krzyknął, aby i on to zrobił. Pospiesznie zaczął szarpać sznury, aż ukazały się złote ziarna. Wszyscy bracia zanurzali ręce w worach, grzebali w zbożu, pokazując, że nic tam nie ma. On też zanurzył ręce w ciepłym, sypkim ziarnie i nagle poczuł, że uchwycił coś twardego. Oto trzymał w ręku kielich wielkiego wezyra, z którego wczoraj pił wino. O tu, są jeszcze czerwone zaschnięte ślady przedniego napoju. Z radością patrzył na piękny kształt srebra. Piękny podarunek, jak dla przyjaciela, pomyślał i już chciał zawołać, popatrzcie co znalazłem, gdy naraz ujrzał przerażone oczy braci i triumfalny uśmiech jeźdźca. Niewiele myśląc schował kielich za plecami i usiłował wepchnąć go z powrotem do wora, ale było już za późno. Nastała cisza.

Chwilę potem pod eskortą oddziału wracali do miasta, aby stanąć ponownie przed wielkim wezyrem. Kazali mu zabrać kielich. W jego uszach nieustannie dźwięczały słowa … “u którego by to znaleziono niech umrze”. Niech umrze, niech umrze, znów dwa słowa kołatały się w rozgorączkowanym umyśle młodzieńca. A Bóg Abrahama, gdzie jest Bóg ojca Abrahama. Gdy pojawił się wezyr, wszyscy upadli na twarze. Beniamin skulił się przyciskając kielich do piersi. Nie chciał nic słyszeć, ale uszy jego przeszył donośny głos tłumacza powtarzającego słowa wielkiego wezyra … “mąż, w którego ręku znaleziony jest kielich będzie niewolnikiem moim” … będzie niewolnikiem moim. Zaraz też poczuł na swoich plecach mocną rękę Judy, który podniósł go i wyjął z zaciśniętych dłoni kielich.

Teraz Juda długo oglądał piękne srebro, podziwiał piękne kształty. Dziwny dar, pomyślał ze smutkiem nic z tego nie rozumiejąc. Na wewnętrznych ściankach starego srebra lśniły brunatną czerwienią zaschłe krople wina nalewanego podczas wczorajszej uczty hojną ręką wezyra. Całkiem jak krew, pomyślał. Czyja? Beniamina, ojca Jakuba? Przypomniał sobie palącą czerwień świeżej krwi koźlęcia, która zbrukała piękną szatę. Krew, tak to krew Józefa. Podniósł oczy i spojrzał na wezyra, którego słowa jeszcze odbijały się echem po wielkiej sali pałacu … mąż, w którego ręku znaleziony jest kielich, ten będzie niewolnikiem moim … Ręka z kielichem powoli uniosła się w gorę w geście bolesnego triumfu. I wtedy w oczach wielkiego wezyra pojawiły się łzy.

* * *

Czy jest na świecie taki Żyd, chrześcijanin albo muzułmanin, który nie znałby historii Józefa przynajmniej w zarysie? Pewnie i niejeden wykształcony, a może nawet i prosty człowiek obcej kultury też słyszał o hebrajskim niewolniku wyniesionym na tron zastępcy egipskiego faraona, o siedmiu latach tłustych i chudych i o zapasach zboża gromadzonych w wielkich spichlerzach nad Nilem. Nawet na najbardziej skróconych kursach religii chrześcijańskiej naucza się o Józefie. Nic też dziwnego, bo to historia niezwykle piękna, a jej pouczające ciepło porusza najczulsze struny naszej wrażliwości. Kogóż nie oburza niegodziwe oskarżenie rzucone na cnotliwego młodzieńca przez występną żonę egipskiego urzędnika. Któż nie pokiwa głową nad niewdzięcznością dworskiego podczaszego, któremu pamięć powracała dopiero w miarę zauważania korzyści z jej posiadania. Kogóż nie napawa podnieceniem oszałamiająca kariera młodego człowieka, który wprost z więzienia trafia na urząd premiera wielkiego mocarstwa - to tak jakby Lech Wałęsa czy Waclaw Havel trafili nie na fotel prezydencki jakiegoś państwa w Europie Środkowej, ale wprost na urząd wiceprezydenta Stanów Zjednoczonych, na przykład. Kogóż nie wzruszają skrywane łzy Józefa, gdy po przeszło dwudziestu latach spotyka swych braci, o których chciał już w rozpaczy zapomnieć. Któż nie solidaryzuje się z jego chęcią udzielenia im nauczki. Kto z nas nie zna historii o Józefie.

Ale kto z nas słyszał o urzędniku egipskim imieniem Safnat Paneach. Pewnie nawet ci pilniejsi czytelnicy Biblii mają trudności z przypomnieniem sobie tego imienia, z przypisaniem go do osoby, tej samej osoby, którą tak dobrze znamy pod innym imieniem. A przecież za tamtych czasów było dokładnie odwrotnie. Cały Egipt i ówczesna strefa gospodarcza w rejonie wpływów Egiptu dobrze znała wybitnego wezyra wielkiego mocarstwa - imię jego niech będzie wywyższone - dzięki którego zapobiegliwości i wiedzy cały region ochroniony został od wyniszczającej klęski głodu. Nawet rodzina patriarchy Jakuba przed laty już pogrzebała w pamięci imię Józefa, a z szacunkiem i nadzieją wypowiadano zapewne i w jej namiotach pogańskie imię wice-króla Egiptu. Imię, to słowo, które wywołuje z pamięci obraz człowieka. Inny obraz ukazywał się przed oczyma Jakuba, gdy boleśnie wypowiadał w ciszy swego namiotu imię Józefa, a zupełnie inny, gdy ktoś opowiadał o niejakim Safnat Paneachu. Dopiero po latach owe dwa obrazy, dzięki wielkiemu Bożemu miłosierdziu, połączyć się miały w jedną całość wzruszającej historii Józefa przechowanej dla nas w pamięci Mojżesza.

Jeszua, Jechoszua - te imiona wywołują w naszej pamięci najczęściej obraz wielkiego wodza Izraela wprowadzającego naród do obiecanego Kanaanu. Być może niektórzy z nas przypomną sobie pierwszego kapłana drugiej świątyni w Jerozolimie. Któż z nas z takim właśnie imieniem kojarzy powszechnie czczoną i ubóstwianą nawet postać, znaną po całym świecie pod greckim imieniem Jezus. Te dwa imiona różnią się nie tylko kilkoma literami. Za każdym z nich - nawet jeśli nazwiemy nimi jedną i tę samą postać Wielkiego Mistrza z Nazaretu - kryje się całkowicie odmienny świat skojarzeń i ideologii. Jedno imię ukazuje odczłowieczoną, legendarną postać na pół pogańskiego boga z tysięcy obrazów i ikon, drugą osobę jakiegoś potrójnego bóstwa, czasem pod postacią dziecka na rękach matki o skostniałej twarzy, innym razem zaś pod nieziemską postacią strasznego mściciela na obłokach. A przecież Miriam mówiła do swego syna Jeszua i myślała: bo on zbawi lud swój.

Tak jak kiedyś w Egipcie, tak i dzisiaj wielki Zbawiciel świata znany jest prawie wyłącznie pod pogańskim imieniem. Może tylko Jego rodzina rozpoznaje Go jeszcze pod prawdziwym imieniem, choć pewnie i z nich większość ma go jedynie za nieżywego, „byłego” brata. A przecież on żyje i karmi świat - Wielki Zbawiciel świata Safnat Paneach. Nieznany Józef ciągle jeszcze nie pojednany z braćmi. Jakiego Zbawiciela znamy, z jakim się utożsamiamy? Przeczytajmy i zastanówmy się, kim chcielibyśmy, aby był dla nas umiłowany syn Jakuba, Józefem, czy Safnat Paneachem.


10. Miketz (Po wyjściu) 1 Mojż. 41:1-44:17

Tekst w tłumaczeniu Biblii Gdańskiej

41,1 I stało się po wyjściu dwóch lat, że się śniło Faraonowi, jakoby stał nad rzeką.
2 A oto z rzeki wychodziło siedem krów, pięknych na wejrzeniu i tłustych na ciele, które się pasły na łące.
3 Oto, też siedem krów innych wychodziło za niemi z rzeki, szpetnych na wejrzeniu, i chudych na ciele, które stały wedle krów pierwszych nad brzegiem rzeki.
4 I pożarły one krowy szpetne na wejrzeniu i chude na ciele, siedem krów pięknych na wejrzeniu i tłustych; zatem ocknął się Farao.
5 A gdy usnął, śniło mu się po wtóre; a oto siedem kłosów wyrastało z jednego źdźbła, pełnych i cudnych.
6 Oto, też siedem kłosów cienkich i wysuszonych od wiatru wschodniego wyrastało za nimi.
7 I pożarły te kłosy cienkie, siedem onych kłosów pięknych i zupełnych; i ocknął się Farao.
8 A toć był sen. A gdy było rano, strwożony był duch jego; i posławszy wezwał wszystkich wieszczków Egipskich, i wszystkich mędrców jego, i opowiedział im Farao sny swoje; a nie było, kto by je wyłożył Faraonowi.
9 Zatem rzekł przełożony nad podczaszymi do Faraona, mówiąc: Grzechy moje ja dziś przypominam sobie.
10 Farao rozgniewawszy się na sługi swe, dał mię był pod straż do domu hetmana żołnierzów, mnie i przełożonego nad piekarzami.
11 Tam się nam śnił sen jednejże nocy, mnie i jemu; każdemu według wykładu snu jego śniło się.
12 A był tam z nami młodzieniec Hebrejczyk, sługa hetmana żołnierzów, któremuśmy powiedzieli, i wyłożył nam sny nasze, każdemu według snu jego wyłożył.
13 I stało się, że jako nam wyłożył, tak było; mię przywrócił król na miejsce moje, a onego obwiesił.
14 Tedy posławszy Farao, wezwał Józefa, i prędko go wyprowadzono z więzienia; który ostrzygłszy się, i odmieniwszy szaty swoje przyszedł do Faraona.
15 I rzekł Farao do Józefa: Śnił mi się sen, a nie mam, kto by mi go wyłożył; alem ja o tobie słyszał, gdy mówiono, że gdy usłyszysz sen, umiesz go wyłożyć.
16 I odpowiedział Józef Faraonowi, mówiąc: Oprócz mnie Bóg opowie rzeczy szczęśliwe Faraonowi.
17 Tedy rzekł Farao do Józefa: Zdało mi się we śnie, jakobym stał na brzegu rzeki.
18 A oto z rzeki wychodziło siedem krów tłustych na ciele, i pięknych na wejrzeniu, a pasły się na łące.
19 Oto, zaś wychodziło siedem krów innych za nimi, nędznych i szpetnych na wejrzeniu, i chudych na ciele; nie widziałem we wszystkiej ziemi Egipskiej tak szpetnych.
20 I pożarły krowy chude i szpetne siedem krów pierwszych tłustych.
21 A choć się dostały do wnętrzności ich, przecię nie było znać, że się dostały do wnętrzności ich: bo na wejrzeniu były szpetne, jako i przedtem; i ocknąłem się.
22 Widziałem zaś we śnie, a oto, siedem kłosów wyrastało z jednego źdźbła pełnych i pięknych.
23 Oto, też siedem kłosów suchych, cienkich, i wyschłych od wiatru wschodniego, wyrastało za nimi.
24 I pożarły te kłosy cienkie siedem onych kłosów pięknych. I powiedziałem to wieszczkom; ale nie było, kto by mi wyłożył.
25 Tedy rzekł Józef do Faraona: Sen Faraonów jedenże jest: co Bóg uczyni, oznajmił Faraonowi.
26 Siedem krów pięknych jest siedem lat, a siedem kłosów cudnych, jest też siedem lat; sen to jeden.
27 Siedem zaś krów chudych i szpetnych, które wychodziły za niemi, jest siedem lat, a siedem kłosów czczych, i wyschłych od wiatru wschodniego, będzie siedem lat głodnych.
28 A toć jest, com powiedział Faraonowi; co Bóg będzie czynił, ukazał Faraonowi.
29 Oto, siedem lat nadejdzie bardzo obfitych we wszystkiej ziemi Egipskiej.
30 A po nich nastąpi siedem lat głodu, i w zapomnienie przyjdzie wszystka ona obfitość w ziemi Egipskiej, i wytrawi głód ziemię.
31 Tak, że nie będzie znać w ziemi obfitości onej dla głodu przyszłego: albowiem ciężki będzie bardzo.
32 A iż się po dwa kroć śnił sen Faraonowi, znaczy, że to pewna rzecz od Boga, i pospiesza Bóg wykonać ją.
33 Przetoż teraz niech znajdzie Farao męża rozumnego i mądrego, a przełoży go nad ziemią Egipską.
34 Niech tak uczyni Farao, a postanowi urzędniki nad ziemią i zbierze piątą część urodzajów ziemi Egipskiej przez te siedem lat obfitych.
35 I niech zbierają wszelaką żywność lat dobrych następujących, i zgromadzają zboża pod rękę Faraonową, i żywność w mieściech niech chowają.
36 A będzie ona żywność na wychowanie ziemi na siedem lat głodu, które będą w ziemi Egipskiej aby nie niszczała ziemia od głodu.
37 I podobało się to Faraonowi, i wszystkim sługom jego.
38 I rzekł Farao do sług swoich: Izaż znajdziemy podobnego mężowi temu, w którym by był Duch Boży?
39 Zatem rzekł Farao do Józefa: Ponieważ ci oznajmił Bóg to wszystko, nie masz żadnego tak rozumnego i mądrego jako ty.
40 Ty będziesz nad domem moim, a według rozkazania ust twoich sprawować się będzie wszystek lud mój: tylko stolicą większy nad cię będę.
41 Nad to rzekł Farao do Józefa: Oto, postanowiłem cię nad wszystką ziemią Egipską.
42 Zdjął tedy Farao pierścień swój z ręki swej, i dał go na rękę Józefową; oblekł go też w szatę bisiorową, i włożył łańcuch złoty na szyję jego.
43 I kazał go wozić na wtórym wozie swoim, a wołano przed nim: Kłaniajcie się. I przełożył go nad wszystką ziemią Egipską.
44 Zatem rzekł Farao do Józefa: Jam jest Farao, a bez twego pozwolenia nie podniesie żaden ani ręki, ani nogi swej, we wszystkiej ziemi Egipskiej.
45 I nazwał Farao imię Józefowe, Safnat Paneach, a dał mu Asenatę, córkę Potyfara, przełożonego Ońskiego, za żonę. I wyjechał Józef na ziemię Egipską.
46 A było Józefowi trzydzieści lat, gdy stanął przed Faraonem, królem Egipskim; i wyszedłszy Józef od oblicza Faraonowego, objechał wszystkę ziemię Egipską.
47 Zrodziła tedy ziemia w onych siedmiu latach urodzajnych obficie.
48 I zgromadził Józef wszystkę żywność onych siedmiu lat, która była w ziemi Egipskiej i składał żywność w mieściech; urodzaj polny każdego miasta, który był około niego, składał w niem.
49 Zaczem nagromadził Józef zboża, jako piasku morskiego bardzo wiele, aż go zaniechano liczyć; bo mu nie było liczby.
50 A Józefowi urodzili się dwaj synowie, pierwej niż przyszedł rok głodu, które mu urodziła Asenat, córka Potyfara, przełożonego Ońskiego.
51 Nazwał tedy Józef imię pierworodnego Manases, mówiąc: Że mi dał Bóg zapomnieć wszelkiej pracy mojej, i wszystkiego domu ojca mego.
52 A imię drugiego nazwał Efraim, mówiąc: Iż mię rozmnożył Bóg w ziemi utrapienia mego.
53 Tedy się skończyło siedem lat obfitości, która była w ziemi Egipskiej.
54 I poczęło siedem lat głodu następować, jako był przepowiedział Józef. I był głód po wszystkich krainach: ale we wszystkiej ziemi Egipskiej był chleb.
55 Jednak potem ściśniona była głodem wszystka ziemia Egipska, i wołał lud do Faraona, o chleb. I rzekł Farao wszystkim Egipczanom: Idźcie do Józefa, a co wam rzecze uczyńcie.
56 I był głód po wszystkiej ziemi. Tedy otworzył Józef wszystkie gumna, w których było zboże, i sprzedawał Egipczanom; bo się był głód zmocnił w ziemi Egipskiej.
57 I ze wszystkiej ziemi przyjeżdżano do Egiptu, kupować żywność od Józefa; bo się był zmocnił głód po wszystkiej ziemi.

42,1 A widząc Jakób, że było zboże w Egipcie, rzekł do synów swoich: Czemuż się oglądacie jeden na drugiego?
2 I mówił im: Otom słyszał, że jest zboże w Egipcie. Jedźcież tam, a kupcie nam stamtąd, abyśmy żywi byli, a nie pomarli.
3 Jechało tedy dziesięć braci Józefowych kupować zboże, do Egiptu;
4 Ale Benjamina, brata Józefowego nie posłał Jakób z bracią jego, bo mówił: By snać nie przypadło nań co złego.
5 I szli synowie Izraelowi pospołu z innymi tamże idącymi kupować zboże; albowiem był głód w ziemi Chananejskiej.
6 A Józef był przedniejszym rządcą w onej ziemi; onże sprzedawał zboża wszystkiemu ludowi ziemi. A gdy przyszli bracia Józefowi, kłaniali mu się twarzą do ziemi.
7 A ujrzawszy Józef bracią swą, poznał je; lecz stawił się im jako obcy, i mówił do nich surowo, i rzekł do nich: Skądeście przyszli? I odpowiedzieli: Z ziemi Chananejskiej, abyśmy nakupili żywności.
8 Tedy poznał Józef bracią swą; ale go oni nie poznali.
9 I wspomniał Józef na sny, które mu się śniły o nich, i rzekł im: Szpiegowieście wy, a przyszliście, abyście przepatrzyli miejsca nieobronne tej ziemi.
10 A oni mu odpowiedzieli: Nie tak, panie mój; ale słudzy twoi przyszli, aby nakupili żywności.
11 Wszyscyśmy synowie jednego męża; ludzieśmy szczerzy, a nie są słudzy twoi szpiegami.
12 A on rzekł do nich: Nie tak, aleście nieobronne miejsca tej ziemi przyszli przepatrować.
13 I rzekli: Dwanaście nas braci było sług twoich, synów jednego męża w ziemi Chananejskiej; a oto, najmłodszy z ojcem naszym teraz jest w domu, a jednego już nie masz.
14 I rzekł im Józef: Toć jest com ja wam powiedział, mówiąc: Szpiegowieście wy.
15 Przez to was doświadczę; żywie Farao, nie wynijdziecie stąd, aż mi tu przyjdzie brat wasz młodszy.
16 Poślijcież jednego z was, aby przywiódł brata waszego, a wy w więzieniu będziecie, ażby były doświadczone słowa wasze, jestli prawda przy was; a jeźli nie, żywie Farao, żeście wy szpiegowie.
17 Tedy je dał pod straż do trzech dni.
18 I mówił do nich Józef dnia trzeciego: Uczyńcie tak, a żyć będziecie; boć się ja boję Boga.
19 Jeźliście szczerzy, brat wasz jeden niech będzie okowany w więzieniu, gdzieście wy byli; a wy jedźcie i odnieście zboże, abyście odjęli głodowi domy wasze.
20 A brata waszego młodszego przywiedźcie do mnie, a sprawdzą się słowa wasze, i nie pomrzecie. I uczynili tak.
21 I mówili jeden do drugiego: Zaprawdęśmy zgrzeszyli przeciwko bratu naszemu; bo widząc utrapienie duszy jego, gdy się nam modlił, nie wysłuchaliśmy go; dla tegoż przyszedł na nas ten kłopot.
22 Odpowiedział im tedy Ruben, mówiąc: Izalim wam nie mówił temi słowy: Nie grzeszcie przeciw pacholęciu? a nie usłuchaliście; otóż teraz krwi jego z rąk naszych szukają.
23 A oni nie wiedzieli, żeby rozumiał Józef; bo tłumacz był między nimi.
24 Odwróciwszy się tedy od nich Józef, płakał; a obróciwszy się do nich, mówił z nimi, i wziąwszy od nich Symeona, związał go przed oczyma ich.
25 I rozkazał Józef, aby napełniono wory ich zbożem, i wrócono pieniądze ich każdemu do woru jego, i żeby im dano żywności na drogę; i uczyniono tak.
26 Tedy oni włożywszy zboża swoje na osły swe, odjechali stamtąd.
27 I rozwiązawszy jeden z nich wór swój, aby dał obrok osłowi swemu w gospodzie, ujrzał pieniądze swoje, które były na wierzchu w worze jego.
28 I rzekł do braci swej: Wrócono mi pieniądze moje, a oto, są w worze moim. Tedy im upadło serce, i zdumieli się, jeden do drugiego mówiąc: Cóż nam to Bóg uczynił?
29 Zatem przyszli do Jakóba, ojca swego, do ziemi Chananejskiej, i powiedzieli mu wszystko, co się im przydało, mówiąc:
30 Mówił z nami on mąż, pan onej ziemi, surowo, i udał nas za szpiegi ziemi;
31 A myśmy mu rzekli: Szczerzyśmy, nie byliśmy szpiegami;
32 Dwanaście nas było braci synów ojca naszego; jednego już nie masz, a młodszy teraz jest z ojcem naszym w ziemi Chananejskiej.
33 I mówił do nas mąż on, pan onej ziemi: Po tem poznam, żeście szczerzy; brata waszego jednego zostawcie u mnie, a zboże dla odjęcia głodowi domów waszych weźmijcie a idźcie;
34 Potem przywiedźcie brata waszego młodszego do mnie, abym poznał, żeście wy nie szpiegowie, ale szczerzy; tedy wam wrócę brata waszego, a w tej ziemi handlować będziecie.
35 I stało się, gdy wypróżniali wory swoje, a oto, każdy znalazł węzeł pieniędzy swych w worze swoim; a obaczywszy węzły z pieniędzmi swymi, oni i ojciec ich, polękali się.
36 I rzekł im Jakób, ojciec ich: Osierociliście mię, Józefa nie masz, i Symeona nie masz, a Benjamina weźmiecie; na mię się to wszystko złe zwaliło.
37 I rzekł Ruben do ojca swego, mówiąc: Dwóch synów moich zabij, jeźlić go zaś nie przywiodę; daj go do ręki mojej, a ja go tobie przywrócę.
38 Ale on rzekł: Nie pójdzie syn mój z wami, gdyż brat jego umarł, a on sam tylko został; a jeźliby nań przypadło co złego na drodze, którą pójdziecie, tedy doprowadzicie sędziwość moję z żałością do grobu.

43,1 A głód wielki był w onej ziemi.
2 I stało się, gdy strawili onę żywność, którą byli przynieśli z Egiptu, że rzekł do nich ojciec ich: Idźcie znowu, a kupcie nam cokolwiek żywności.
3 I rzekł do niego Judas, mówiąc: Oświadczając oświadczył się przeciwko nam ten mąż mówiąc: Nie ujrzycie oblicza mojego, jeźli nie będzie brat wasz z wami:
4 Jeźli tedy poślesz brata naszego z nami, pojedziemy i nakupiemyć żywności;
5 Ale jeźli nie poślesz, nie pojedziemy; bo on mąż mówił do nas: Nie ujrzycie twarzy mojej, jeźli nie będzie brata waszego z wami.
6 Tedy rzekł Izrael: Przeczżeście mi tak źle uczynili, powiedziawszy temu mężowi, że jeszcze macie brata?
7 I rzekli: Pilnie się pytał on mąż o nas, i o rodzinie naszej, mówiąc: Żywże jeszcze ojciec wasz? macieli jeszcze którego brata? I odpowiedzieliśmy mu według pytania jego; cóżeśmy wiedzieli, że miał mówić: Przywiedźcie mi tu brata waszego?
8 I rzekł Judas do Izraela, ojca swego: Poślij tego młodzieńca ze mną, a wstawszy pojedziemy, abyśmy żyli a nie pomarli głodem, tak my, jako i ty, i dziateczki nasze.
9 Ja przyrzekam zań, z ręki mojej szukaj go; jeźli go nie przywiodę do ciebie, a nie stawię go przed tobą, będęć winien grzechu po wszystkie dni;
10 Bo gdybyśmy byli nie omieszkali, już byśmy się byli dwa kroć wrócili.
11 Tedy rzekł do nich Izrael, ojciec ich: Jeźliże tak być musi, uczyńcież to; nabierzcie najlepszych pożytków ziemi w naczynia wasze, a zanieście mężowi onemu w upominku: trochę balsamu, i trochę miodu, i rzeczy wonnych, i myrry, orzechów terebintowych, i migdałów.
12 Pieniądze też dwoje weźmijcie do rąk waszych, a pieniądze przywrócone na wierzchu worów waszych odnieście w ręce swoje; snać się to omyłką stało.
13 Ale i brata waszego weźmijcie, a wstawszy jedźcie znowu do męża onego;
14 A Bóg Wszechmogący niech wam da miłosierdzie przed obliczem tego męża, aby wam wypuścił brata waszego drugiego i Benjamina; a ja jako osierociały bez dziatek będę.
15 Tedy wziąwszy oni mężowie on podarek, i dwoje pieniądze wziąwszy w ręce swe, i Benjamina, wstali, i jechali do Egiptu, i stanęli przed Józefem.
16 A ujrzawszy Józef z nimi Benjamina, rzekł do tego, który był sprawcą domu jego: Wprowadź te męże w dom, a zabij bydlę i nagotuj; bo ze mną jeść będą mężowie ci w południe.
17 I uczynił on mąż, jako mu rozkazał Józef, a wprowadził on mąż one ludzie w dom Józefów.
18 Bali się tedy mężowie oni, gdy byli wprowadzeni w dom Józefów, i mówili: Dla onychci to pieniędzy, które pierwej włożono było do worów naszych, wprowadzeni tu jesteśmy, aby potwarz na nas zwaliwszy targnął się na nas, a pobrał w niewolą nas i osły nasze.
19 A przystąpiwszy do męża tego, który był sprawcą domu Józefowego, mówili do niego we drzwiach domu.
20 I rzekli: Słuchaj mię, panie mój! przyjechaliśmy byli pierwej kupować żywność.
21 I stało się, gdyśmy przyjechali do gospody, i rozwiązaliśmy wory nasze, oto, pieniądze każdego były na wierzchu woru jego, pieniądze nasze, według wagi ich, któreśmy zaś przynieśli w rękach naszych.
22 Pieniądze też drugie przynieśliśmy w rękach naszych, abyśmy nakupili żywności, a nie wiemy, kto włożył te pieniądze nasze do worów naszych.
23 A on rzekł: Pokój wam, nie bójcie się; Bóg wasz, i Bóg ojca waszego dał wam skarb do worów waszych; pieniądze wasze doszły mię. I wywiódł do nich Symeona.
24 A przywiódłszy on mąż one ludzie w dom Józefów, dał im wody, i umyli nogi swe; dał też obrok osłom ich.
25 Zatem nagotowali podarek, niż przyszedł Józef w południe; słyszeli bowiem, iż tam mieli jeść chleb.
26 A gdy wszedł Józef w dom, przynieśli mu podarek, który mieli w rękach swych w domu onym, i kłaniali mu się aż do ziemi.
27 I pytał ich, jakoby się mieli, i rzekł: Zdrówże jest ojciec wasz stary, o którymeście mi powiadali? Żywże jeszcze?
28 A oni odpowiedzieli: Zdrówci sługa twój, ojciec nasz, jeszczeć żyw. A schyliwszy się, pokłonili mu się.
29 Tedy podniósłszy oczy swe, ujrzał Benjamina, brata swego, syna matki swej, i rzekł: Tenże jest brat wasz młodszy, o którymeście mi powiadali? I rzekł mu: Bóg niech ci będzie miłościw, miły synu.
30 I pokwapił się Józef wynijść, bo się były wzruszyły wnętrzności jego ku bratu swemu, i szukał miejsca, gdzie by płakał, i wszedłszy do komory, płakał tam.
31 Potem umywszy twarz swoję, wyszedł zasię, i wstrzymał się, i rzekł: Kładźcie chleb.
32 I położono jemu osobno, i onym osobno, Egipczanom też, którzy jedli z nim, osobno; bo nie mogą jeść Egipczanie z Hebrejczykami chleba, gdyż to jest obrzydliwością Egipczanom.
33 I usiedli przed obliczem jego, pierworodny według pierworodztwa swego, a młodszy według młodości swej; i dziwowali się mężowie oni patrząc jeden na drugiego.
34 I biorąc potrawy przed sobą dawał im; a dostała się pięć kroć większa część Benjaminowi nad inne części onych wszystkich; i pili, a podpili sobie z nim.

44,1 Rozkazał tedy Józef temu, który był sprawcą domu jego, mówiąc: Napełnij wory mężów tych zbożem, jako mogą znieść, a włóż pieniądze każdego na wierzch woru jego.
2 Kubek też mój, kubek srebrny, włóż na wierzch woru młodszego z pieniędzmi za zboże jego; i uczynił według słów Józefowych, jako mu rozkazał.
3 A gdy było rano, mężowie oni puszczeni są, sami i osłowie ich.
4 Wyszedłszy tedy z miasta, gdy nie daleko byli, rzekł Józef do tego, który był sprawcą domu jego: Wstań, goń te męże, a dogoniwszy ich, mów do nich: Czemuście oddali złe za dobre?
5 Azaż nie ten jest kubek, z którego pija pan mój? i azaż on pewnie nie zgadnie przezeń, jacyście wy? źleście uczynili, coście uczynili.
6 Dogoniwszy ich tedy, mówił do nich te słowa.
7 Ale oni odpowiedzieli mu: Czemu mówi pan mój takowe słowa? nie daj tego Boże, aby to słudzy twoi uczynić mieli.
8 Oto pieniądze, któreśmy byli znaleźli na wierzchu worów naszych, odnieśliśmy zaś do ciebie z ziemi Chananejskiej; a jakoż byśmy kraść mieli z domu pana twego srebro albo złoto?
9 U którego by to znaleziono z sług twoich, niechaj umrze; a my będziemy pana mego niewolnikami.
10 Tedy on rzekł: Niechże tak będzie, jako mówicie; jednak przy którym się znajdzie kubek, ten niech będzie niewolnikiem, a wy będziecie niewinnymi.
11 Prędko tedy każdy złożył wór swój na ziemię; i rozwiązali każdy wór swój.
12 I szukał od starszego począwszy; a u młodszego przestał; i znalazł kubek w worze Benjaminowym.
13 Tedy oni rozdarli szaty swoje, i włożywszy brzemię każdy z nich na osła swego, wrócili się do miasta.
14 Przyszedł tedy Judas, i bracia jego do domu Józefa, który tam jeszcze był, i upadli przed obliczem jego na ziemię.
15 I rzekł do nich Józef: Cóżeście to uczynili? azaście nie wiedzieli, że pewnie zgadnie mąż taki, jakim ja jest?
16 Tedy odpowiedział Judas: Cóż odpowiemy panu memu, cóż rzeczemy? i jako się my usprawiedliwić mamy? Bóg znalazł nieprawość sług twoich; otośmy niewolnikami pana mego, i my, i ten, w którego ręku znaleziony jest kubek.
17 A on rzekł: Nie daj Boże, abym to uczynić miał! mąż, w którego ręku znaleziony jest kubek, ten będzie niewolnikiem moim; a wy jedźcie w pokoju do ojca waszego.