Komentarz do:
Po Galilei - Jan 7-8

Szabbat   11 Aw 5766
5 sierpnia 2006



– Potajemna wyprawa Jezusa do Jerozolimy na Święto Szałasów (Jan 7:1-13) – Dyskusja z przywódcami ludu w sprawie prawa Jezusa do nauczania (7:14-36) – W dzień radowania się Torą Jezus zaprasza do picia Jego wody żywota (7:37-43) – Nieudana próba pojmania Jezusa (7:44-53) – Prawdopodobnie dopisana później historia o przebaczeniu jawnogrzesznicy (Jan 8:1-11) – Jezus światłością świata (8:12) – Świadectwo prawomocności działania Jezusa (8:13-20) – Jezus wzywa do wyzwolenia się z grzechu i poznania Prawdy (8:21-32) – Spór o dziedzictwo Abrahama i próba ukamienowania Jezusa (8:33-59) –

Wyprawa Jezusa do Jerozolimy na święto szałasów, na pół roku przed ukrzyżowaniem, przebiega pod znakiem obawy przed przedwczesną śmiercią. Jezus odczekuje kilka dni, by najpierw stworzyć wrażenie, że w ogóle nie wybiera się na święto, a następnie udaje się do Jerozolimy potajemnie. Mimo to, gdy tylko występuje z nauczaniem, natychmiast wzbudza sensację i kontrowersję, które doprowadzają najpierw do próby pojmania go, a następnie, po wystąpieniu w ostatni dzień święta i ogłoszeniu, że Abraham go widział, a on Abrahama, do próby ukamienowania. Jezus ucieka przed rozwścieczonym tłumem nie ze strachu, ale w trosce o dotrzymanie terminu swej śmierci, która miała wypaść dopiero za pół roku.

Strumienie żywej wody

Jezus w ostatnich miesiącach swej misji działa prowokacyjnie. Jakże bowiem inaczej ocenić Jego słowa: „żaden z was nie przestrzega zakonu", „którego wy nie znacie", „wyście z niskości", „pomrzecie w grzechach waszych", „wyście z ojca diabła i pożądliwości ojca waszego czynić chcecie". Ta twarda ocena przywódców żydowskich była w pełni zasadna, gdyż opierała się na zarzucie próby popełnienia zbrodni. Kapłani i starsi usiłowali doprowadzić do pojmania i zgładzenia Jezusa. To było przestępstwem zakonu, gdyż Jezus nie popełnił niczego, co zasługiwałoby na karę śmierci.

Zarzut, że łamie sabat był całkowicie bezpodstawny i przewrotny. Uznanie Jego cudów za pracę było naciąganiem Prawa po to, by tylko uzyskać spodziewany efekt wynikający z nienawiści do człowieka a nie z miłości do Prawa i Jego autora. Jezus broni się przed tym zarzutem stwierdzając, że cuda sprawia Bóg, a nie on. Jeśli więc ktoś powinien być w tej sprawie oskarżonym, to sam Bóg a nie Jego syn, Jezus.

Już samo przyznawanie się do Bożego synostwa wzbudzało wśród zawistnych nauczycieli zarzuty bluźnierstwa. Miarę przebrało jednak stwierdzenie, że Jezus jest co najmniej rówieśnikiem Abrahama. Jezus mówi, że Abraham go widział. Nie jesteśmy pewni czy ma na myśli swoje przedludzkie istnienie, czy też może raczej to, że Abraham w swoim oczekiwaniu na Królestwo z Nieba spodziewał się przyjścia takiego Mesjasza, jakim on był. Zdanie to powiedziane zostało jednak w tak prowokacyjny sposób, że musiało doprowadzić w tamtej sytuacji do próby linczu.

Czy Jezus prowadząc do jawnej konfrontacji z przywódcami Izraela świadomie prowokował ich do wydania na niego wyroku śmierci, czy przygotowywał wypadki, które miały się zdarzyć sześć miesięcy później? To co mówił, z pewnością było wszystko prawdą. Było jednak też prawdą i rok i trzy lata wcześniej. Dlaczego dopiero teraz zaczął wyrażać się w tak ostrych słowach? Być może wpłynęło na to także rozczarowanie niepowodzeniem Jego misji. Co innego jest wiedzieć, że misja się nie powiedzie, a co innego ujrzeć naprzeciwko siebie tępe, zacietrzewione twarze ludzi niegotowych na przyjęcie poselstwa miłości, pomimo twierdzenia, iż żyją z Bogiem, że realizują Jego prawa.

Nadszedł najwyższy czas, by prawda w ustach Jezusa stała się toporem odcinającym korzeń pięknego drzewa, wybujałego nadętą wiedzą ale ogołoconego z jakiegokolwiek owocu. Jezus realizuje plan Ojca, który odwlekał przez trzy lata. Przez cały czas swej misji modlił się do Ojca: „jeszcze nie teraz, pozwól, że obłożę je nawozem, może jeszcze wyda owoc". Tak jak kiedyś Mojżesz, powstrzymywał wyrok Bożej sprawiedliwości. Aż nadszedł czas, by winowajcy spojrzeli prawdzie w oczy. Ta prawda bolała, podcinała życiodajne siły. Na tę prawdę można było zareagować tylko na dwa sposoby: albo ją przyjąć, albo zamknąć usta temu, który ją głosił. Wybrali to drugie wyjście.