Komentarz do:
|
|
– Powrót uczniów z misji (Mar. 6:30-31) – Pierwsze rozmnożenie chleba (6:32-44) – Uciszenie burzy na morzu w nocy (6:45-52) – Uzdrawianie w ziemi Genezaret (6:53-56) – Spór z faryzeuszami o jedzenie nieczystymi rękoma (7:1-16) – Prawdziwa nieczystość (7:17-23) – Uzdrowienie córki Syrofenicjanki (7:24-30) – Uzdrowienie głuchoniemego (7:31-37) – Zasada Korbanu Krytyka, którą Jezus skierował przeciwko faryzejskiemu komentarzowi do Tory, bywa niekiedy mylnie odbierana jako krytyka samej Tory, danej przez Boga Mojżeszowi, przez Mojżesza Izraelowi, a przez Izrael – światu. Jezus nie unieważnił żadnego przykazania Tory. Wręcz przeciwnie, w wielu wypowiedziach podkreślał ważność Prawa w jego głębokim, wewnętrznym, duchowym znaczeniu. Jezus przywracał Nauce Mojżesza prawdziwą wartość i godność, odsłaniając jej miękkie jądro oddzielone od skorupy ludzkich obyczajów, którymi obrosła przez setki lat. Rozbicie skorupy nie oznaczało zniesienia Tory, gdyż skorupa nie została stworzona przez Mojżesza ani tym bardziej przez Boga, ale przez ludzi, którzy często w dobrej wierze pragnęli bardziej szczegółowo określić to, co ich zdaniem nie zostało przez Mojżesza uregulowane wystarczająco precyzyjnie. Człowiek został wyposażony przez Boga w atrybut wolności – umiejętność podejmowania suwerennych decyzji. Prawo Edenu było niezwykle proste. Człowiek miał jedynie jedno przykazanie – nie spożywanie owocu z drzewa poznania dobrego i złego. Resztę zachowań miał oceniać uczuciami, w które wyposażył go Bóg. W prostych zależnościach międzyludzkich nietrudno jest odkryć granicę między złym i dobrym postępowaniem. Jeśli kogoś bijemy, to płacze, gdy go głaszczemy – uśmiecha się. Zdolność żywienia uczuć i wrodzone sumienie mogło człowiekowi wystarczyć za całe prawo. Nie wystarczyło jednak. Gdy człowiek postanowił spożywać owoce drzewa poznania dobra i zła, Bóg ułatwił mu określanie granic między złem a dobrem poprzez przykazanie dane za pośrednictwem Mojżesza. Przykazanie pomagało określać owe granice w różnych konkretnych zależnościach między człowiekiem a Bogiem oraz między człowiekiem a jego bliźnim. Tora nie ubezwłasnowolniła jednak człowieka. Stanowiła pomoc, instrukcję, drogowskaz, ale nie rozstrzygała za niego w konkretnych sprawach, jak powinien się zachować. Tora mówiła, że obmowa jest grzechem, ale nie definiowała obmowy, mówiła że należy czcić rodziców, ale nie określała, czym owa cześć miałaby się wyrażać. I w tym właśnie miejscu pojawili się faryzeusze i nauczeni w Piśmie, którzy zasiedli na stolicy Mojżeszowej (Mat. 23:2). Postanowili oni ułatwić człowiekowi odczytanie sensu Bożego Prawa. Komentarz jest pożyteczny dla czytającego. Ma jednak przykrą skłonność do zasłaniania komentowanego tekstu. Nawet w przypadku tego, który w tej właśnie chwili powstaje, bywa tak, że staje się on obszerniejszy od omawianego tekstu. Jest to naturalne i oczywiste. Na temat niejednego słowa z Biblii napisano całe książki. Bywa jednak tak, że po latach, po setkach lat, z pokolenia na pokolenie, komentarz i ustalony obyczaj stają się bardziej widoczne od samego Źródła, zajmują jego miejsce, pozbawiają czytelnika zdolności samodzielnego myślenia i umiejętności podejmowania suwerennych decyzji. A zjawisko to bynajmniej nie zanikło wraz z rozwiązaniem sekty faryzeuszy i nie ogranicza się jedynie do judaizmu. Niech każdy przyjrzy się krytycznie swojemu postępowaniu, niechaj bacznie zaobserwuje społeczność, w której uwielbia Boga, i zastanowi się, jaka część jego konstrukcji moralnej jest jego osobistym dorobkiem, jaka część zwyczajów jego społeczności religijnej jest wypracowanym przez nią samą wzorem. Nie rodzimy się na pustyni. System wartości moralnych przejmujemy od rodziców i z otoczenia. Społeczność, w której uczymy się rozumienia Boga i Biblii rzadko kiedy bywa stworzona w naszym właśnie pokoleniu. Najczęściej jest ona kontynuacją ruchów religijnych trwających od dziesiątek, setek lub nawet tysięcy lat. Znaczna część zwyczajów, przekonań, wierzeń przejmowana jest bezkrytycznie. A przecież zawsze są one jakąś wypadkową nieomylnej Bożej Prawdy i ludzkiego obyczaju, który bywa słuszny i mądry, ale też czasami może okazać się głupi i niepożyteczny. Pan Jezus słusznie krytykuje i obala zasadę Korbanu, która choć niewątpliwie słuszna w pewnych okolicznościach, nader często służyła ludziom pozbawionym samodzielności sądu do uwolnienia się od kłopotliwego ich zdaniem brzemienia przykazania o czci dla rodziców. Dzieje się to w reakcji na krytykę faryzeuszy zarzucających Mistrzowi, że nie powstrzymuje uczniów od jedzenia nieumytymi rękoma. Jezus nie podejmuje dyskusji na temat mycia rąk, ale przystępuje do gruntownego ataku zasady Korbanu, zasady wprowadzania ustawy zasłaniającej Boże Prawo. Nie ma nic złego w myciu rąk przed jedzeniem. Wszyscy uczymy tego naszych dzieci. Jest jednak wielkie zło w osądzaniu ludzi w oparciu o tego rodzaju zwyczaje. Ów kontekst jedzenia nieumytymi rękoma należy także odnieść do wypowiedzi Jezusa o tym, że nie zanieczyszcza człowieka „to, co do niego wchodzi". Nauczyciel, który powiedział, że nie przyszedł znieść Tory i Proroków (Mat. 5:17), zapewne nie zalecał w tym momencie, by Izraelici przyjmujący Jego naukę zaczęli jeść wieprzowinę. Nie tak w każdym razie zrozumiał tę naukę Szymon-Kefas, który kilka lat później, będąc już pod wpływem mocy ducha świętego, powie głosowi z widzenia, że nigdy nie jadł niczego pospolitego i nieczystego (Dzieje Ap. 10:14). Zapewne i po owym słynnym widzeniu nadal niczego takiego nie jadał. Nauczyciel nie rozważał bowiem w tej nauce jedzenia wieprzowiny, ale zwyczaj obmywania rąk przed jedzeniem. W podobnym też kontekście należałoby rozważać słowa innego Apostoła: „Niechajże was tedy nikt nie sądzi dla pokarmu, albo dla napoju; albo z strony święta, albo nowiu miesiąca, albo sabatów" (Kol. 2:16). Mówiąc nieco dalej o przepisach mających pozór mądrości dzięki kultowi własnego pomysłu, służących zaspokojeniu grzesznego ciała (Kol. 2:23), z pewnością nie odnosiłby się w taki sposób do Bożego Słowa Tory. Mówił zapewne, podobnie jak Mistrz, o ludzkich obyczajach. Tora nie stwarza bowiem podstawy, która pozwalałaby osądzić człowieka jadącego w sabat samochodem. Ludzki obyczaj i komentarz dają owszem takie możliwości. Autor niniejszego komentarza nie chciałby być źle zrozumiany, że występuje przeciwko wszystkim ludzkim zwyczajom i komentarzom oraz że odradza posługiwanie się nimi. Bynajmniej! Gdyby tak miało być, to również czytanie tych słów nie miałoby sensu. Chodzi jedynie o to, by komentarz i ludzki obyczaj nie zasłonił oryginalnego sensu ogłoszonego przez Boga Słowa. Boże, pomóż, aby nigdy się tak nie działo! |
|