Komentarz do:
Wszedł do bóżnicy - Mar. 3-4

Szabbat   27 Szewat 5766
25 lutego 2006




– Uzdrowienie chorego z uschłą ręką w sabat (Mar. 3:1-6) – Uzdrawianie licznych tłumów (3:7-12) – Wybór dwunastu (3:13-19) – Grzech przeciwko duchowi świętemu (3:20-30) – Prawdziwa rodzina Jezusa (3:31-35) – Nauczanie w podobieństwach (4:1-34) – Przypowieść o rozsiewcy (4:3-23) – Przypowieść o dojrzewaniu zboża (4:26-29) – Przypowieść o gorczycy (4:30-33) – Uciszenie burzy (4:35-41) –

Szatan szatana...

Ewangelista Marek – a właściwie apostoł Piotr, którego to nauczanie Marek właściwie tylko spisał – przedstawia nauczyciela z Nazaretu jako cudotwórcę. Czynią to również inni Ewangeliści. Mistrz chętnie czynił cuda. Zapewne miał ku temu liczne powody, ale zdaje się, że dwa z nich to współczująca miłość do cierpiącego stworzenia oraz chęć okazania nadzwyczajnych uprawnień, jakimi posługiwać się mógł tylko drugi Adam z nieba. Cuda stanowiły jeden z trzech dowodów mesjańskiej misji Jezusa. Pierwszym było świadectwo Janowe, drugim świadectwo Pism, a trzecim właśnie cudowna działalność w mocy ducha, którego nie był w stanie naśladować żaden człowiek (Jan 5:31-47).

Mogłoby się wydawać, że misja zbudowana na trzech tak mocnych filarach powinna była być niepodważalna. Mimo to okazało się, że tylko wiara była w stanie ożywić wymowę owych trzech świadectw. Dzisiaj wydaje nam się czasem, że gdyby przed nami ktoś wylegitymował się tak wielką mocą, to bez wahania uznalibyśmy go. Zapewne jest to uzasadnione odczucie. Głównie jednak dlatego, że rodzi się ono w sercu człowieka czytającego Biblię, a więc już ożywionego wiarą. Dla niego moc cudu jest rzeczywiście dowodem Bożego upoważnienia. Czy jednak wiara jest dzisiaj powszechnym zjawiskiem na ziemi? Czy Syn Człowieczy znalazł wiarę na ziemi, gdy przyszedł? Tak dzisiaj, jak i w czasach Jezusa, wiara jest zjawiskiem wyjątkowym, darem Bożym, który sprawia, że człowiek nim ożywiony umie rozróżnić rzeczy ziemskie od niebieskich.

Tak więc tylko dzięki Bożemu darowi wiary można dostrzec cudowność cudu. W takim razie jednak po co potrzebny jest cud, skoro wiara sama wierzy bez odwoływania się do nadprzyrodzoności cudu? Człowiek niewierzący, niezdolny do uznania cudu, otrzymuje go po to, by świadczył przeciwko niemu. Oczy ludzkie nie są z urodzenia zamknięte, by nie mógł zobaczyć cudownej mocy Bożej działającej w nas i wokół nas. Każdy oddech, każde uderzenie serca, każde narodziny nowego człowieka, ożywienie przyrody na wiosnę jest przecież niezmierzonym cudem Bożej miłości. Jeśli Bóg ponadto obdarza nas jeszcze bardziej przekonywującymi, nadnaturalnymi dowodami swej łaski, to tym większa jest nasza odpowiedzialność za wiedzę, której staliśmy się uczestnikami. Na szczęście odpowiedzialność za niezauważenie cudu jest doczesna. Człowiek, który powstanie do życia w doskonałości, będzie umiał wrócić myślą do owych cudownych momentów, które zapewniły mu pozycję króla ziemi.

Jest jednak odniesienie do cudowności Bożego działania, które nie zostanie zapomniane ani w tym wieku, ani w przyszłym. Skoro Pan Bóg sam daje ludziom moc do rozeznawania wiarą cudowności Jego uczuć, to pewnie nie będzie się bardzo gniewał na tych, którzy choć na razie obojętni, w przyszłym wieku okażą Mu wdzięczność swego posłuszeństwa. Jeśli jednak cud nie tylko nie wzbudza uznania, jeśli nie tylko nie pozostawia człowieka obojętnym, ale wywołuje na jego usta bluźnierstwo przeciwko Bożej mocy, to znaczy, że sercem takim rządzi duch zła, skłonny potępiać Boże dobro w imię własnej głupoty i egoizmu. Taka postawa nazwana jest przez Jezusa grzechem przeciwko duchowi świętemu, który nie zostanie odpuszczony ani w tym, ani w przyszłym wieku. Choć znów, skromnym zdaniem piszącego, nie oznacza to potępienia samego człowieka dopuszczającego się takowego czynu, a jedynie wieczne potępienie jego postępowania, to mimo wszystko biada człowiekowi, który bluźni przeciwko duchowi.

W codziennym życiu obcujemy z Bożymi cudami wraz z największym z nich – cudem życia i miłości. Byłoby wspaniale, gdybyśmy na każdym kroku umieli je dostrzegać i błogosławić za nie Niebiańskiego Ojca, który jest Dawcą wszelkiego dobrego daru. Jeśli nawet pozostajemy dzisiaj obojętni na tę cudowność otaczającej nas Bożej miłości, to być może przynajmniej w radosnej wieczności królestwa będziemy potrafili wrócić myślą do tych darów i uwielbić jeszcze za nie Boga. Może nie będzie jeszcze wtedy za późno. Baczmy jednak, byśmy stykając się z objawami Bożej miłości nie bluźnili przeciwko mocy, która za nimi stoi.

Trzeba też przyznać, że również i Szatan umie czynić cuda lub stwarzać ich pozory. Umiejętność odróżnienia oślepiającego światła szatańskiego udawania od działalności samego Boga to znów dzieło wiary. Baczmy jednak, byśmy nie popadli w krańcowość taką, jak faryzeusza, którzy zapatrzeni w swą miłość własną przegapili objawy miłości Bożej. Więcej nawet – pogardzili nimi i ocenili je jako działalność księcia ciemności. Również i nam może przydarzyć się w życiu spotkanie z działaniem nadnaturalnej mocy Bożej. Pan Bóg nie zapomniał bowiem, jak się czyni cuda. Jeśli miał tę moc przez tysiące lat, jeśli się nią posługiwał, to dlaczego miałby nie czynić tego i teraz. Jeśli zdarzy nam się obserwować lub nawet doznawać cudów, to nie bluźnijmy przeciwko nim, jak czynili to faryzeusze, ale oddajmy chwałę Bogu. Jeśli nawet nie jesteśmy pewni, jakiego rodzaju moc stanowi przyczynę obserwowanego przez nas cudu, to lepiej ostrożnie zachowajmy wobec niego powściągliwość, czy choćby obojętność. Jeśli jest to działalność Szatana, to przecież dopóki nie daliśmy się jej zwieść, dopóty jesteśmy całkowicie bezpieczni. Gdy zwodzić dają się inni, to módlmy się, by Bóg dał im umiejętność rozróżniania między cudem a oszustwem. Nie bluźnijmy jednak. Jeśli bowiem zmyliłoby nas nasze duchowe wyczucie, to kiedyś będziemy musieli się tłumaczyć tylko z obojętności, a nie z grzech przeciwko duchowi świętemu. Nie bluźnijmy nawet przeciwko Szatanowi.