Komentarz do:
Gdy było rano - Mat. 27-28

Szabbat   13 Szewat 5766
11 lutego 2006



– Oddanie Jezusa pod sąd Piłata (Mat. 27:1-2) – Samobójstwo Judasza (27:3-10) – Proces przed Piłatem (27:11-26) – Okrucieństwo żołnierzy (27:27-31) – Ukrzyżowanie (27:32-50) – Niezwykłe zjawiska po śmierci Jezusa (27:51-54) – Pogrzeb Jezusa (27:55-66) – Kobiety przy grobie (28:1-10) – Plotki o kradzieży ciała (28:11-15) – Spotkanie uczniów z Jezusem w Galilei (28:16-20) –

Jezus czy Barabasz?

Ktoś kiedyś powiedział, że Barabasz był pierwszym człowiekiem, za którego umarł Jezus. Nawet jeśli nie wiemy, jak dalej potoczyły się jego losy, jedno jest pewne, że to on zawisłby tamtego pamiętnego dnia na jednym z trzech krzyży Golgoty... gdyby nie Jezus z Nazaretu.

Mogłoby się wydawać, że gdyby nie zakulisowe działania duchowych elit owego czasu, to wybór między Jezusem a Barabaszem, między uzdrowicielem i prorokiem, a terrorystą i mordercą, powinien był być oczywisty. Na pytanie Piłata: „Którego chcecie, abym wam wypuścił" nie podburzany przez kapłanów i starszych lud powinien był w sposób oczywisty odpowiedzieć: Prorok nie zasłużył na śmierć, żądajmy uwolnienia nauczyciela z Nazaretu.

Czy jednak taki wybór był w tamtych czasach oczywisty? Jakiego wyboru dokonałby dziś tłum przypadkowo zebrany w czasie święta czy manifestacji? W wiadomościach ostatnich dni oglądamy religijnych ludzi palących flagi, rzucających kamieniami i butelkami z benzyną. Kogo chcieliby uratować, gdyby mieli wybierać między łagodnym prorokiem a brutalnym siłaczem?

Takie rozważania wydają się bardzo teoretyczne, postawione wyżej pytania brzmią może tendencyjnie. Ale przecież nasze życie składa się z codziennych wyborów. I są to nie tylko wybory polityczne. Oceniamy postawy, określamy się po stronie jednych i sprzeciwimy się innym. Preferujemy takie a nie inne filmy. Chętniej słuchamy pewnego rodzaju muzyki. W codziennym życiu dokonujemy wyborów metod postępowania. Zastanawiamy się, czy kłopotliwego sąsiada lepiej dyskretnie omijać, czy może podać go do sądu? Czy w konflikcie rodzinnym lub społecznym lepiej posłużyć się przysłowiowym argumentem siły, czy też może raczej siłą argumentu?

Wydaje się, że wybór między Jezusem a Barabaszem, to tylko jedna określona sytuacja z historii reakcji motłochu. A przecież na co dzień dokonujemy podobnych wyborów. Może trudno nam sobie dziś wyobrazić, czy znaleźlibyśmy potrzebną siłę i odwagę, by przeciwko tłumom wołać do Piłata: „Wypuść nam Jezusa". Ale czy opowiadając się po stronie słynnych i mocnych nie wybieramy Barabasza? Czy nie wybieramy Barabasza, gdy posługujemy się siłą fizyczną lub polityczną przy egzekwowaniu swoich praw?

Jezus umarł za Barabasza. Barabasz uniknął kary śmierci, a do tego jeszcze, gdy powstanie z martwych, dowie się, że Jezus umarł za niego po dwakroć, że również swoje drugie, doskonalsze życie zawdzięcza prorokowi z Galilei. Jezus codziennie umiera za mnie, który swoim gniewem zabijam bliźnich, który złym słowem ranię i rabuję, który za swoje uczynki nie zasługuję na nic lepszego jak śmierć. A ja odchodzę sprzed urzędu Piłata, z uśmiechem oglądam się na pokonanego i sponiewieranego protagonistę i cicho mamroczę: „Dzięki ci Galilejczyku"? O nie! Z bólem i rozdartym sumieniem wlokę się na Golgotę, by u stóp krzyża płakać u bez końca powtarzać: Zająłeś moje miejsce, choć nie uczyniłeś nic godnego śmierci. Przepraszam!