Na okoliczność ślubu, 2004Trzy stopnie miłości„Kto znalazł żonę, znalazł rzecz dobrą, i dostąpił łaski od Pana.. (...) Dom i majętność dziedzictwem przypada po rodzicach; ale żona roztropna jest od Pana.” (Przyp. 18:22, 19:14) Być może jednym z powodów, dla których Pan Bóg dał człowiekowi poczucie czasu, jest to, by mógł on przeżywać rozkosze nadziei. Życie człowieka jest oczekiwaniem na spełnienie marzeń. Pomimo rozczarowań, powodowanych niespełnionymi oczekiwaniami, rozkosz ze spełnienia marzenia jest tak upajająca, że skłonni jesteśmy dla niej poświęcić bardzo wiele. Od dzisiaj rozpoczyna się nowy etap waszego życia – życie we dwoje, życie dla drugiego człowieka, życie dla rodziny, dla ludzkości. Oboje jesteście już osobami dorosłymi o ukształtowanych wyobrażeniach i oczekiwaniach. Wśród nich są zapewne i te związane z osobą współmałżonka. To bardzo poważne zadanie przeżyć z kimś życie, ale jeszcze poważniejsze – przeżyć tak, aby po latach móc powiedzieć: moja żona, mój mąż był ucieleśnieniem moich nadziei i oczekiwań. Gdybym miała raz jeszcze życie przed sobą, to poślubiłabym tego samego człowieka. Jakie jest źródło i natura naszych oczekiwań, nadziei i marzeń. Często bywają one nieuświadomione. Zdarza się, że nie umiemy opisać człowieka, którego widzieliśmy krótko przed kilkoma laty. Gdy jednak ponownie spotykamy tę samą osobę, umiemy ją rozpoznać jako znajomą. Oznacza to, że nasz mózg przechował informację, która choć nie w pełni uświadomiona, pozwoliła nam w odpowiednim momencie prawidłowo ocenić sytuację. W podobny sposób nosimy gdzieś na dnie mózgu wyobrażenie o butach, które chcielibyśmy nosić, o stole, przy którym przyjemnie byłoby nam siedzieć, o domu, w którym moglibyśmy zamieszkać. Tylko niewielu z nas umiałoby od razu opisać lub zilustrować te wyobrażenia. Jednak prawie każdy przeglądając np. katalog z łatwością wskaże to, co mu się podoba, co odpowiada jego wyobrażeniu o pięknie. Trudno jest wskazać jednolite źródło takich wyobrażeń i nadziei. Składają się na nie zapewne wrodzony zakodowany genetycznie temperament, wychowanie, możliwości jakimi dysponujemy, czy też później również świadoma praca nad kształtowaniem własnych gustów. Z połączenia tych elementów powstaje nasze wyobrażenie o życiu. Rodzą się nadzieje, o których spełnieniu marzymy, w których urzeczywistnienie wkładamy wiele pracy i wysiłku. Małżeństwo – pragnienie dobrego przeżycia znacznej części naszego istnienia na tej ziemi z drugim człowiekiem – jest niewątpliwie jednym z najważniejszych źródeł oczekiwań, napięć, spełnień i rozczarowań dorosłego życia. I znów, często jako młodzi ludzie nie potrafimy na ogół dokładnie opisać, kim powinien być nasz partner życiowy. Jak ma wyglądać, jakimi przymiotami powinien się cechować. Najczęściej dobieramy się metodą „przymierzania”. Przyjaźnimy się z wieloma osobami, ale wyobrażenia o wymarzonym pięknie sprawiają, że tylko niektórzy z naszych przyjaciół, kolegów mogą stać się naszymi mężami lub żonami. Gdy spośród przyjaciół wybierzemy już tego jednego człowieka, z którym chcielibyśmy przeżyć życie, rozpoczyna się długotrwały proces dogłębnego poznawania swojego partnera oraz samego siebie. Jest to proces dynamiczny, gdyż pobieramy się zazwyczaj jako ludzie młodzi, a potem się jeszcze zmieniamy. Zmienia się również nasz partner. Z czasem coraz lepiej uświadamiamy sobie też, jakie wyobrażenie piękna i dobra nosimy w głębi serca, co jest dla nas ważne, a czego być może nie w pełni byliśmy świadomi, gdy podejmowaliśmy decyzję o wyborze małżonka. I wtedy właśnie rozpoczyna się wielka i przyjemna praca nad rozwijaniem miłości. Jakie wyobrażenie o mężczyźnie swojego życia nosisz w głębi duszy. Jestem przekonany, że Twój mąż jest przynajmniej po części jego ucieleśnieniem. Dlatego właśnie wybrałaś go na swojego męża. Twoja żona Ci się spodobała, polubiłeś ją, rozumiecie się chcielibyście spędzić z sobą życie. Z pewnością musi mniej więcej odpowiadać wzorowi kobiety, której oczekiwanie nosiłeś w sercu. Patrząc na wasz wzajemny wybór można próbować odgadnąć, jakie wyobrażenia o partnerze nosiliście w swoich sercach. Ale uwaga! Ani my, ani wy sami nie wiecie jeszcze dokładnie jaki jest ten wzór waszych wyobrażeń. Nie znacie się do końca, ani samych siebie, ani partnera. Wy sami i wasze wyobrażenia o życiu będą się jeszcze zmieniać. Stopniowo będziecie się uczyli odróżniać szum rzeczy powierzchownych, mało istotnych, od głębi i sedna istoty zagadnienia partnerstwa i miłości. Na wznoszącej się drodze tego poznania jest wiele stopni. Ale trzy z nich, być może te najważniejsze, opisane są w księdze miłości: Księdze Pieśni nad Pieśniami autorstwa króla Salomona. W księdze tej dwoje głównych bohaterów, owładniętych zniewalającą siłą wiosennego uczucia, opiewa wdzięki ulubieńca swych marzeń i pragnień. Każde z nich nie tylko ma wyobrażenie o ideale piękna i dobra, ale też dostrzega w partnerze urzeczywistnienie tych oczekiwań. Mówiąc jednak o naszych wyobrażeniach o idealnym partnerze, o ucieleśnieniu tych wyobrażeń w osobie naszego wybranego partnera, w gruncie rzeczy cały czas uwagę skupiamy na sobie. Mówimy o swoim wyobrażenie, któremu winien odpowiadać partner. Mówimy o zaspokojeniu naszych pragnień i marzeń. Druga osoba jest jakby tylko obiektem realizacji naszego szczęścia. Owszem, rozumiemy, że miłość małżeńska, małżeńskie partnerstwo, jest uczuciem dwukierunkowym. Tak więc prędko, w następnym zdaniu dodajemy, że również i oczekiwania partnera powinny być zaspokojone. Skoro mnie wybrał, to musiałam mu się podobać. Ale tak na prawdę, na tym etapie częściej myślimy o sobie. W księdze Pieśni nad Pieśniami trzykrotnie powtórzone jest pewne bardzo podobne sformułowanie, które dzieli ten poemat na cztery części. To jakby refren pieśni, który ukazuje trzy stopnie rozwoju partnerskiego uczucia dwojga ludzi, którzy polubili się na wiosnę, ale owoce swego uczucia zbierają jesienią życia. Przeczytajmy te trzy refreny: Pnp 2:16 Miły mój jest mój, a jam jest jego, który pasie między liliami; Pierwsze z tych trzech wyznań zakochanej dziewczyny zaczyna się od słów „Miły mój”. To on jest pierwszym słowem, które wypowiada. Jednak kierunek tego uczucia wyraźnie wskazuje na nią samą. „Miły mój jest mój”. Towarzyszy temu stwierdzeniu i druga część, że i ona również należy do oblubieńca, jednak centralnym punktem odniesienia obu części pierwszego refrenu jest osoba, która go wypowiada. Tak rozpoczyna się nasza miłość, nasze partnerstwo z wybranym, umiłowanym człowiekiem. Chętnie przyznajemy, że do niego należymy, ale zaczynamy od tego, że to on należy do mnie. Domyślnym celem tak określonego uczucia jest realizacja własnych marzeń i oczekiwań, którą spodziewamy się otrzymać dzięki partnerowi. Poczucie posiadania wyłączności do uczuć partnera jest rzeczą zupełnie naturalną i pożądaną. Nie ma nic dziwnego w tym, że od tego zaczyna się związek dwojga młodych ludzi, którzy tym płomiennym uczuciem rozgrzewają wspólny dom na długie lata. Przyjrzyjmy się jednak jak formułuje podobny refren ta sama osoba po przeżyciu pewnych rozczarowań a nawet i cierpień. „Jam jest miłego mego, a miły mój jest mój, który pasie między liliami.” Zdanie to nie zaczyna się już od umiłowanego. Ale od słowa „ja”. To ja znajduję przyjemność w zaspakajaniu oczekiwań mojego umiłowanego. Ale i na tym etapie dojrzewania miłości zaraz dodajemy jeszcze: „ale on należy do mnie”. Po jego stronie również jest zobowiązanie do spełniania moich marzeń i oczekiwań. I dopiero w trzecim refrenie ukazana jest pełnia partnerskiego uczucia: „Jam jest miłego mego, a do mnie jest żądza jego”. Umiem kochać i umiem dać się pokochać – tak można by w skrócie sparafrazować to stwierdzenie. Cała uwaga tej wersji refrenu jest skupiona na zaspokojeniu oczekiwań drugiego człowieka. To ja mam do niego należeć i sprawić, by jego uczucia znalazły we mnie spełnienie. Ależ to niesprawiedliwe, powie ktoś. Przecież to nie zgadza się to z tym, co powiedzieliśmy wcześniej, że miłość małżeńska to uczucie wzajemne! Nie, nie jest to niesprawiedliwe, pod warunkiem, że takie wyznanie miłości: Chcę kochać i pozwalam się kochać, stanie się metodą partnerstwa po obu stronach małżeńskiego związku. Zaczynacie dzisiaj swoją drogę wspólnego życia w miłości, do której stworzył was Bóg. Prawa stworzonego przez Niego świata sprawią, że niewątpliwie znajdziecie wiele radości i przyjemności w realizacji tego związku. Być może nawet nie w pełni jeszcze przeczuwacie, jak wielkie może to być szczęście, jednak już jego pierwsze owoce są przecież niezwykle smaczne. Warto jednak dołożyć wszelkich starań, by wasza miłość stopniowo rozwijała się w kierunku chęci zaspokajania oczekiwań ukochanego człowieka, kochania i sprawiania, by partner chciał was kochać. Jeśli będziecie to czynić, jeśli będziecie to czynić oboje, to zapewniam was, że jesienne owoce miłości będą jeszcze smaczniejsze niż te wiosenne, których rozkoszy doznajecie już teraz. I niechaj Bóg Wam pomoże, aby tak się stało. Daniel Kaleta |