Kraków, 12 października 2012

Natrętna wdowa

Łuk. 18:1-8

Drodzy braterstwo! Mój wykład rozpocznę od opowiedzenia wam pewnego rodzinnego doświadczenia. Mieliśmy sąsiada staruszka. Gdy owdowiał zaczął nas nachodzić. Najpierw raz w miesiącu, przed wypłatą, żeby mu pożyczyć 10-20 Euro. Potem wizyty były coraz częstsze, a kwoty nieco wyższe. Zawsze oddawał, gdy dostał rentę. Na koniec przychodził prawie codziennie. Prosił o przyniesienie mu gazety-szmatławca i losu z loterii, wkręcenie żarówki, zobaczenie, jaki bałagan zostawiła mu w łazience pani z opieki społecznej itd. itp. Po jakimś czasie, już na samym początku, ulegaliśmy zniecierpliwieniu i próbowaliśmy mu odmawiać. A trzeba dodać, że staruszek był prawie głuchy i żeby cokolwiek do niego dotarło trzeba było wydzierać się na cały dom i ulicę. Nie dało mu się nic wytłumaczyć. Powtarzał tylko „daj mi proszę 10 Euro, bo muszę wykupić lekarstwa, iść do sklepu, jechać autobusem”. W końcu dawaliśmy. Potem próbowaliśmy nie otwierać drzwi; a miał specyficzny, rozpaczliwy sposób dzwonienia (do dzisiaj dzieci chcąc z nas zażartować w taki właśnie sposób dzwonią). Staruszek dzwonił tak długo, że w końcu jednak otwieraliśmy. Czasami nie otworzyliśmy. Ale wtedy, gdy tylko umilkł dzwonek, zaczynało dzwonić nasze chrześcijańskie sumienie: „Temu, co cię prosi, daj, a od tego, co chce u ciebie pożyczyć, nie odwracaj się” (Mat. 5:42). Czasami łapaliśmy go więc na schodach (a ledwie chodził) i jednak dawaliśmy, czy szliśmy po szmatławca. Gdy staruszka niedawno wyprowadzono do domu opieki, odetchnęliśmy z ulgą. Nie to, żebyśmy go nie lubili. Ale nie lubiliśmy jego natrętnego zachowania. Ogólnie chyba tak jest, że nie lubimy natrętnych ludzi. A mimo to właśnie osoba natrętna została użyta przez Jezusa jako przykład wytrwałości w modlitwie. W Jego nauce nie jest to natrętny staruszek pożyczający pieniądze od sąsiadów, ale natrętna wdowa, która domaga się od sędziego rozpatrzenia swojej sprawy. Przeczytajmy tę historię:

Łuk. 18:1-8

I powiedział im jeszcze podobieństwo do tego zmierzające, iż się zawsze potrzeba modlić, a nie ustawać, mówiąc: Był niektóry sędzia w jednym mieście, który się Boga nie bał, i człowieka się nie wstydził. Była też wdowa w tymże mieście, która przychodziła do niego, mówiąc: Pomścij się krzywdy mojej nad przeciwnikiem moim. Lecz on długo nie chciał. Ale potem rzekł sam w sobie: Aczci się Boga nie boję i człowieka się nie wstydzę, wszakże iż mi się uprzykrza ta wdowa, pomszczę się krzywdy jej, aby na ostatek przyszedłszy, nie była mi ciężką.

Rzekł tedy Pan: Słuchajcież, co mówi niesprawiedliwy sędzia. A Bóg izali się nie pomści krzywdy wybranych swoich, wołających do siebie we dnie i w nocy, chociaż im długo cierpi [i długo okazywał cierpliwość w ich sprawie]? Powiadam wam, iż się pomści krzywdy ich w rychle. Ale gdy przyjdzie Syn człowieczy, izali znajdzie wiarę na ziemi?

Jeśli podobno nawet od szatana można się czegoś nauczyć, to z pewnością można od ludzi natrętnych nauczyć się skuteczności – najczęściej uzyskują to, czego pragną. Tym bardziej my uzyskamy od Boga to, czego pragniemy, nawet bez konieczności nazbyt natrętnego zachowania, gdyż Bóg, w odróżnieniu od sędziego z przypowieści Jezusa, jest wrażliwy i pragnący dobra człowieka.

Opowieść Jezusa zbudowana jest w tym przypadku na nieco innej zasadzie niż wiele innych przypowieści, w których możemy znaleźć jasne przyporządkowanie typu: „nasienie jest słowo Boże” (Łuk. 8:11), „żeńcy są aniołowie” (Mat. 13:39). W tym przypadku postacie z przypowieści są w pewnym sensie zaprzeczeniem tego, czego oczekiwalibyśmy z jednej strony od pobożnych ludzi, a z drugiej strony od Boga. W taki sposób wielki Nauczyciel osiąga kontrast pomiędzy swoją opowieścią, a rzeczywistą sytuacją modlącego się człowieka: Jeśli bezbożny i bezwstydny sędzia tak się zachował, to o ileż więcej czuły i miłosierny Ojciec Niebiański; jeśli wdowa musiała być natrętna, by bez pieniędzy wskórać coś u bezbożnego sędziego, to wam, jako miłym dzieciom Bożym, wystarczy jedynie regularnie prosić o coś, a otrzymacie. Gdy bowiem po wielokroć powtórzycie swoją prośbę, to czasem przekonacie się o jej bezsensowności, a innym razem sprawdzicie, czy naprawdę chcecie tego, o co prosicie, żeby nie okazało się tak, że niepotrzebnie zawracacie głowę wielkiemu Sędziemu swymi zachciankami, które dziś są takie, a jutro inne.

I właściwie gdybyśmy brali pod uwagę wyłącznie aspekt modlitwy jako prośby czy wstawiennictwa, to w tym miejscu moglibyśmy zakończyć nasze rozważanie. Trzeba się modlić, a nie ustawać. Tak moglibyśmy być może zrobić, gdyby nie to, że Jezus umieszcza natrętną postawę wdowy w (1) specyficznej sytuacji prośby o pomstę, a także dodaje do przypowieści osobliwe zakończenie: „Ale gdy przyjdzie Syn człowieczy, izali znajdzie wiarę na ziemi?”. Te dwa powody skłaniają nas do poszukania „drugiego dna” tej prostej, wydawałoby się, nauki Jezusa.

Owa specyficzna sytuacja, to prośba wdowy o pomstę nad nieprzyjaciółmi. Co prawda współczesne przekłady próbują łagodzić to określenie: „Obroń mnie [NB „weź mnie w obronę”] przed moim przeciwnikiem.” Łuk. 18:3 BT, ale przekonajmy się, czy takie złagodzenie słowa ma uzasadnienie w tekście Biblii i w języku oryginalnym, w którym ten tekst został nam przekazany.

Rozważane pojęcie pomsty występuje w opowieści Jezusa cztery razy. Dwa razy w formie czasownika: ekdikeo, gdy wdowa zwraca się do sędziego (w. 3) a potem, gdy sędzia powtarza te słowa po wdowie (w. 5) i dwa razy w formie rzeczownika ekdikesis w połączeniu z czasownikiem poieo – czynić, gdy Jezus mówi o czynności Boga. Najpierw pyta: Czy nie pomści (dokona pomsty), a potem sam sobie odpowiada: Owszem pomści (dokona pomsty).

Spójrzmy, gdzie jeszcze w NT występują te dwa słowa i co oznaczają. Czy gdziekolwiek mają znaczenie występowania w czyjejś obronie? Czasownik (nr Str. 1556) występuje w NT poza rozważanym tekstem jeszcze cztery razy i wszędzie tam oznacza pomstę lub wymierzanie kary (Rzym. 12:19; 2 Kor. 10:6; Obj. 6:10; Obj. 19:2). Wersety z Objawienia mówią o pomście Bożej. Dla nas najbardziej wymowny jest cytat z Rzym. 12:19: „Nie mścijcie się sami, najmilsi”. Co wyszłoby z tego przekazu, gdybyśmy słowo ekdikeo przetłumaczyli tutaj na „brać w obronę”? Czyżbyśmy mieli nie brać nikogo w obronę? A jak brzmiałby werset 2 Kor. 10:6: „I w pogotowiu mając pomstę na wszelakie nieposłuszeństwo”, gdybyśmy zamiast słowa „pomstę” napisali „obronę”?

Rzeczownik dikesis (nr Str. 1557) oprócz rozważanej przypowieści występuje jeszcze sześć razy w NT. Trzy razy odnosi się do pomsty Bożej (Rzym. 12:19; 2 Tes. 1:8; Hebr. 10:30), raz do pomsty władz (1 Piotra 2:14), czyli kary, a nie obrony, i raz do kary wymierzanej przez zbór (2 Kor. 7:11). Najbardziej wymowne dla nas jest użycie tego słowa w Dzieje Ap. 7:24: „A ujrzawszy jednego ukrzywdzonego, ujął się oń i pomścił się krzywdy tego, który bezprawie cierpiał, zabiwszy Egipczanina”. Znamy tę sytuację. Mojżesz widział, jak Egipcjanin bije Hebrajczyka i nie mógł zareagować. Dopiero potem, gdy był sam na sam z krzywdzicielem, zabił go (2 Mojż. 2:11-12). To nie było stawanie w obronie pokrzywdzonego, ale typowa zemsta, wymierzenie kary.

Skoro słowo „pomścić się” czy też „oddawać pomstę” zostało cztery razy przywołane przez Jezusa w tej historii, dwa razy w samej przypowieści i dwa razy w Jego autorskim komentarzu, to wydaje się, że pojęcie to powinno mieć kluczowe znaczenie dla pełnego zrozumienia lekcji płynącej z tego tekstu. Być może też wprowadzające słowa: „należy się modlić a nie ustawać” należałoby odnosić nie tyle do wszystkich ogólnych próśb, ale w pierwszym rzędzie do specyficznej prośby, która wyłania się z komentarza Jezusa: „A Bóg izali się nie pomści krzywdy wybranych swoich, wołających do siebie we dnie i w nocy”. Być może wygłaszając tę przypowieść o koniecznej wytrwałości w modlitwie, Jezus mniej miał na myśli uporczywość prośby np. o powodzenie na egzaminie, czy w interesach, może nawet nie prośbę o mądrość, cierpliwość czy inne przymioty charakteru – chociaż i w tych prośbach należy być ustawicznym, bo zachęcają do tego inne miejsca Biblii – a bardziej chodziło mu o sytuacje, w których słabi i biedni doznają krzywd od mocniejszych i bogatszych. Wtedy najczęściej jedyną obroną słabych bywa wołanie do Boga, na które – jak wynika z komentarza Jezusa – Bóg zareaguje i to prędko.

Rozumiemy oczywiście, że nauka płynąca z tak zrozumianej przypowieści stanowi w pierwszym rzędzie ostrzeżenie dla krzywdzicieli: Nie wyobrażajcie sobie, że jesteście bezkarni. Jeśli z waszego powodu ktoś cierpi, a wam się wydaje, że krzywdzony jest za słaby, by się wam odpłacić, to pamiętajcie, że jest Bóg na niebie, który słyszy i widzi wszystkie krzywdy, a zwłaszcza swych wybranych. Chcielibyśmy jednak odwrócić tę sytuację i, tak jak zachęca Jezus, wziąć przykład z natrętnej wdowy.

W tym miejscu w chrześcijańskim sumieniu i zrozumieniu pojawiają się jednak dwa problemy: (1) Czy wolno nam wołać do Boga o pomstę za nasze krzywdy, czy też może raczej powinniśmy, tak jak nauczał Jezus, cierpieć w cichości, modląc się za naszymi prześladowcami (Łuk. 6:28)? Drugi problem dotyczy naszego pojmowania spraw Bożych: (2) Czy prawdą jest, że Bóg rzeczywiście natychmiast, „w rychle” mści się za krzywdy swoich wiernych wyznawców, „wybranych” na tym świecie? Iluż Bożych mężów, nawet jeszcze w czasach biblijnych, zginęło z rąk prześladowców, a Bóg, wydaje się, dotąd nie pomścił ich krzywd? Czy pomstę tę należy wyłącznie odkładać do przyszłego „dnia gniewu” i czy można z tym pogodzić użyte przez Jezusa określenie czasu „w rychle”?

Przyjrzyjmy się pierwszemu problemowi. Problem wołania o pomstę nie istniał dla wierzącego Hebrajczyka, gdyż rozumiał on, że powodzenie w życiu jest skutkiem Bożego błogosławieństwa, a klęski – przekleństwa za nieprzestrzeganie Bożego Prawa. Jeśli więc ktoś był bezkarnym krzywdzicielem, to było oczywiste, że powinna była dosięgnąć go wieczna sprawiedliwość Boża. Znamy to podejście szczególnie z psalmów, gdy Dawid w najwymyślniejszych słowach modli się o nieszczęścia dla swych nieprzyjaciół.

Nasze chrześcijańskie sumienia nie zawsze łatwo radzą sobie z tymi modlitwami, gdybyśmy mieli je potraktować osobiście i odnieść do naszych konkretnych sytuacji, w których mamy jakichś nieprzyjaciół, którzy wyrządzają nam krzywdę. Przyjrzyjmy się jednak nauce apostolskiej. Przytoczmy jeszcze raz słowa z Rzym. 12:19: „Nie mścijcie się sami, najmilsi: ale dajcie miejsce gniewowi; albowiem napisano: Mnie pomsta, a Ja oddam, mówi Pan. Jeśli tedy łaknie nieprzyjaciel twój, nakarm go.” Apostoł zakazuje oczywiście zemsty, ale mówi, że należy „dać miejsce gniewowi”. Chodzi tu raczej o gniew Boży, jak być może słusznie uzupełniają nowe przekłady (choć powinny były to uzupełnienie wyraźnie oznakować jak w BT, a nie w NB). Oznacza to, że nierozliczone krzywdy mogą zostać powierzone gniewowi Bożemu. Dalej apostoł naucza, że krzywdzicielowi powinniśmy okazywać miłosierdzie, licząc na jego nawrócenie, ale jego czyny powinny wołać o pomstę. Być może najważniejszą częścią tego wołania są uczucia krzywdzonych, wołających do Boga we dnie i w nocy.

Podobna nauka zawarta jest w 1 Piotra 2:23, gdzie Piotr mówi o Jezusie: „Któremu gdy złorzeczono, nie odzłorzeczył; gdy cierpiał, nie groził, ale poruczył krzywdę temu, który sprawiedliwie sądzi”. Jezus nie mścił się sam, okazywał miłosierdzie swoim nieprzyjaciołom, ale Piotr ujawnia nam, że powierzał On swoje krzywdy Bogu. Czy to oznacza, że każdą naszą niezadośćuczynioną krzywdę powinniśmy w modlitwie przedstawiać Bogu? Zapewne nie. To nie byłoby zgodne z duchem cichości i cierpliwości. Są jednak krzywdy, które bardzo bolą, z którymi trudno sobie poradzić. Czasami nawet buntujemy się przeciwko Bogu, że pozwala krzywdzicielom tak bardzo szkodzić. Niekiedy są to krzywdy innych ludzi, które nas tak bardzo bolą, że sami nie potrafimy sobie z nimi poradzić. Wtedy możemy przedłożyć nasze niespokojne uczucia Bogu. Nie bądźmy tylko jak Jonasz, który koniecznie domagał się kary. Okazujmy miłosierdzie, jakie i Bóg nam okazuje, ale jeśli czy to w odniesieniu do nas, czy do naszych bliskich, czy też wokół nas dzieją się krzywdy, a krzywdziciele panoszą się bezkarnie, to wołajmy do Boga, który sprawiedliwie sądzi. Takie wołanie buduje nasze własne poczucie sprawiedliwości, ale także uspokaja uczucia. Wiara daje przekonanie, żeby z cierpliwością czekać na Bożą naganę. Ona z pewnością nastąpi, jeśli tylko nasze krzywdy są rzeczywiste, a nie urojone.

Drugi problem: Czy Bóg rzeczywiście „w rychle”, czyli niezwłocznie, oddaje pomstę za krzywdy swych „wybranych”, jest znacznie trudniejszy do rozwikłania. Oczywiście najprościej byłoby stwierdzić, że „jeden dzień u Boga jest jako tysiąc lat”, a zatem pomsta po trzech, czy czterech takich dniach jest działaniem jak najbardziej szybkim, niezwłocznym. Z drugiej strony czujemy, że Jezus mówi do ludzi, na miarę ich pojęć, używając ludzkich określeń czasu. Przecież mógł zrezygnować z określnika czasu i powiedzieć: „Owszem Bóg kiedyś pomści te krzywdy”, ale nie zrezygnował. Powiedział „w rychle”.

W tym miejscu być może należy rozważyć nieco dokładniej drugą częścią wersetu 7, który Biblia Gdańska tłumaczy: „chociaż im długo cierpi”. Przeczytajmy ten werset w całości: „A Bóg, izali się nie pomści krzywdy wybranych swoich, wołających do siebie we dnie i w nocy, chociaż im długo cierpi?” Łuk. 18:7. Być może w tym miejscu najlepsze jest tłumaczenie BT, którego autor pisze: „i czy będzie zwlekał w ich sprawie”. Takie tłumaczenie znajduje uzasadnienie w odpowiedzi Jezusa na to własne, retoryczne pytanie: „Powiadam wam, iż się pomści krzywdy ich w rychle”.

Wynika z tego, że Bóg nie zwleka z pomstą, ale oddaje ją od razu, nie czekając na wielki „dzień gniewu”. Czy to stwierdzenie umiemy jednak osadzić w obserwowanej przez nas rzeczywistości? Przyjrzyjmy się największej krzywdzie, jaka miała na ziemi: śmierci Jezusa Mesjasza, Syna Bożego. Czy pomsta tej krzywdy czekała aż do „czasów ostatecznych”? Nie. Pan Jezus zapowiedział przywódcom Izraela, że odpowiedzą nie tylko za Jego krew i krew męczenników chrześcijańskich, ale także za krew wszystkich proroków od Abla do Zachariasza: „Spadnie na was wszystka krew niewinna, przelana na ziemi, począwszy od krwi Abla sprawiedliwego aż do krwi Zachariasza, syna Barachiasza, którego zamordowaliście między przybytkiem a ołtarzem” (Mat. 23:35 BT). Pomsta, o której mówił Jezus, to straszliwe wydarzenia wojny żydowskiej ok. 70 r. oraz następująca po nich niezwykle długa niewola rzymska. Z zapisu tego wynika jednocześnie, że Bóg pomścił na tamtym pokoleniu nie tylko krew Jezusa, ale także wszystkich wcześniejszych męczenników izraelskich skrzywdzonych przez własne elity.

Czy to była sytuacja wyjątkowa? Spójrzmy na nasze czasy. Największa być może zbrodnia całej ery nowożytnej, zagłada Żydów przez niemiecki reżim nazistowski, spotkała się z prawie natychmiastową karą w postaci ogromnego zniszczenia i śmierci milionów ludzi, którzy wspierali ten system (6,7 mln zabitych Niemców, 12 mln wypędzonych, zmniejszenie terytorium Niemiec o połowę). Później dodano do tego także procesy, rozliczenie intelektualne i wieczną hańbę, jaka spadła na wielu ludzi z powodu ich demonicznego zaślepienia.

Gdybyśmy w ten sposób prześledzili historię, to pewnie zawsze stwierdzilibyśmy, że krzywdzicieli wcześniej czy później dosięgała pomsta. Nie zawsze jednak działo się to w wymiarze jednego pokolenia. Czasami za cierpkie grona jedzone przez ojców zęby cierpły synom i wnukom. Zawsze jednak głupota i złość bywały obnażane i to często w gwałtownych porywach gniewu krzywdzonych ludzi.

Problem, jaki mamy z takim zrozumieniem pomsty Bożej polega na tym, że w wydarzeniach historycznych, wojnach, rewolucjach, tumultach, trudno nam się dopatrzyć Bożej interwencji. Oczekiwalibyśmy z Jego strony raczej działań cudownych: ognia z nieba, spektakularnego trzęsienia ziemi, gradu, zarazy, ognia, czy czegoś podobnego. Ale Bóg ma swoje ukryte metody. Można by podawać przykłady z historii Izraela, gdzie cudowna Boża interwencja posługiwała się całkiem naturalnymi metodami. Np. w przypadku Asyryjczyków pod Jerozolimą za czasów Ezechiasza, wedle opisu Biblii pobitych przez anioła, podczas gdy kroniki asyryjskie mówią o epidemii.

Trochę trudniej jest nam zauważyć ową zasadę doraźnej pomsty Bożej na poziomie naszych osobistych krzywd. Przecież często dzieje się tak, że krzywdzi nas nauczyciel w szkole, potem szef czy kolega w pracy, sąsiad czy inne osoby, a przez lata nie możemy zaobserwować żadnych skutków czyjegoś złego postępowania. Niekiedy minie nasze życie, a my nie zauważymy, by w naszym przypadku sprawdziło się powiedzenie, że „oliwa sprawiedliwa zawsze na wierzch wypływa”. W takich przypadkach niestety musimy sobie przypomnieć, że Bóg ma inne perspektywy czasu. Nasze „w rychle” oznaczałoby niezwłocznie, to znaczy bezpośrednio w następstwie krzywdy. Ale przyjrzyjmy się ludzkim sądom. Nawet gdyby było tyle sędziów i urzędników, ile potrzeba, sprawy i tak musiałyby się ciągnąć długo, bo przecież sąd ma za zadanie ustalić prawdziwy przebieg przestępstwa, stwierdzić winę, dać domniemanemu przestępcy czas na przemyślenie i przyznanie się do niej, by jego ewentualna współpraca z sądem ułatwiła proces, a także przyśpieszyła resocjalizację. Na to wszystko potrzebny jest czas. Ileż więcej czasu potrzebuje sprawiedliwy Wiekuisty Sędzia, który pragnie zbawić każdego człowieka.

Nam, ludziom, a zwłaszcza chrześcijanom, trudno jest zrozumieć ten poziom Bożej sprawiedliwości. Jezus zakazał nam sprawowania sądu. Jedynymi dozwolonymi przez Niego karami, i to wymierzanymi jedynie przez zbór, mogą być: nagana czy wyłączenie. Dlatego może trudno nam wczuć się w rolę sędziego, który posługuje się pomstą, czyli karą, jako środkiem wychowawczym. Taki środek powinien spełnić co najmniej trzy funkcje: prewencyjną, wychowawczą oraz stanowić zadośćuczynienie dla ludzkiego poczucia sprawiedliwości. Kara, przez samo wpisanie do kodeksu, odstrasza potencjalnych przestępców. Kara po jej nałożeniu spełnia rolę wychowawczą, pozwala przestępcy zrozumieć naganność swego postępowania. Kara wreszcie zaspakaja uczucia tych, którzy doznali krzywdy, oraz innych osób postronnych. W tym sensie często też niezbędna jest ona samemu przestępcy, który chce powrócić do normalnego życia. Dzięki niej może on zbudować w sobie poczucie, że odpokutował za swój występek i ma prawo powrotu do społeczności ludzi sprawiedliwych. Dlatego nawet ludzkie sądy wiedzą, że kara musi być bardzo wyważona między tymi ograniczeniami tak, by możliwie jak najlepiej spełniła wszystkie te funkcje. Kara śmierci najbardziej odstrasza, ale zupełnie nie naprawia. A konieczna rozwaga przy nakładaniu różnorodnych kar wymaga czasu.

W rozważanej przez nas przypowieści kara występuje najbardziej w funkcji zaspokojenia poczucia sprawiedliwości. Owi słabi, pokrzywdzeni wybrańcy domagają się od Boga interwencji w swej sprawie, gdyż czują się bezsilni. Czasami ich krzywdy nie są już do naprawienia, ale oczekują od Boga sprawiedliwej, adekwatnej kary. I mają do tego prawo. Bóg spełni ich pragnienia. Niestety w niektórych przypadkach, rzeczywiście dopiero na wielkim sądzie dnia Tysiąclecia.

Jednak w ogólnochrześcijańskim i pogańskim wyobrażeniu sądu Bożego kara występuje wyłącznie w funkcji zaspokojenia poczucia sprawiedliwości sprawiedliwych. Grzesznikowi nie przyznaje się prawa do naprawy i resocjalizacji. A także kara nie spełnia roli prewencyjnej, gdyż będzie wymierzana wtedy, gdy nikt już nie będzie mógł źle postąpić. Sąd Boży w tym pojęciu wymierza jedynie wyroki wiecznego potępienia i wiecznej szczęśliwości. Nie występują tam żadne formy pośrednie. Jest to więc sąd znacznie uboższy, a wręcz nawet bardziej prymitywny od sądów ludzkich, które z powyżej wymienionych względów różnicują kary, a także różnicują ich intensywność.

Jest jednak biblijne pojęcie sądu, takie jak ukazane jest w figuralnym królestwie Izraela, opisane w idealnym ujęciu Prawa Bożego. Jest to sąd, który rozstrzyga o prawdzie, racji, prawie, przywileju. Sąd, który także feruje wyroki, ale zróżnicowane w zależności od ciężaru gatunkowego przestępstwa. Sędzia nie mógł unieść się emocją, ale nakładał kary według kodeksu. Gdy Dawid usłyszał o bogaczu porywającym biedakowi jedyną owieczkę, wykrzyknął, że godzien jest śmierci, ale później ochłonął i już jako sędzia orzekł, że powinien wypłacić odszkodowanie wysokości ceny czterech owiec (2 Sam. 12:6), bo tak orzekał kodeks karny (2 Mojż. 22:1).

Sądzimy, że przykłady te nie zostały podane na darmo. Mesjasz mający sprawować władzę sędziowską w Królestwie Niebiańskim na ziemi, miał działać wedle podobnych zasad, jak opisuje to prorok Izaj. 11:4: „Rozsądzi biednych sprawiedliwie i pokornym w kraju wyda słuszny wyrok. Rózgą swoich ust uderzy ziemię, tchnieniem swoich warg uśmierci bezbożnego.” Są w tym wersecie pokazane cztery zróżnicowane podejścia sądu. Po pierwsze: sprawiedliwe rozsądzenie sprawy biedaka, co wcale nie oznacza konieczne przyznanie mu racji, ale rozsądzenie jego sprawy niezależnie od stanu posiadania. Po drugie: wydanie słusznego wyroku względem pokornych. Prawdopodobnie należy rozumieć, że chodzi tu o skruszonych grzeszników. Po trzecie: ziemia zostanie uderzona rózgą słowa Mesjasza. Czyli wszystkim, którzy źle postępują zostanie udzielona publiczna nagana. Być może mieści się w tym także wymierzenie kary. Rózga ust to słowo skazujące na jakiś rodzaj kary, ale nie na śmierć. I ostatnim czwartym poziomem sądu Mesjasza jest wydanie wyroku śmierci na bezbożnika. Należy się jednak domyślać, że taki wyrok zapadnie po długim namyśle, po okresie oczekiwania na skruchę i po wielokrotnym udzieleniu możliwości naprawy, gdyż taką zasadę głosi Słowo Boże. Czytamy o tym w Księdze Ijoba 33:29-30: „Oto wszystko to czyni Bóg po dwakroć i po trzykroć z człowiekiem, aby odwrócił duszę jego od dołu, a żeby oświecony był światłością żyjących”. Słowa te stanowią podsumowanie dłuższego opisu tego, w jaki sposób Bóg usiłuje zwrócić uwagę człowieka na jego złe postępowanie. I czyni to dwa i trzy razy, zanim zrezygnuje. Tak więc i na sądzie Mesjasza z pewnością podjęte zostaną dwie lub nawet trzy próby nawrócenia niepokornych grzeszników, zanim wydany zostanie wyrok śmierci. Doprawdy trudno uwierzyć, by w tych warunkach ktoś był aż tak bardzo zatwardziały i nie nawrócił się

Mówimy o tym wszystkim, by ukazać we właściwym świetle Bożą pomstę. Nie jest to bezmyślne niszczenie, ale wychowawcze karanie z wielką miłością i umiarem, tak by każdy miał szansę zrozumienia swego złego postępowania, by nie załamał się pod ciężarem winy i kary. Na takie karanie potrzebny jest czas. Częścią karania jest nieuchronna dla nas wszystkich śmierć w Adamie. Ale Bóg dokłada do tego także inne obciążenia pomagające grzesznikom zrozumieć swoje winy. Znamienita część tego procesu będzie jednak toczyła się dopiero po zmartwychwstaniu niesprawiedliwych na sąd.

Pokrzywdzony wołający do Boga powinien wczuć się w ten cały proces. Spojrzeć na krzywdziciela oczyma Boga, dla którego przestępca też jest Jego potencjalnym dzieckiem. Nawet najgorszy złośnik może przeżyć nawrócenie i Bóg jest gotów karać go w taki sposób i w takim czasie, by mu w tym pomóc, a nie tylko zaspokoić poczucie sprawiedliwości pokrzywdzonych.

Zresztą w wielu przypadkach najważniejszą częścią zaspokojenia poczucia sprawiedliwości jest samo orzeczenie winy. Większość krzywd nie da się bowiem naprawić. Jeśli bogacz z przypowieści Natana zabrał biedakowi jego ulubioną owieczkę, to przecież czterokrotne nawet odszkodowanie nie przywróci do życia miłego zwierzęcia. A są krzywdy, za które z definicji nie sposób dać zadośćuczynienie. Jeśli ktoś zabił, to musiał umrzeć. Nie było zadośćuczynienia. Jeśli ktoś zdradził, zbluźnił – musiał umrzeć. Nie było zadośćuczynienia. Nawet zmartwychwstanie nie przywróci nikomu straconych lat z przedwcześnie zmarłym mężem, żoną, dzieckiem, rodzicem. Nikt nie może naprawić rany powstałej w uczuciach osoby zdradzonej. Jednak publiczne wyznanie winy i poniesienie pewnego rodzaju konsekwencji bardzo pomaga w gojeniu takich ran. Nawet niewierzący ludzie przyznają, że kara dla mordercy nie przywróci życia ich bliskim. Godzą się nawet z tym, że po jakimś czasie taki skruszony morderca wychodzi z więzienia, jeśli nie stanowi zagrożenia dla innych. Najważniejsze jest dla nich to, że publicznie została ogłoszona jego wina, że została udzielona nagana, że winny został ukarany.

I to właśnie zapewnia sprawiedliwy sąd Boży. Da wszystkim pokrzywdzonym satysfakcję przyznania im racji, orzeczenia winy krzywdziciela, publicznego udzielenia im nagany wraz z jakimś rodzajem kary. Jeśli skutkiem będzie nawrócenie grzesznika, to zapewne wszyscy będą z radością witać takiego nawróconego jako nowego człowieka w gronie sprawiedliwych.

Jeszcze jednym aspektem pomsty w naszym nawet dzisiejszym, światowym i ludzkim rozumieniu jest to, by krzywdzicielowi po udzieleniu nagany i wymierzeniu kary nie działo się lepiej niż pokrzywdzonemu. Nie ma nic gorszego dla ofiar niż to, jak stwierdzają po jakimś czasie, że sami musieli się zadowolić jakimś mizernym odszkodowaniem, gdy tymczasem ich oprawcy żyją sobie całkiem wygodnie. Dotyczyło to niemieckich zbrodniarzy nazistowskich, czy w dzisiejszej sytuacji niekiedy urzędników reżimu komunistycznego, którzy zachowali na tyle dobre pozycje gospodarcze, że dożywają spokojnej i sytej starości, podczas gdy ich ofiary okaleczone, ze zniszczonym zdrowiem popadają na starość w nędzę. Jest to wielka niesprawiedliwość, gdy tak się dzieje, i wielkie upokorzenie dla ofiar.

Tak nie będzie na sądzie Bożym. Po pierwsze wszyscy ludzie zostaną zrównani w swych prawach. Nie będzie bogatych i biednych, lepiej i gorzej sytuowanych, mniej i bardziej uprzywilejowanych. Ale też i po drugie, wierzę, że krzywdziciele na jakiś czas zostaną poddani trudniejszym, gorszym warunkom życia niż ich ofiary. Nie chcę zgadywać na czym miałoby to polegać, ale zasada sądu Bożego pokazuje, że kary będą zróżnicowane. I zapewne nie będą to tylko ustne nagany, gdyż jest napisane: Łuk. 12:47-48: „Sługa, który zna wolę swego pana, a nic nie przygotował i nie uczynił zgodnie z jego wolą, otrzyma wielką chłostę. Ten zaś, który nie zna jego woli i uczynił coś godnego kary, otrzyma małą chłostę.” Jest to mowa symboliczna. Nie sądzę, by ludzie na sądzie Bożym byli chłostani. Chłosta, tak jak w odczytanym proroctwie Izaj. 11:4, jest uderzeniem słowa, jest wyrokiem skazującym na pewne kary, większe lub mniejsze. Tak, by pokrzywdzeni mieli świadomość, że jest sprawiedliwość w Bożym świecie, że jest ona wieczna i że wcześniej czy później dosięga każdego grzesznika.

Gdy pokrzywdzony wybrany wszystko to sobie uświadomi, to sądzę, że znacznie łatwiej będzie mu zanieść do Boga wspaniałą modlitwę miłosierdzia z prośbą o łaskę dla grzesznika, tak jak modlił się Szczepan o łaskę dla swoich oprawców: Dzieje Ap. 7:60: „Panie! nie poczytaj im tego za grzech!” To bardzo trudne tak się modlić. Nigdy nie przeżyłem krzywd, które wywołują traumatyczne rany w pamięci. Ale w moich małych krzywdach wiem, że takie poczucie wiecznej sprawiedliwości Bożej bardzo pomaga mi w osiągnięciu wewnętrznego spokoju i zrozumienia Boga, gdy nie od razu wymierza karę mojemu krzywdzicielowi.

W tym miejscu przypomnijmy sobie raz jeszcze ważne dla tego tematu słowa apostoła Pawła z Rzym. 12:19-21 w nieco szerszym kontekście: „Nie mścijcie się sami, najmilsi: ale dajcie miejsce gniewowi; albowiem napisano: Mnie pomsta, a Ja oddam, mówi Pan. Jeśli tedy łaknie nieprzyjaciel twój, nakarm go; jeśli pragnie, napój go: bo to czyniąc, węgle rozpalone zgarniesz na głowę jego. Nie daj się zwyciężyć złemu, ale złe dobrem zwyciężaj.”

Krzywdy prawidłowo powierzone Bogu w modlitwie powinny doprowadzić nasze uczucia do takiego właśnie stanu, że wymierzanie sprawiedliwości pozostawimy wiecznej sprawiedliwości Boga, a my będziemy w stanie zawsze okazać dobre uczucia naszemu krzywdzicielowi. Gdyby krzywdziciel przyszedł do nas ze słowem „przepraszam”, to przebaczylibyśmy mu, a jego grzechy byłyby przed Bogiem w Jezusie przebaczone i nie przyszłyby na sąd. Jeśli trwa jednak w swojej grzesznej postawie „nieprzyjaciela”, jego grzechy zostały zatrzymane, jednak nasz stosunek do nieprzyjaciela nie powinien różnić się od tego, jaki wynikałby z pełnego przebaczenia. Jakże często nie dzieje się tak w naszym życiu. Jak często uczucia gorzkości serca powodują, że nie umiemy nawet porozmawiać z „nieprzyjacielem”, a co dopiero wyświadczyć mu przysługę, nakarmić go czy napoić w potrzebie. Starajmy się, postępować tak, jak jest napisane.

I na koniec jeszcze jedna praktyczna lekcja z tych rozważań. Przypowieść o natrętnej wdowie to lekcja wytrwałości w modlitwie. Nie oznacza to jednak, że jedne i te same krzywdy winniśmy ciągle przedstawiać Bogu w naszych modlitwach. Jezus mówi, że owi pokrzywdzeni wybrani wołają ciągle we dnie i w nocy. Ale nie oznacza to, że to są ciągle te same osoby i te same krzywdy. Jezus patrzy na ziemię z perspektywy nieba i mówi, że docierają tam ciągle głosy biednych, pokrzywdzonych ludzi, co powinno być sygnałem ostrzegawczym dla krzywdzicieli, skłaniającym ich do pokuty. My jednak nie powinniśmy ciągle powracać do tych samych krzywd, ani przed Bogiem, ani tym bardziej przed ludźmi. Sprawa krzywdy raz przemyślana, powinna stanąć w modlitwie przed Bogiem i zostać powierzona Jego wiecznej sprawiedliwości. To powinno załatwić sprawę w naszych uczuciach raz na zawsze. Oczywiście, gdybyśmy byli doskonali, a krzywdy się nie powtarzały. Owszem, jeśli Bóg powtarza nam pewne rzeczy po dwa i trzy razy, to może i my możemy Mu przestawić nasz ból wywołany krzywdą dwa lub trzy razy. Ale nie czyńmy tego więcej. Nie pomnażajmy smutku Bożego naszym ciągłym przedkładaniem Mu tej samej krzywdy.

Drodzy bracia i drogie siostry! Wiem, że trudne przed nami wszystkimi wystawiam ideały. Wiem, że sam do nich nie dorastam. Ale taka jest nauka Słowa Bożego. Podsumujmy ją: (1) Należy się modlić i nie ustawać o każdą rzecz. (2) Można powierzyć Bogu w modlitwie naszą krzywdę, aby poddał ją sprawiedliwej ocenie i karze, jeśli nie teraz za naszego życia, to w przyszłości, a najpóźniej przed Jego wielkim sądem, który w Jego imieniu będzie sprawował Mesjasz, Jezus. (3) A najbardziej pamiętajmy o tym, byśmy sami nigdy nie stali się krzywdzicielami, gdyż wcześniej czy później nasze postępowanie spotka się z Bożą naganą i karą. Niechaj nikt i nigdy z naszego powodu nie zanosi do Boga skarg.

Życzę sobie i Wam, aby ustały wreszcie skargi pokrzywdzonych, aby krzywdziciele dostrzegli swoje winy, aby zapanowała na świecie wieczna sprawiedliwość. Czy to możliwe, by tak się stało? Myślę, że my, jak tutaj siedzimy, w to wierzymy. Wierzymy nie tylko, że jest to możliwe, żeby na ziemi zapanowała trwała sprawiedliwość, ale też, że nastąpi to już w najbliższej przyszłości, że Bóg przez Mesjasza „w rychle” pomści wszystkie ludzkie krzywdy i ustanowi trwałe Królestwo sprawiedliwości i pokoju. Ale wyjdźcie na ulicę i powiedzcie to pierwszemu lepszemu człowiekowi. Weźmie was za niepoprawnego marzyciela. Dzisiaj ludzie są tak zniechęceni wszystkimi nieskutecznymi próbami naprawy, że nikt już nie wierzy w to, że kiedykolwiek może być lepiej. I to właśnie jest najlepszym dowodem, że Syn Człowieczy przyszedł na ziemię.

Przypomnijmy retoryczne pytanie Jezusa, które kończą rozważaną przypowieść: Łuk. 18:8: „Ale gdy przyjdzie Syn człowieczy, izali znajdzie wiarę na ziemi?” Nie, Jezus przyszedł i podobnie jak za pierwszym razem nie znalazł wiary na ziemi. Oby znalazł ją przynajmniej w naszych myślach i uczuciach. Amen.

Daniel Kaleta

11