IC Baia Mare, 6.08.2012Obejrzyj prezentację w formacie PDFGłos wołającego na puszczyTytułowe słowa naszego rozważania zaczerpnięte zostały z Proroctwa Izajasza (Izaj. 40:3). Zasłynęły jednak głównie za sprawą misji Jana Chrzciciela. To on na pytanie, kim jest, odpowiedział: „Jam jest głos wołającego na puszczy” – Jan 1:23. W znanych mi językach europejskich wyrażenie to przyjęło się jako przysłowiowe określenie niepopularnego poselstwa czy też bezowocnego apelu. W taki bowiem sposób odbierana bywa misja Jana Chrzciciela. Uważa się, że jego nawoływanie do pokuty i kierowanie uwagi Izraelitów na Mesjasza nie przyniosło oczekiwanego rezultatu. Przedmiotem naszych rozważań nie będzie jednak ani czterdziesty rozdział księgi Izajasza, ani też misja Jana Chrzciciela, ale Proroctwo Joela. A o tym, w jaki sposób tytułowe słowa wiążą się z naszym tematem, powiemy później. O samej osobie proroka Joela wiemy tylko tyle, ile sam o sobie napisał. To znaczy, że był synem Petuela (Joel 1:1) i że mógł pochodzić z rodu Lewiego, gdyż wzywał kapłanów do pokuty (Joela 1:13, Joel 2:17). Imię Joel [Strong 3100] oznacza „JW jest Bogiem”. Biblia wspomina kilkanaście postaci noszących to imię, ale najprawdopodobniej żadna z nich nie jest tożsama z autorem drugiej księgi zbioru dwunastu proroków późniejszych, zwanych czasami mniejszymi. Imię jego ojca, Petuel, nie występuje nigdzie indziej w Biblii. Na temat czasu działalności proroka i powstania jego księgi wiemy równie niewiele. Ogólnie wśród biblistów dominują na ten temat trzy lub cztery teorie. Pozostawiając ich analizę zainteresowanym, skupimy się tutaj tylko na jednej, na tej, którą podziela autor niniejszych rozważań. Po pierwsze: Z treści księgi Joela wynika, że za jego życia działała świątynia (Joel 1:9): „Odjęta jest śniedna i mokra ofiara od domu Pańskiego; płaczą kapłani, słudzy Pańscy”. Z powodu klęski brakuje w świątyni ofiar pokarmowych, ale najwyraźniej składane są inne ofiary. Po drugie: Wzmianka o tym, że Fenicjanie sprzedawali Grekom judejskich niewolników (Joel 3:6 lub Joel 4:6) świadczy o tym, że księga powstała w czasach, gdy kultura grecka była już na tyle rozwinięta, by móc uczestniczyć w międzynarodowym handlu. Miało to miejsce nie wcześniej niż w VIII w. p.n.e. Po trzecie: Jako artykuł wiary przyjmujemy założenie, że natchnione księgi Biblii Starego Testamentu powstały nie później niż do czasów Ezdrasza. On to bowiem kilkadziesiąt lat po niewoli babilońskiej skompletował dla potomnych kanon Pism hebrajskich (Neh. 8:3,18). Po czwarte: Z treści proroctwa Joela wynika, że gdy autor ten spisywał swoją księgę, Judea, a w szczególności Jerozolima, znajdowała się w stanie klęski spowodowanej najazdem jakiejś potężnej armii (Joel 1:6): „Albowiem naród przyciągnął do ziemi mojej mocny a niezliczony”. Prorok zapowiada jednak jeszcze straszniejszą klęskę w najbliższej przyszłości (Joel 2:11): „Pan wyda głos swój przed wojskiem swoim, przeto, że bardzo wielki będzie obóz jego”. Okresem, który najlepiej spełnia powyższe cztery warunki były czasy tuż przed niewolą babilońską. (1) Istniała jeszcze wtedy świątynia, (2) kultura helleńska była już w rozkwicie okresu klasycznego, a (3) Judea była wielokrotnie najeżdżana najpierw przez Asyryjczyków, a potem Babilończyków, by w końcu całkowicie ulec Nabuchodonozorowi. Najprawdopodobniej więc prorok Joel ogłosił swoje poselstwo w czasach bezpośrednio poprzedzających siedemdziesięcioletnią niewolę babilońską. W tym też czasie działał prorok Jeremiasz, który w podobnym duchu zapowiadał najstraszliwszą klęskę starożytnego Izraela. O okresie ją poprzedzającym pisał zaś (Jer. 14:6 NB): „Dzikie osły, stojąc na gołych wzniesieniach, łapią powietrze jak szakale; ich oczy gasną, gdyż nie ma zieleni”. Czyż słowa te nie brzmią podobnie do wypowiedzi Joela (Joel 1:18 NB): „Jakże porykują zwierzęta! Stada bydła się błąkają, gdyż nie ma dla nich pastwisk; nawet stada owiec giną”? Prorok Jeremiasz nawołując Judejczyków do pokuty, stawia przed ich oczyma przykład północnego Izraela (Jer. 3:7-8 NB): „I widziała to niewierna jej siostra – Juda. Widziała także, że Ja właśnie z powodu wszystkich cudzołóstw odrzuciłem odstępną żonę, Izraela, i dałem jej list rozwodowy. Jednak jej siostra, niewierna Juda, nie ulękła się, lecz poszła i także oddawała się nierządowi”. W podobnym duchu Joel nawołuje swoje pokolenie do pokuty, powołując się na cztery uprzednie klęski (Joel 1:4-5 BT): „Co pozostało po gazam, zjadła szarańcza, a co pozostało po szarańczy, zjadł jelek, a co pozostało po jelek, zjadł chasil. Ocknijcie się, pijani, a płaczcie!” Nawoływanie do pokuty, czyli okazania skruchy i żalu z powodu grzechów, które ściągnęły na Izrael gniew Boży, jest centralnym tematem księgi Joela. Prorok woła (Joel 1:13-14): „Przepaszcie się, a płaczcie, o kapłani! (...) Poświęćcie post, zwołajcie zgromadzenia (...) i wołajcie do Pana”. Szczególnie dramatycznie brzmią jego słowa (Joel 2:13): „Rozedrzyjcie serce wasze a nie szaty wasze, i nawróćcie się do Pana, Boga waszego”. Nakłania w nich słuchaczy, by nawrócili się szczerze i głęboko, a nie formalnie i powierzchownie, by ich nawrócenie nie skupiało się na zewnętrznym wyrazie, ale zmieniało serce i postępowanie. Drugim istotnym motywem przewodnim proroctwa Joela jest zapowiadanie „Dnia Pańskiego [JHWH]”. Określenie to pojawia się w jego księdze pięć razy, częściej niż w innych proroctwach. Pojęcie „Dnia Pańskiego”, jako dnia gniewu, czy też dnia sądu Bożego, stworzone zostało zapewne przez proroka Izajasza (Izaj. 2:12, 13:6,9). Znane jest ono także innym prorokom. Szczególnie słynne są słowa działającego również przed niewolą babilońską, czyli prawdopodobnie równolegle z Joelem i Jeremiaszem, proroka Sofoniasza (Sof. 1:14-15): „Bliski jest wielki dzień Pański, (...) Dzień gniewu będzie ten dzień, dzień utrapienia i ucisku, dzień zamieszania i spustoszenia, dzień ciemności i mroku, dzień obłoku i chmury”. Znając już mniej więcej historyczne okoliczności powstania rozważanego tekstu oraz główne motywy jego przesłania, spróbujmy dokładniej przyjrzeć się treści całej księgi. Najogólniej można by ją podzielić na dwie części. Pierwsza część do wersetu 2:17 obejmuje: (1) opis spustoszenia moralnego i materialnego Judei (1:2-12); (2) pierwsze nawoływanie kapłanów do tego, by zainicjowali narodową pokutę (1:13-20); (3) zapowiedź zbliżającej się straszliwej klęski Dnia Pańskiego (2:1-11); (4) drugie nawoływanie kapłanów do tego, by zainicjowali pokutę (2:12-17). W drugiej części najpierw czytamy o (5) nawróceniu się Judejczyków i odwrócenia gniewu Bożego (2:18-27), a potem o (6) wylaniu ducha na „wszelkie ciało” (2:28-31 lub 3:1-5), (7) o ukaraniu narodów w dolinie Jozafata (3:1-16 lub 4:1-16) (8) oraz o triumfie Królestwa Boga nad całą ziemią (3:17-21 lub Joel 4:17-21). Można zauważyć, że negatywnymi kulminacjami obu tych części są opisy Dnia Pańskiego. Takim bowiem mianem określana jest klęska opisana na początku drugiego rozdziału księgi (Joel 2:1) oraz bitwa narodów w dolinie Jozafata (Joel 3:14): „Gromady, gromady leżeć będą w dolinie posieczenia; bo bliski jest dzień Pański w dolinie posieczenia”. Można z dużym prawdopodobieństwem przyjąć, że opisy najazdu wojska Pańskiego z początku drugiego rozdziału oraz opis walki narodów w dolinie Jozafata dotyczą jednego i tego samego okresu. Wojsko, które zagraża Judei, jest jednocześnie postrachem całej ziemi (Joel 2:6). Najpierw gromadzi się ono przeciwko Jerozolimie, ale nawrócenie Judei radykalnie zmienia sytuację. Oto Bóg, który prowadził te zastępy na postrach swego ludu, po nawróceniu Judejczyków staje się ich obrońcą i teraz kieruje swój gniew przeciwko zgromadzonym do walki narodom. Taki układ zdarzeń znamy również z innych proroctw. Prorok Ezechiel zapisał słynne proroctwo o Gogu. Bóg, który wyprowadza Goga na góry izraelskie, następnie doprowadza też do jego zniszczenia (Ezech. 38:4, 39:2-3). Zachariasz znów opisuje sytuację, w której Bóg najpierw gromadzi narody przeciwko Jerozolimie, a nawet pozwala im, by ją częściowo spustoszyły (Zach. 14:2), a następnie sam walczy przeciwko tym samym narodom (Zach. 14:3). Pozytywną kulminacją Proroctwa Joela jest oczywiście opis nawrócenia się Judejczyków i Jerozolimy oraz związane z tym błogosławieństwo wylania ducha. Chrześcijańscy czytelnicy księgi Joela rozumieją na ogół, że wylanie ducha na „wszelkie ciało” oznacza duchowe ożywienie ludzi spośród wszystkich narodów. Takie odczucie bierze się prawdopodobnie stąd, że proroctwo o wylaniu ducha zostało przez Piotra odniesione do inauguracji Kościoła (Dzieje Ap. 2:16). Pamiętać jednak należy, w że w Jerozolimie w dniu Pięćdziesiątnicy po śmierci Jezusa duch święty wylany został wyłącznie na żydowską część Kościoła. Pierwsi poganie zostali przyjęci pod to pomazanie dopiero później. Również kontekst proroctwa Joela wskazuje dobitnie, że wylanie ducha dotyczyć będzie tych, którzy wcześniej się nawrócili, czyli Jerozolimy i otaczającej jej Judei. W obydwu tych „wylaniach” prawdą jest, że do inicjującej grupy stopniowo dołączają inni. Tak było w przypadku pomazania Kościoła, gdzie do początkowej grupy złożonej wyłącznie z Żydów stopniowo dołączyli przedstawiciele innych narodów. Podobnego zjawiska spodziewamy się w początkach ziemskiej fazy Królestwa Chrystusowego. Inicjatywna grupa będzie się szybko poszerzać o przedstawicieli wszystkich narodów. Opisuje to wiele proroctw, jak choćby Jer. 3:17: „Czasu onego nazwane będzie Jeruzalem stolicą Pańską, a zgromadzą się do niego wszystkie narody, do imienia Pańskiego”. Jednak początek będzie należał do nawróconych i wierzących Judejczyków i mieszkańców Jerozolimy. To na nich, czyli na składające się z nich „wszelkie ciało”, zostanie wylany duch, tak jak to opisuje prorok Joel. Pozytywne, piękne zdarzenia opisane przez proroka Joela w drugiej części jego księgi, począwszy od wersetu 2:18, są dla niego oczywiście przyszłością. Jest to jego marzenie, by kapłani zwołali pokutne zgromadzenie, by nie tylko rozdzierali na nim szaty, ale także serca, by ludzie modlący się w świątyni, a także ich duchowi przywódcy, nie tylko żałowali z powodu grzechów, ale także czynnie zmieniali swoje postępowanie. Również dramatyczne wydarzenia „dnia Pańskiego” prorok umieszcza w przyszłości. Stanowią one przerażającą groźbę mającą skłaniać do pokuty. Tymczasem jego teraźniejszość i smutna rzeczywistość, to spustoszona najazdami Judea oraz jej źli i rozpustni mieszkańcy, wcale nie żałujący z powodu swej złości. Najwidoczniej również kapłani i inni przywódcy duchowi dołączają do czarnego, pesymistycznego tła tego obrazu. Jedynym jasnym punktem świeci tu postawa samego proroka, który w jednym tylko wersecie wprowadza do opisu samego siebie (Joel 1:19): „Do ciebie wołam, o Panie! bo ogień pożarł pastwiska na puszczy”. Na puszczy! I w tym właśnie miejscu przypomnijmy sobie tytuł naszych rozważań: „Głos wołającego na puszczy”. W taki właśnie sposób i w takich okolicznościach rozbrzmiewał głos proroka Joela. Dołączył on do innych samotnych głosów wielkich kaznodziei, takich jak wspominani już prorocy Jeremiasz i Sofoniasz. Owi mężowie Boży widzieli za sobą spustoszoną ziemię, przed sobą nieuchronnie zbliżającą się katastrofę, a wokół siebie złych i niepokutujących ludzi. Swymi płomiennymi kazaniami próbowali budzić sumienia. Czy odnotowali jakikolwiek sukces? Odpowiedź na to pytanie nie jest łatwa i oczywista. Czy misja Jana Chrzciciela zakończyła się powodzeniem? Czy Jezus odniósł sukces? Malachiasz prorokował, że posłanie Eliasza miało na celu uchronienie ziemi przed Bożym przekleństwem (Mal. 4:6). Czy historyczny Eliasz odniósł sukces w swej misji, czy odniesie ją Eliasz symboliczny? Spójrzmy przez moment na proroctwo Izajasza, z którego pochodzą nasze tytułowe słowa (Izaj. 40:3): „Głos wołającego na puszczy: Gotujcie drogę Pańską, prostą czyńcie na pustyni ścieżkę Boga naszego”. Jeśli weźmiemy do ręki różne przekłady Biblii, to przekonamy się, że w zależności od tego, gdzie tłumacz postawi przecinek, tak zmieni się sens tej wypowiedzi. Większość współczesnych przekładów, na czele z żydowskimi, na pustyni umieszcza nie tyle głoszącego, co początek drogi przygotowywanej dla Pana: „Głos się rozlega: [dwukropek] Drogę dla Pana przygotujcie na pustyni” (BT). Sytuację, w której Joel ogłaszał swe proroctwo, można by określić mianem „narodowej pustyni”. Po pierwsze ziemia była spustoszona w sposób literalny – najazdami, klęskami żywiołowymi, pożarami. Ale spustoszeniu podlegał także teologiczny i etyczny poziom ludzi, którzy nawet jeśli nazywali się praktykującymi Izraelitami – chadzali bowiem na święta do Jerozolimy i składali ofiary w świątyni – to w ich zachowaniu w żaden sposób nie dało się tego zauważyć. A co najgorsze, przodowali w tym naczelnicy możnych rodów oraz kapłani sprawujący posługę w świątyni. To dlatego tak dramatycznie brzmią słowa proroka: „Do ciebie wołam, o Panie! bo ogień pożarł pastwiska na puszczy”. Ale jego głos pozostaje samotny. Dołączają do niego może tylko tragiczne pieśni Jeremiasza, Sofoniasza oraz ich nielicznych wyznawców, którzy notują natchnione słowa, zachowują je we wdzięcznej pamięci, którzy razem z prorokami płaczą nad ubolewania godnym, „pustynnym” stanem narodu. Ale to, co dla człowieka jest krańcowością, czasami bywa sposobnością dla Boga. Często taki właśnie „pustynny”, spustoszony stan pojedynczego człowieka, czy też większych ludzkich społeczności, jest dobrym punktem wyjścia do rozpoczęcia procesu naprawy. Znam rodziców, którzy w procesie wychowawczym stosują czasami metodę podpisywania przez dzieci pisemnych oświadczeń. Dziecko musi np. podpisać następujące zobowiązanie: Pomimo licznych zachęt rodziców nie uczyłem się angielskiego. Gdy dorosnę i pojadę za granicę, np. na konwencję międzynarodową, nie będę umiał nawiązać społeczności z moimi rówieśnikami. Nie będę miał wtedy pretensji do rodziców, że nie zmusili mnie do nauki. Często samo zaproponowanie dziecku podpisania takiego zobowiązania z powiadomieniem o możliwych negatywnych skutkach jego złego zachowania przynosi już pewien korzystny efekt pedagogiczny. Jednak siła oddziaływania takiego uświadamiania odnośnie konsekwencji złego postępowania jest znacznie większa, gdy osoba wymagająca poprawy doświadcza już pierwszych skutków swego złego zachowania. Człowiek przychodzący do lekarza z pierwszymi symptomami choroby i związanymi z nią dolegliwościami ma znacznie bardziej otwarte uszy na słuchanie porad i stosowanie się do nich niż człowiek całkowicie zdrowy. Zapewne niejedna siedząca tu na sali osoba musiała przed jakimś nawet drobnym zabiegiem chirurgicznym podpisać oświadczenie o przyjęciu do wiadomości możliwych negatywnych skutków ubocznych zabiegu. Oczywiście przeraża nas w takich sytuacjach długa lista nieszczęść, które mogłyby nam się przydarzyć przy jakimś nieszczęśliwym zbiegu okoliczności, ale tak naprawdę w głębi duszy myślimy przecież, że to bardzo mało prawdopodobne, aby akurat nas to spotkało. Inaczej jednak wyglądałaby sytuacja, gdyby np. po wszczepieniu by-passów lekarz, wypisując nas ze szpitala, informował też o konieczności przeprowadzenia pewnych istotnych zmian w stylu życia i sposobie odżywiania się. Prawda, że wtedy słuchalibyśmy całkiem innymi uszami? W takich właśnie okolicznościach działał prorok Joel. Judejczycy dotknięci już zostali pierwszymi poważnymi objawami śmiertelnej choroby. A teraz jeszcze zagrażała im katastrofa, która w niekorzystnych okolicznościach mogła doprowadzić do całkowitej zagłady narodu. To dlatego Bóg posyłał w tym okresie tak wielu wspaniałych proroków. Z ludzkiego punktu widzenia byli oni „głosami wołających na puszczy”. Ich misja nie odwróciła losów narodu. Źli królowie dalej podejmowali złe decyzje, a przekupni kapłani nadal przyjmowali ofiary od niepokutujących grzeszników. Ale czyż nie jest tak, że właśnie na takich pustyniach zaczynały się najwspanialsze drogi? Droga Mojżesza zaczęła się na pustyni. Droga do najwspanialszej wizji Eliasza zaczęła się na pustyni – wtedy, gdy położył się pod krzewem i chciał umrzeć, a Bóg kazał mu udać się na górę Horeb. Droga Jezusa zaczęła się na pustyni, bo tam właśnie działał Jan, który go ochrzcił (Mat. 3:1). Droga apostoła Pawła zaczęła się na pustyni, gdy po chrzcie w Damaszku najpierw udał się do Arabii (Gal. 1:17). Gdy nasze skruszone serca znajdują się w najniższym punkcie poniżenia, gdy dotyka nas śmiertelna choroba grzechu, wtedy z głębokiego dołu i z lgnącego błota najbardziej skłonni jesteśmy usłyszeć wspaniały głos Bożego miłosierdzia. Między wielką klęską a jeszcze większą katastrofą głos Boży trafia do naszego serca jak klucz, który uruchamia skomplikowane procesy pokuty. Czyż więc prawdą jest, że misje Jeremiasza, Eliasza, Jana Chrzciciela, Jezusa zakończyły się fiaskiem? Oczywiście że nie! Jeremiasz nie namówił co prawda królów, by zmienili kierunek swej polityki, nie namówił kapłanów, by uczyli ludzi sprawiedliwości, ale przecież jego słowo i w niewoli, i po jej zakończeniu – a zwłaszcza wtedy – świeciło cudownym światłem Bożej pochodni na ścieżkach tych ludzi, którzy szukali łaski przebaczenia. O nie, żadne słowo Boże nie powróciło do Niego próżne, bez przyniesienia zamierzonego owocu (Izaj. 55:11). Słowo proroka Joela, ostrzegające przed wielką katastrofą, nie było w stanie przed nią ludzi uchronić, ale przecież skłoniło zapewne wielu z nich, nawet za jego czasów, do przyniesienia owoców godnych pokuty. Spróbujmy teraz przenieść punkt obserwacyjny proroctwa Joela w nasze czasy. Czyż i dzisiaj w Jerozolimie oraz w jej okolicach nie mieszkają ludzie, których zgromadziły tam historyczne klęski? Czy nie są oni duchowo chorzy i nie wymagają naprawy? O tak, są oni w stanie pustyni! Nawet jeśli jeszcze nie wszyscy zdają sobie z tego sprawę. Przypomnijmy sobie słowa Joela (Joel 1:4-5 BT): „Co pozostało po gazam, zjadła szarańcza, a co pozostało po szarańczy, zjadł jelek, a co pozostało po jelek, zjadł chasil.” Tak jak Judeę tamtych czasów nawiedziła czworaka plaga szarańczy, tak i współcześni Izraelici „pożarci” zostali przez cztery niszczycielskie imperia, od Babilonii po Rzym. W innym wymiarze pokolenia nowożytnych Izraelczyków pożerane były także przez inne cztery rodzaje krwiożerczej szarańczy: antysemitów, antyjudaistów, antysyjonistów i antyizraelitów. Żydzi byli po pierwsze prześladowani z powodów nacjonalistycznych. Zjawisko antysemityzmu jest najlepiej znane i opisane. Przez całe wieki jednak byli oni nienawidzeni także z powodów religijnych, teologicznych. Zarówno chrześcijaństwo, jak również islam postrzegają judaizm jako konkurencję i zagrożenie dla swoich dogmatów. Te dwie największe światowe religie chorują na kompleks młodszego brata względem stosunkowo bardzo przecież nielicznego judaizmu. W czasach, gdy rodziła się idea syjonizmu, czyli politycznego ruchu na rzecz zgromadzenia Żydów, powstawały także inne analogiczne inicjatywy „mesjańskie”, zarówno w obrębie chrześcijaństwa, jak i islamu. To wtedy właśnie powstały ruchy: amerykańskich mormonów, ormiańskich charyzmatyków, a nieco później także spokrewnionych niestety z nami „świadków”. Ruchy te tworzyły idee nowych „syjonów”, wydziedziczając z nich Żydów, okradając ich z obietnic i zadań, które przewidział dla nich Bóg. Teraz, już po powstaniu państwa izraelskiego, żydowskiej egzystencji w Ziemi Obiecanej cały czas zagrażają antyizraelici. Jest to dzisiaj najpopularniejszy rodzaj szarańczy pożerającej naród wybrany. Ludzi tych najłatwiej jest zauważyć w krajach islamskich, np. w Iranie, ale antyizralitów równie łatwo spotkać można także w naszych, tzw. „cywilizowanych” krajach Europy i Ameryki. I choć z całego serca sprzeciwiamy się tym wszystkim prześladowczym nurtom współczesnego świata, staramy się ich także wystrzegać we własnym postępowaniu, to przecież musimy o tych czterech współczesnych rodzajach szarańczy powiedzieć to samo, co twierdzimy o czterech historycznych imperiach światowych. Z jednej strony były one krwiożerczymi bestiami, ale z drugiej otrzymały przecież od Boga ograniczone upoważnienie do sprawowania kontroli nad światem, w tym nad Izraelem. Współczesne cztery odmiany szarańczy są wojskiem Pana (Joel 2:25). Przez ich działanie Bóg pomaga Izraelitom osiągać stan duchowej pustyni. Za pomocą tych czterech rodzajów prześladowców wprowadza ich na drogę wiodącą do pokuty. Dzisiaj Izrael znów znalazł się na krawędzi narodowej katastrofy. Zagraża mu wewnętrzny konflikt z żywiołem palestyńskim. Otoczony jest przez wrogich arabskich sąsiadów. Znalazł się w politycznej izolacji w gronie cywilizowanych państw północy. Ale największym zagrożeniem dla Żydów są sami Żydzi. Przekupstwo – premier Olmert musiał ustąpić z powodu zarzutów korupcyjnych; zepsucie moralne – prezydent Katzaw został skazany na więzienie za gwałt i molestowanie seksualne; wewnętrzne podziały polityczne i religijne; poczucie naruszania zasad sprawiedliwości w odniesieniu do przybyszów mieszkających w ich ziemi; wyodrębnianie się silnej mniejszości ultraortodoksyjnej (heredim), która w dużej części nie uznaje państwa Izrael, a mimo to żyje na jego koszt, obciążając ogromnie jego budżet, czyli innych obywateli – te wszystkie i wiele jeszcze innych wewnętrznych problemów Izraela sprawiają, że dzisiaj podobnie jak za czasów Joela chciałoby się wołać: „Rozedrzyjcie serce wasze (...) i nawróćcie się do Pana, Boga waszego” Prorok zapowiada jednak szczęśliwe rozwiązanie tej dramatycznej sytuacji. Choć takim „happy-endem” nie zakończyły się okresy przed niewolą babilońską i za czasów Jezusa przed wielką niewolą rzymską, to mamy wszelkie powody spodziewać się, że w naszych czasach historia potoczy się inaczej. Izraelici zgromadzeni w swej ziemi, a przynajmniej znaczna ich część, rozedrą i szaty, i serca, nawrócą się, udadzą się do Boga i otrzymają Jego błogosławieństwo. Następnie Bóg wyleje na nich ducha łaski i modlitw, by mogli faktycznie oczyścić się od złego postępowania (Zach. 13:1). A wtedy ziszczą się słowa (Joel 2:32): „Na górze Syon i w Jeruzalemie będzie wybawienie, jako rzekł Pan, to jest w ostatkach, które Pan powoła”. Z Jeruzalemu bowiem wyjdzie Słowo Pańskie (Izaj. 2:3; Mich. 4:3). To, co Izajasz i Micheasz łagodnie nazywają „wyjściem słowa”, prorok Joel opisuje nieco dosadniej: (Joel 3:16): „Pan z Syonu zaryczy, a z Jeruzalemu wyda głos swój, tak że zadrżą niebiosa i ziemia”. Również w innych częściach opisu odwołuje się on do wspomnianej wizji Izajasza i Micheasza. Tam gdzie u „pokojowych” proroków mowa jest o wizji mesjańskiego Królestwa, w którym miecze zostaną przekute na lemiesze, a włócznie na sierpy, tutaj prorok Joel zachęca narody, by postąpiły dokładnie odwrotnie – by przekuły lemiesze na miecze, a kosy na oszczepy, by stanęły do walki z obrońcą Izraela, z samym Bogiem. Dolina Jozafata, czyli tłumacząc dosłownie to hebrajskie imię: Dolina Sądu Pańskiego stanie się miejscem ostatecznej klęski narodów. Ale przecież tutaj znów, tak samo jak w przypadku tylko nieco wcześniej nawróconego Izraela, ludzka krańcowość okaże się Bożą sposobnością. Także i ta katastrofa zostanie przez Boga wykorzystana do wprowadzenia narodów w stan pustyni, w stan gotowości uznania własnych błędów i nawrócenia się na drogę pokuty. W takich to okolicznościach ziszczą się również ostatnie słowa wizji Joela (Joel 3:18): Żywa woda wypływająca z domu Pańskiego w Jerozolimie nawodni dolinę Szittym i „oczyści tych, których krwi [Bóg wcześniej] nie oczyścił” (Joel 3:21). Dałby Bóg, aby słowa te stały się rzeczywistością w nieodległej już przyszłości, najlepiej jeszcze za naszych dni. My zaś, którzy dzisiaj czytamy słowo Joela, korzystajmy z każdej okazji, by żałować za własne grzechy, by zwracać się do Pana o pomoc i uzyskiwać wsparcie ducha świętego. Nawracajmy się i stawajmy się częścią drogi Pana, która zaczyna się na pustyni. Zacznijmy już dzisiaj przygotowywać tę drogę, na którą niedługo wkroczą najpierw Żydzi, a potem wszystkie narody. „Głos się rozlega: Drogę dla Pana przygotujcie na pustyni”. Amen Daniel Kaleta |