Nowy Jork, 3 września 2011
(Chrzanów, 12 sierpnia 2012)
Cztery sposoby ofiarowania krwi
Temat, jaki zamierzyłem z Wami wspólnie rozważyć, będzie dotyczył krwi. Krew, póki krąży w żyłach, dokąd jej nie widzimy, oznacza życie. Jest to wspaniale zaprojektowany przez Boga płyn odgrywający centralną, życiodajną rolę w funkcjonowaniu większości żywych organizmów. Jednak krew, gdy znajdzie się poza organizmem, oznacza śmierć. Wystarczy utrata pewnej tylko części owego życiodajnego płynu, by dalsze życie stało się niemożliwe. Zapewne dlatego widok krwi wywołuje tak przykre uczucia.
Zagadnienie krwi w Biblii, a w szczególności w kulcie ofiarniczym Starego Testamentu, to obszerne zagadnienie o ogromnym znaczeniu. Apostoł Paweł w Liście do Hebrajczyków pisze kluczowe dla nas słowa: „Niemal wszystko według zakonu krwią oczyszczone bywa, a bez rozlania krwi nie bywa odpuszczenie grzechów” – Hebr. 9:22. Skoro wszyscy jesteśmy grzeszni i potrzebujemy oczyszczenia, czyli odpuszczenia grzechów, to temat krwi ma dla nas również w duchowym sensie życiodajne i centralne znaczenie.
Bezpośrednią inspiracją do rozważenia z Wami, drodzy Braterstwo, tego tematu było świadectwo pewnego nawróconego Żyda, które opublikowane zostało sto lat temu w „Zion's Watch Tower” z 1 listopada 1904 r. (R-3454 Straż 2-2011). Zacytujmy dwa jego fragmenty:
Stary Żyd mówi: „Ciągle od nowa czytałem 12. rozdział 2 Księgi Mojżeszowej, 16. i 17. rozdział 3 Księgi Mojżeszowej. Szczególne drżenie wywoływało we mnie to drugie miejsce, gdy myślałem o wielkim Dniu Pojednania oraz roli krwi w jego obrzędach. Dzień i noc w uszach moich rozbrzmiewał jeden werset: 'bo krew jest, która duszę oczyszcza' [3 Mojż. 17:11]. Wiedziałem, że łamałem Zakon. Potrzebowałem oczyszczenia. Rok po roku biłem się tego dnia w piersi i wyznawałem moją potrzebę pojednania. Ale tego można było dokonać przy użyciu krwi, tymczasem nie było krwi! (...) Ta myśl napełniała mnie przerażeniem. W mojej rozpaczy konsultowałem się z wieloma innymi rabinami. Jednak miałem stale to jedno wielkie pytanie: Gdzie mogę znaleźć krew pojednania?
Miałem już ponad trzydzieści lat, gdy opuściłem Palestynę i przybyłem do Konstantynopola, wraz z moim pytaniem, które cały czas nosiłem w umyśle, a na które ciągle nie miałem odpowiedzi, oraz z moją udręczoną własnymi grzechami duszą. Pewnej nocy szedłem w dół jakąś wąską uliczką tego miasta i zobaczyłem znak informujący o tym, że odbywają się tu spotkania dla Żydów. Ciekawość kazała mi otworzyć drzwi i wejść do środka. Gdy tylko zająłem miejsce, usłyszałem człowieka, który mówił: 'Krew Jezusa Chrystusa, Syna jego, oczyszcza nas od wszelkiego grzechu' [1 Jana 1:7]. (...) znalazłem w końcu krew pojednania! Zaufałem jej i teraz uwielbiam czytać Nowy Testament, by przekonywać się, w jaki sposób Zakon został wypełniony w Jezusie. Jego krew została przelana za grzeszników.” KONIEC
To niewątpliwie bardzo piękne świadectwo. Gdy czytałem je po raz pierwszy, nasunęła mi się jednak pewna wątpliwość: Czy to, czego szukał ów sędziwy Żyd i co znalazł w chrześcijańskiej placówce misyjnej, było tym samym, czego Bóg oczekiwał, nakazując Izraelitom składanie krwawych ofiar?
Zarówno ten Żyd jak i my tu i teraz dawno już odzwyczailiśmy się od widoku zwierzęcej krwi przelewanej w służbie Bożej. Krew w religijnym znaczeniu jest dla nas symbolicznym, intelektualnym pojęciem, które służy rozwiązywaniu problemów teologicznych. Ale czy Bogu tylko o to chodziło? Czy po to kazał zabijać i spalać niezliczone ilości zwierząt przez półtora tysiąca lat, byśmy umieli ułożyć i rozwiązywać teologiczne równanie?
Jak różnie można odbierać pewne symbole związane z oczyszczeniem krwią przekonałem się, gdy jeden z moich katolickich przyjaciół znalazł się kiedyś na sali naszych nabożeństw. Jego największe zdumienie wzbudziły nie tyle głoszone poglądy, co wiszący na przedniej ścianie obraz, przedstawiający ofiarowanie cielca w Dniu Pojednania. To, co dla mnie od dzieciństwo było symbolem oczyszczenia przez krew ofiary Jezusa, dla niego było jedynie niemiłym wyobrażeniem uboju krowy, której krew ściekała do podstawionej misy.
Nasze dzieci uczęszczały do chrześcijańskiego przedszkola, gdzie znalazło się też jedno dziecko z Indii. Po jakimś czasie jego matka, braminka, przeniosła go do innego przedszkola, uważając że jest dyskryminowany. Podczas jednej z rozmów z moją żoną stwierdziła ona, że nie chce, by jej syn karmiony był strasznymi obrazami ludzkich, pokrwawionych zwłok, zawieszonych na drewnianym krzyżu. Chodziło jej oczywiście o postać Jezusa, o którym wychowawczyni opowiadała dzieciom przy okazji świąt Wielkanocnych posługując się przy tym zapewne jakąś książeczką z ilustracjami. I znów: To, co ja uznałbym za religijny symbol odkupieńczej śmierci, dla braminki było pełnym okrucieństwa obrazem, który nie powinien był być pokazywany małym dzieciom.
Czy mówiąc zatem o wylaniu krwi, która oczyszcza nas od grzechu, o krwi pokropienia, o krwi pomazania, rzeczywiście czujemy, co ta krew oznacza? Być może oddaliliśmy się na tyle od idei krwawych ofiar, że również ofiara Jezusa, jak też ofiara, którą sami z siebie chcielibyśmy składać, nie do końca wzbudza takie same emocje, jak te, które Bóg zaplanował, dając przepisy o krwawych ofiarach ze zwierząt.
Skąd w ogóle wzięła się idea oczyszczenia krwią i czemu miała ona służyć?
Pierwszym, który złożył Bogu krwawą ofiarę był Abel. W jaki sposób doszedł on do wniosku, że Bogu może podobać się dar polegający na spaleniu zabitego zwierzęcia, nie wiemy. Przecież ludzie nie jedli wtedy mięsa. Nie mieli więc potrzeby ich zabijania.
Później w kulcie ofiarniczym nakazanym przez Prawo Bóg dostarczył ludziom nieco więcej informacji o tym, co wcześniej intuicyjnie wyczuwali Abel, Noe, Abraham czy Ijob. Ludzie ci będąc wychowani w pasterskich kulturach także bez dokładnych instrukcji Zakonu czuli, dlaczego dar polegający na zabiciu zwierzęcia może być przyjemny Bogu jako zadośćuczynienie za ich własne grzechy.
U pasterzy rozwijają się bardzo osobiste uczucia względem zwierząt, którymi się opiekują. Widać to choćby w opisie traktowania owieczki przez człowieka z przypowieści, jaką Nathan opowiedział Dawidowi strofując go za grzech z Betszebą: „Ubogi nie miał jedno owieczkę jedną małą, którą był kupił, i chował ją, aż urosła przy nim, także i przy dziatkach jego; z bochna jego jadała, i z kubka jego pijała, i na łonie jego sypiała, a była mu jako córka” (2 Sam. 12:3).
Jezus, chcąc ukazać radość nieba z powodu nawrócenia się jednego grzesznika, sięga po przykład pasterza, który porzuca 99 owiec po to, by szukać jednej, która zaginęła. Co czułby ów pasterz, gdyby tę jedną owieczkę miał następnie zarżnąć na ofiarę i spalić na ołtarzu?
Pasterz Dawid bardzo emocjonalnie ocenił występek zrabowania i zabicia owieczki biedaka z wymyślonej opowieści Nathana. „Godzien śmierci jest mąż, który to uczynił!” – wykrzyknął, zanim orzekł przepisową karę poczwórnej rekompensaty.
Pasterz zabijający najpiękniejszą owieczkę ze stada – a przeważnie były to zwierzęta młode, urocze i bezbronne – odczuwał z pewnością wielką przykrość. Za jego własne przewinienie zabite musiało być niewinne zwierzę. Nawet wtedy, gdy tak jak Dawid, czy Jezus, od dawna mieszkał już w mieście a owce widywał jedynie na odległych polach lub w postaci mięsa piekącego się na ruszcie, to ciągle jeszcze czuł, co oznacza krew, którą spryskany był ołtarz. My możemy to jedynie próbować zrozumieć.
Śmierć zawsze jest przykra. Gdy jednak ktoś ginie na wywołanej przez siebie wojnie, czy też na skutek spowodowanego przez siebie wypadku, myślimy: szkoda, ale w sumie godzimy się dość łatwo z taką wiadomością, o ile tylko nie dotyczy ona naszych bliskich. Gdy jednak giną niewinni ludzie, którzy stają się ofiarą cudzej nieostrożności, obcej wojny, czy cudzego występku, czujemy, że dzieje się jakaś wielka niesprawiedliwość. Mówimy też wtedy o ofiarach.
Za tydzień Nowy Jork, Ameryka i cały świat obchodzić będzie dziesiątą rocznicę straszliwego zamachu na World Trade Center. Jakież poczucie krzywdy i bezsilności rodzi się w ludzkich sercach na myśl o setkach ludzi siedzących w samolotach, które posłużyły mordercom za latające bomby, o tysiącach innych ofiar, które żywcem spłonęły w swoich biurach, o strażakach, którzy zginęli w akcji ratunkowej.
Podobne uczucia towarzyszą nam, gdy słyszymy o prześladowaniach chrześcijan w krajach islamskich, o młodzieży, która ginie w szkołach, czy na letnich spotkaniach, tak jak niedawno w Norwegii, z rąk uzbrojonych szaleńców. To są ofiary, których nam bardzo żal. Ich krew co prawda nikogo na razie nie oczyszcza, ale uczucia, jakie wzbudzają, podobne są do tych, które powinniśmy odczuwać, myśląc o krwi ofiar oczyszczających nasze grzechy.
Z tymi myślami i uczuciami przyjrzyjmy się teraz trzem sposobom zastosowania krwi w kulcie ofiarniczym Przymierza Synajskiego. Krew ofiar była (1) wylewana, krwią tą (2) kropiono a także (3) pomazywano nią ludzi i przedmioty.
(1) Wylanie krwi oznacza śmierć. Nawet samo wyrażenie „wylać krew” używane jest często w Biblii w zastępstwie słowa „zabić”, czy „zamordować” (1 Mojż. 9:6; 1 Mojż. 37:22; 4 Mojż. 35:33). Ofiara ze zwierzęcia składana Bogu miała być po pierwsze zabita. Składający ją człowiek władał ręce na jej głowę, wyrażając w ten sposób to, że zastępuje go ona w śmierci: „Położy rękę swą na głowę ofiary całopalenia, a będzie przyjemną zań na oczyszczenie jego” – 3 Mojż. 1:4.
Zabicie zwierzęcia w innym celu, jak oddanie go na ofiarę, było przestępstwem: „Ktobykolwiek z domu Izraelskiego zabił wołu, albo owcę, albo kozę w obozie, albo kto by zabił za obozem, a do drzwi namiotu zgromadzenia nie przywiódłby tego, aby ofiarował ofiarę Panu, przed przybytkiem Pańskim, krwi winien będzie on mąż, krew przelał; przetoż wytracony będzie on mąż z pośrodku ludu swego” – 3 Mojż. 17:3-4. Człowiek przelewający krew zwierzęcia zawsze powinien był włożyć ręce na jego głowę i zabić je na ofiarę w zastępstwie samego siebie. Miało temu zapewne towarzyszyć poczucie winy z powodu śmierci niewinnej ofiary.
(2) Pokropienie krwią ofiar towarzyszyło przede wszystkim zawarciu przymierza: „Wziął też Mojżesz krew, i pokropił lud i rzekł: Oto, krew przymierza, które Pan postanowił z wami, na wszystkie te słowa” – 2 Mojż. 24:8. Z Listu do Hebrajczyków (Hebr. 9:19) dowiadujemy się dodatkowo, że Mojżesz pokropił także księgi: „Albowiem gdy Mojżesz wszystko przykazanie według zakonu opowiedział wszystkiemu ludowi, wziąwszy krew cielców i kozłów z wodą i z wełną szarłatową, i z hizopem, i same księgi, i lud wszystek pokropił”. Obrządek ten oznaczał zapewne, że odstąpienie od zobowiązania przestrzegania praw danych w Księgach będzie skutkowało śmiercią przestępcy, tak jak zginąć musiały zwierzęta, których krew poświęciła księgi i lud.
Krwią kropiono także Ubłagalnię przy okazji Dnia Pojednania (3 Mojż. 16:14), podłogę Miejsca Świętego (3 Mojż. 4:6), szaty kapłana i jego samego (2 Mojż. 29:21), czy też ołtarz (3 Mojż. 16:19). W wyjątkowych okolicznościach kropienie krwią miało też miejsce poza obozem. Trędowaty oczyszczany był między innymi przez pokropienie krwią ptaka (3 Mojż. 14:7), a w procesie sporządzenia popiołu dla oczyszczania po dotknięciu zwłok dokonywano także kropienia krwią czerwonej jałowicy (4 Mojż. 19:4).
Kropienie jest najbardziej nieprzyjemnym rodzajem kontaktu z krwią. Nigdy jeszcze nie zostałem opryskany cudzą krwią, ani zwierzęcą, ani ludzką. Pracując jednak w teatrze zdarzyło mi się uczestniczyć w scenie, w której pryskano farbką udającą krew. Miałem świadomość, że czerwony płyn, którym mogę zostać opryskany, nie jest krwią. Mimo to każda kropla padająca na ciało czy ubranie wywoływała bardzo nieprzyjemne uczucia. Również przedmioty pochlapane krwią sprawiają odrażające wrażenie. Wolelibyśmy ich nie widzieć, a już na pewno nie chcielibyśmy ich dotykać.
Krew wylana na ziemię także nie jest zbyt przyjemna do oglądania. Jednak na naturalnym podłożu krew szybko traci swój kolor i ulega rozkładowi. Lekko przysypana piaskiem jest mało widoczna. Wylanie na ziemię krwi zabijanego zwierzęcia wydaje się być higieniczną koniecznością i może dlatego nie wywołuje aż tak przykrych odczuć, jak kropienie krwią.
(3) Pomazanie jest trzecim sposobem użycia krwi w obrzędach ofiarniczych. Najbardziej znanym przykładem jest tutaj Pascha w Egipcie: „I wezmą ze krwi jego, i pokropią obydwa podwoje i nadprożnik u domu” – 2 Mojż. 12:7. Choć niektóre tłumaczenia używają w tym miejscu słowa „pokropić”, to jednak słuszny jest przekład mówiący o „pomalowaniu” odrzwi i nadproża krwią baranka. Inny przykład pomazania krwią znajdujemy w obrzędzie poświęcenia kapłanów. Prawe ucho, prawy kciuk oraz wielki palec u prawej stopy kapłanów pomazywane były krwią ofiary poświęcenia (3 Mojż. 8:23). W tym samym obrzędzie Mojżesz pomazywał rogi ołtarza krwią ofiary za grzech (3 Mojż. 8:15). Także trędowaci, podobnie jak kapłani, oczyszczani byli między innymi przez pomazanie krwią ucha, kciuka i wielkiego palca u stopy (3 Mojż. 14:14).
Krew każdej zwykłej ofiary za grzech kapłana, ludu, księcia czy zwykłego człowieka była używana między innymi do pomazywania rogów ołtarza, czy to złotego ołtarza kadzenia (3 Mojż. 4:7,18), czy miedzianego ołtarza całopaleń (3 Mojż.4:25,30). Oznacza to, że rogi obydwu ołtarzy były ustawicznie pomazane krwią. Również boczne ściany miedzianego ołtarza nosiły ślady krwi. Pomazywano je krwią ptaków, zarówno w znaczeniu ofiary całopalnej (3 Mojż. 1:15) jak i ofiary za grzech ubogich (3 Mojż. 5:9).
Pomazywanie krwią wydaje się być zabiegiem mniej nieprzyjemnym niż pokropienie. Nosi ono bowiem znamiona działania celowego i dobrowolnego. Człowiek pomazywany krwią – poświęcany kapłan czy też człowiek uzdrowiony od trądu – zgadza się na przystąpienie do takiego obrządku. Wtedy nawet ten niezbyt przyjemny rytuał pomazania krwią określonych części ciała nie wydawał się być może aż tak bardzo nieprzyjemny.
Spoglądanie na sprzęty świątynne celowo i w wyznaczonych miejscach pomazane krwią nie było zapewne zbyt przyjemne dla sprawujących usługę kapłanów. Jednak było to konieczne ze względu na obowiązek przypominania grzechów, za które śmierć poniosły niewinne ofiary.
(4) Czwarty sposób użycia krwi w obrzędach ofiarniczych nie występuje w dosłownym znaczeniu w Prawie Synajskim. Co więcej sposób ten byłby według Zakonu wręcz zakazany. Sposób ten znamy z nauczania Jezusa: „Kto je ciało moje, a pije krew moją, ma żywot wieczny, a ja go wzbudzę w on ostateczny dzień” – Jan 6:54. Choć Jezus nie mówi tu o piciu Jego literalnej krwi, tym niemniej samo skojarzenie było na tyle oburzające, że większość uczniów opuściła Go wtedy.
Jezus był ofiarą. Jego krew została przelana w dosłownym znaczeniu. Gdy jednak mówi On o piciu Jego krwi ma na myśli duchowe znaczenie korzystania z Jego ofiary. Apostoł Paweł tłumaczy, że poprzez spożywanie ciała Jezusa stajemy się częścią Jego Ciała (1 Kor. 10:17). Podobny wniosek można wysnuć z jego rozważań na temat krwi. Uczestnicząc w kielichu Pańskim (1 Kor. 10:21) stajemy się częścią kielicha z krwią Chrystusa.
Duchowe znaczenie czterech sposobów ofiarowania krwi
I tak, w naturalny sposób doszliśmy do zagadnienia duchowego znaczenia owych czterech sposobów użycia krwi w obrzędach ofiarniczych. Przypomnijmy je raz jeszcze. Były to: (1) przelanie krwi, (2) pokropienie krwią, (3) pomazanie krwią oraz (4) spożycie krwi; to ostatnie wyłącznie w odniesieniu do duchowego znaczenia krwi Jezusa.
(1) Wylanie krwi oznacza śmierć. Wylanie krwi ofiary oznacza zastępczą śmierć zamiast grzesznika. Taka śmierć stwarza możliwość pojednania (oczyszczenia): „Albowiem dusza wszelkiego ciała we krwi jego jest; a Ja dałem ją wam na ołtarz ku oczyszczeniu [KaPhaR – odkupieniu] dusz waszych; bo krew jest, która duszę oczyszcza [KaPhaR]” – 3 Mojż. 17:11. Użyty w tym kontekście czasownik KaPhaR (#3722) ma ścisły związek ze słowem „okup” – hebr. KoPheR (#3724). Z Listu do Hebr. 10:4 dowiadujemy się, że krew zwierząt nie zapewniała pojednania (oczyszczenia) za grzechy. Krew ofiar zwierzęcych była jedynie symbolicznym wyobrażeniem rzeczywistego odkupienia, które dokonało się przez przelanie krwi Jezusa. On umarł za wszystkich ludzi umierających w Adamie (1 Kor. 15:22).
Krew Jezusa została wylana dawno temu i daleko stąd. Mimo to jej kolor nie wyblakł, a jej znaczenie nie uległo rozkładowi. Różni się ona od krwi zwierząt tak jak rzeczywistość różni się od cienia. Jesteśmy winni nieskończoną wdzięczność Ojcu Niebieskiemu za to, że stworzył plan odkupienia przez krew Jezusa. Jesteśmy ogromnie wdzięczni samemu Jezusowi za to, że był posłuszny aż do śmierci krzyżowej, że własną krwią odkupił nas wierzących oraz wszystkich ludzi. Słuszne uczucie wdzięczności nie powinno jednak przesłaniać wyrzutu sumienia. Nawet zaplanowane przez Boga przelanie krwi Jego Syna, nadal pozostaje morderstwem niewinnej ofiary.
Jestem grzesznikiem. Umarłbym nie tylko z powodu grzechu Adama, ale także za swoje własne grzechy i słabości. Żyję jednak, gdyż Jezus przelał za mnie swoją krew – w jak najbardziej dosłownym znaczeniu tego słowa. Cierpiał, bolało Go, umarł w poczuciu osamotnienia i opuszczenia. Nie zabił go co prawda mój grzech. Nie było mnie przy tym. Ale zabił Go grzech ludzi takich jak ja. Zabił Go grzech taki jak mój. Też bywam czasami niewyrozumiały, pyszny, skłonny do prześladowania ludzi, którzy są inni niż ja, którzy rozumieją Boga inaczej niż ja. Gdybym żył w Judei 1978 lat temu być może też wołałbym pod drzwiami Piłata: Ukrzyżuj Go! Ukrzyżuj Go!
(2) Pokropienie krwią jest bardzo przykre. Łatwiej mi jest myśleć w ogólnych kategoriach, że jestem grzesznikiem. Trudniej wymienić własne konkretne grzechy, które obrażają Boga, które sprawiają Mu przykrość. Najtrudniej zaś przyznać się przed bliźnim do występku przeciwko miłości. Czasami omijamy ten temat tak długo, aż opryska nas krew ofiary. Rzadko dzieje się do w dosłownym znaczeniu. Jednak czasami uświadamiam sobie, że moje złe postępowanie sprowadza cierpienie i skrócenie życia bliźniego. I nie chodzi tutaj tylko o rzeczywiste zadanie komuś bólu, czy spowodowanie jego śmierci. Jeśli z mojego powodu brat smuci się i słabnie, to zapewne będzie też z tego powodu trochę krócej żył. Wiemy jak bardzo duchowe cierpienia powiązane są z literalnymi, cielesnymi dolegliwościami.
Gdy ktoś uświadamia mi, że bliźni cierpi z mojego powodu, czuję się tak, jakbym został opryskany krwią niewinnej ofiary. Przykre to uczucie, ale niestety niekiedy konieczne, bym konkretnie uświadomił sobie własną grzeszność oraz potrzebę pojednania z bliźnim polegającą na zmianie własnego postępowania i przeproszeniu tego, który z mojego powodu cierpiał.
Bywa też i tak, że to my cierpimy z czyjegoś powodu. Nie powinniśmy wtedy „chlapać” na lewo i prawo naszym cierpieniem, naszą „krwią”. Chcielibyśmy wtedy cierpieć w milczeniu, tak jak Jezus, który nie złorzeczył tym, którzy Go wyśmiewali, nie groził tym, którzy zadawali Mu cierpienie, którzy Go zabijali. Świadomość, że moje cierpienie, moja symboliczna „krew” może ułatwić komuś zrozumienie jego błędów i poprawę, ułatwić skorzystanie z oczyszczającej ofiary Jezusa, pomaga mi cierpliwie znosić moje utrapienia w cichości i w pokorze.
(3) Pomazanie krwią w duchowym znaczeniu to świadome użycie krwi ofiary Jezusa do oczyszczenia naszych ołtarzy, naszych ciał, szat i usług. Spoglądamy na rogi ołtarzy pomazane krwią Jezusa. Dzięki jej oczyszczającej mocy nasze modlitwy wznoszą się do nieba jak dym kadzidła ze złotego ołtarza. Dzięki Jego krwi na rogach ołtarza całopaleń nasza własna ofiara położona na tym ołtarzu może zostać przyjęta jako czysta, choć daleko jej przecież do świętości i doskonałości.
Byłem trędowaty złymi uczuciami serca i grzesznymi słabościami ciała. Jezus pomazał krwią moje prawe ucho, bym mógł usłyszeć Jego głos i uwierzyć w miłość Jego Ojca. Pomazał mój prawy kciuk, bym wszystkimi palcami, całą ręką, obydwoma rękoma, mógł wykonywać uczynki, które mogą zostać uznane za dobre i święte, choć wcale takimi nie są. Pomazał swoją krwią wielki palec u mojej prawej nogi, bym chodził tylko za Nim i razem z Nim zmierzał do celu, który wskazuje Jego krew pojednania.
Pomazanie krwią to świadomość niedoskonałości mojej usługi, to wyraz smutnej pokory i uznania własnego grzechu. Chciałbym, by pomazanie to jak najczęściej nabierało konkretnego wymiaru. Chciałbym poprawiać moją służbę – nie trwać w popełnianych błędach, ale je naprawiać i służyć coraz lepiej, coraz czyściej. Pomaga mi w tym każde pokorne uznanie popełnionego błędu. Często błąd ten polega na nieuczynieniu czegoś dobrego. Chciałbym się wtedy zawstydzić i poprosić Jezusa o ponowne pomazanie mnie Jego krwią na znak uzdrowienia z kolejnego ataku trądu.
(4) I na koniec zadanie najtrudniejsze: Picie krwi Jezusa. Apostoł Paweł zwraca się do nas w Liście do Hebr. 12:22-24: „Aleście przystąpili do góry Syon (...) i do zebrania pierworodnych, którzy są spisani w niebie (...) i do krwi pokropienia, lepsze rzeczy mówiącej niż Ablowa”. Korzystamy z krwi Jezusa. Ale też przystępujemy do niej w tym sensie, że przez własne cierpienie dane nam jest poszerzać zakres działania Jego krwi.
Przystępując do „zebrania pierworodnych” poszerzamy je, gdyż stajemy się jego częścią. Zgromadzenie to rośnie w miarę, jak przystępują do niego kolejne szeregi wierzących. W podobny sposób przystępujemy do Pośrednika i do Jego krwi. Dzisiaj liczy się tylko krew Jezusa. Nie ma innej krwi oczyszczenia. Ale jest krew ofiar, krew prześladowań, szyderstw, udręczenia psychicznego i fizycznego, krew ofiarniczej śmierci naśladowców Jezusa. Gdy Wielki Arcykapłan uzna tę ofiarę za godną Jego przykładu, użyje jej do pokropienia i pomazania tych, którzy stali się winni jej przelania. Użyje jej do oczyszczenia tych, którzy mieli takie same słabości i grzechy, jak prześladowcy, choć może sami nie stali się bezpośrednimi uczestnikami przelewania krwi świętych: „Aby w tym, w czym was pomawiają jako złoczyńców, zawstydzili się ci, którzy naganę dawają waszemu dobremu obcowaniu w Chrystusie” – 1 Piotra 3:16. Wszyscy prześladowcy skorzystają nie tylko z oczyszczenia krwią Jezusa, ale także pokropienia krwią swoich niewinnych ofiar.
Podsumujmy: (1) Jezus przelał swoją krew na oczyszczenie wszystkich ludzi. Jego krew była prawdziwym życiem. Gdy została przelana zastąpiła krew wszystkich grzechów wylaną na naszą biedną ziemię. (2) Jezus i Jego Ciało, członkowie Kościoła, składają z siebie ofiarę, której krwią pokropieni zostaną wszyscy grzesznicy winni jej przelania. Prześladowcy i ich naśladowcy przeżyją zapewne emocjonalny szok, uświadamiając sobie swoją winę. Pomoże im to nawrócić się do naśladowania uczynków sprawiedliwości. (3) Dzięki temu wszyscy nawróceni dobrowolnie i chętnie spojrzą na rogi ołtarza pomazane krwią ofiar za grzech, chętnie poproszą o pomazanie ich uszu, kciuków i wielkich palców u stóp krwią ofiar poświęcenia na znak oczyszczenia z trądu złych uczuć.
Gdy proces oczyszczenia grzechu zostanie zakończony, nigdy więcej nie będzie już przelewana krew żadnych ofiar. Ludzie będą wznosili swe dziękczynienia na oczyszczonych z krwi ołtarzach modlitwy. Do nieba będzie się wznosił dym czystego kadzidła oraz woń oliwy, mąki i wina okraszonych solą wiecznego przymierza. Tak krew ofiar zwierzęcych, jak i przelewanie krwi Jezusa oraz krwi Jego naśladowców pozostaną jedynie niemiłymi choć koniecznymi wspomnieniami popełnionych występków, które już nigdy więcej się nie powtórzą.
A my dzisiaj? Baczmy, by nie popełniać grzechów. Starajmy się o świętość i czystość, która jak najrzadziej angażuje krew pojednania. Jezus przelał za nas swą krew. To wielka ulga. To lina ubezpieczająca naszą trudną wspinaczkę. Starajmy się jednak nie spadać i nie nadwyrężać tego ubezpieczenia. Mamy wprawdzie zapewnienie pojednania w razie popełnienia występku. W niebie panuje jednak wielka radość, gdy nawracamy się i nie popełniamy grzechów, albo raczej – gdy ze wszystkich sił staramy się popełniać jak najmniej występków.
Z drugiej strony – Gdy cierpimy, gdy kropla po kropli sączy się z naszego ofiarowanego życia krew przyszłego pokropienia – radujmy się! „Jeśli dobrze czyniąc i cierpiąc znosicie, to jest łaska u Boga” – 1 Piotra 2:20. To wielki przywilej móc cierpieć z Jezusem. To wielki zaszczyt móc pomóc komuś osiągnąć kiedyś doskonałość. Do tego jednak konieczne jest dzisiaj cierpliwe znoszenie słabości i występków naszych bliźnich, a niekiedy nawet znoszenie słabości współofiarników, naszych braci. Bądźmy dumni z przywileju cierpienia z Jezusem. Bądźmy cierpliwi w znoszeniu tego przywileju.
O tak, drodzy braterstwo, znaleźliśmy krew pojednania, której przez całe swoje życie szukał ów stary Żyd. Jest nam przykro, że z powodu naszych grzechów Jezus musiał cierpieć i ponieść śmierć. Przykro nam jest z powodu cierpień, które zadajemy innym. Staramy się z pokorą i w cichości znosić nasze własne cierpienia.
A Pan niechaj doda sił do sprawowania tej zaszczytnej i niełatwej służby picia krwi Jezusa – dołączania do Niego w cierpieniu, byśmy mogli wraz z Nim uczestniczyć w chwale Jego wiecznej służby. Amen.
Daniel Kaleta
|