Budziarze, 10 lipca 2005

Zapłata oszacowanego

Drodzy Braterstwo! Mówi się czasami, że my badacze mamy wielkie głowy i malutkie serca. Ja myślę, że to nieprawda. Po pierwsze dlatego, że nie można mieć tak naprawdę wielkiej głowy bez wielkiego serca, a po drugie: takie uogólniające sądy są krzywdzące. Zdaje się jednak, że ci, którzy tak o nas mówią, mają na myśli nadmierne dążenie do intelektualnego poznania Boga przy zaniedbywaniu strony emocjonalnej. Mają oni zapewne na myśli i to, że można budować pustą wiedzę, wiedzę, która – mówiąc staropolskim językiem – „nadyma”, która nie jest mądrością Bożą, a zapominać przy tym o ludzkich i o Bożych uczuciach.

Jeśli powiem, że Bóg kieruje się w swym postępowaniu przede wszystkim emocjami, to pewnie wielu z Braterstwa się zdziwi. W potocznym pojęciu bowiem, emocjonalna motywacja prowadzi do działania nieprzemyślanego, pochopnego, mało wyważonego. Przypomnijmy sobie jednak widzenie chwały Bożej opisanej u proroka Ezechiela (Ezech. 1:10). Tron Boży opiera się na czterech zwierzętach, z których każde ma cztery twarze. Twarz skierowana do przodu, to twarz ludzka. Jest ona wyobrażeniem Bożej miłości. A przecież miłość to emocja! Napisane jest też (Ezech. 1:17), że gdy tron Boży się przemieszczał, to zawsze szedł przed siebie, nie obracając się. Oznacza to, że twarz miłości zawsze była z przodu. Gdy wyobrazimy sobie te zwierzęta umieszczone na obwodzie koła, to ze wszystkich stron najbardziej widoczną cechą Bożej Chwały jest miłość. Zaś mądrość, wyobrażona pod postacią orła, schowana jest z tyłu, jakby w mało widocznym wnętrzu tronu Bożej chwały.

Bóg kocha, ale Bóg także się gniewa, jest zazdrosny, żałuje czasem czegoś, smuci się. Te Boże uczucia znajdują odniesienie w Pismach prorockich. Zdaje się nawet, że prorocy znacznie częściej opisywali Boże uczucia, a zarazem pobudzali swych słuchaczy i czytelników do żywienia podobnych uczuć, niż starali się na intelektualny sposób opowiadać o konstrukcji Bożego stworzenia, czy też udzielać zwykłych „informacji” na temat Bożych zamierzeń. Prorok, który odsłania cząstkę wiedzy o Bogu, pobudza nas przede wszystkim do żywienia emocji związanych z tą wiedzą. Jego słowa mają wywoływać zachwyt, budować wdzięczność, rozwijać nadzieję, ale także pobudzać do refleksji, wzbudzać bojaźń, skłaniać do opamiętania i pokuty.

„Początek mądrości jest bojaźń Pańska” (czytamy w Przyp. 9:10 oraz Psalm 111:10). Prawdziwym źródłem poznania Boga jest emocja właściwie pojętej bojaźni, której składnikiem jest owszem respekt, a może nawet strach przed Bogiem, ale także podziw, zachwyt, uniesienie. Dopiero z takich uczuć można budować prawdziwą mądrość Bożą, która nigdy nie będzie zbyt wielka. Taka mądrość zbudowana będzie bowiem na bazie harmonijnego rozwoju serca i rozumu.

Ale po co to wszystko mówimy? W naszym dzisiejszym rozważaniu chcielibyśmy zająć się proroctwem, które pozwala nam przybliżyć się nieco do zrozumienia niektórych uczuć Pana Jezusa. Tak, Pan Jezus również żywił uczucia, kierował się emocjami. Ewangelista Marek zapisuje dla nas takie stwierdzenia: „Tedy spojrzawszy po nich z gniewem i zasmuciwszy się nad zatwardzeniem serca ich, rzekł” (Mar. 3:5) albo „Tedy westchnąwszy serdecznie w duchu swym, rzekł:” (Mar. 8:12). Zauważenie i zrozumienie czyichś uczuć oraz przeżywanie podobnych emocji, zwłaszcza tych przykrych, nazywamy współcierpieniem lub też współczuciem.

Przypominamy sobie słowa: „z nim cierpimy, abyśmy też z nim byli uwielbieni.” (Rzym 8:17). Owo słowo „współcierpieć” (4841), oraz podobne do niego greckie słowo „współczuć” – sympatheo (4834 od którego wywodzi się nasze polskie słowo „sympatia”), oznacza żywienie podobnych uczuć. Oznacza także doznawanie podobnych cierpień, ale przecież w czasach Jezusa tysiące ludzi było krzyżowanych, a nie doznawali oni takich samych uczuć, co Pan Jezus – nawet ci, którzy byli ukrzyżowani obok Niego. Dlatego najistotniejszym składnikiem współcierpienia i współczucia jest żywienie uczuć podobnych do cierpiącego. Apostoł Piotr pisze przy użyciu słowa „sympathes” (4835): „bądźcie jednomyślni, współcierpiący doległości” – 1 Piotra 3:8. Chcemy być takimi osobami, „współcierpiącymi doległości” innych ludzi, a przede wszystkim współcierpiącymi wraz z Chrystusem, abyśmy też z Nim, jako miłosierni kapłani, mogli następnie usługiwać innym zbawionym.

Jedno z proroctw, które pomagają nam zrozumieć uczucia Pana Jezusa, pomagają wraz z Nim cierpieć, wspomniane jest przez Ewangelistę Mateusza w 27 rozdz., 9 i 10 wersecie:

„I wzięli trzydzieści srebrników, zapłatę oszacowanego, który był oszacowany od synów Izraelskich; I dali je za rolę garncarzową, jako mi postanowił Pan.”

Myślę, że wszyscy dokładnie pamiętamy okoliczności, w jakich przypomniane zostało proroctwo o „zapłacie oszacowanego”. Judasz, który postanowił wydać Pana Jezusa, otrzymał od kapłanów 30 srebrników, które po ukrzyżowaniu Mistrza oddał swym mocodawcom i powiesił się. Za pieniądze te zakupiona została od garncarza działka nazwana później „rolą krwi”, Akel-Dama (Dzieje Ap. 1:19 H2506+H1818), na której urządzono cmentarz dla cudzoziemców. Słowa, na które powołuje się przy tej okazji apostoł Mateusz, zapisane zostały w księdze proroka Zachariasza, w rozdz. 11, wersety 12-13. Przeczytajmy je.

„Bom rzekł do nich: Jeśli to jest dobre w oczach waszych, dajcie zapłatę moją, a jeśli nie, zaniechajcież; tedy odważyli zapłatę moją trzydzieści srebrników. Zatem rzekł Pan do mnie: Porzuć je przed garncarza; zacnaż to zapłata, którą jestem od nich tak drogo oszacowany! Wziąłem tedy trzydzieści srebrników, a porzuciłem je w domu Pańskim przed garncarza.”

Apostoł Mateusz wkłada słowa proroka w usta samego Pana Jezusa, choć to przecież nie On otrzymał 30 srebrników i nie On porzucił je w świątyni. Jednak na końcu cytatu Mateusz dopisuje własny komentarz: „jako mi postanowił Pan”, jakoby to właśnie sam Pan Jezus kierował tymi wszystkimi działaniami Judasza i kapłanów.

Jakaż gorycz bije z tych słów włożonych w usta Pana Jezusa! Dajcie mi zapłatę za moją pracę dla was, za moje wdzięczne nauczanie, za uzdrawianie, za rozmnażanie chleba, za tysiące cudownych chwil, które przy mnie spędziliście. Ile możecie dać? Ile warta jest moja usługa, ile warta jest usługa Mesjasza? To są niezwykle gorzkie pytania, których intencję dobrze rozumiemy. Nie da się zapłacić nawet za ludzką miłość, za przyjemność przebywania z kimś, za wyświadczoną przysługę. A cóż dopiero mówić o zasługach Mesjasza. Czy można było za nie zapłacić? A mimo to kapłani znaleźli godną cenę: trzydzieści sykli – równowartość odszkodowania, jakie płaciło się właścicielowi zmarłego niewolnika, gdy ubódł go zbyt agresywny wół.

2 Mojż. 21:32 (BT): „Gdyby zaś wół zabódł niewolnika lub niewolnicę, jego właściciel winien wypłacić ich panu trzydzieści syklów srebrnych”.

Gdy ktoś poślubił swe życie Panu, to chcąc je zachować musiał się wykupić płacąc odpowiedni okup. Dla mężczyzny w sile wieku była to kwota 50 sykli, dla kobiety – 30 (3 Mojż. 27:4). Kapłani zapłacili więc za usługę Pana Jezusa tyle, ile kosztowałby wykup poświęconego życia kobiety. I na pewno nie zrobili tego przypadkowo. Dobrze znali te przeliczniki.

Z drugiej jednak strony 30 sykli srebra to nie było wcale mało. Sykiel świątynny miał podwójną wartość w stosunku do zwykłej monety. Dwa sykle wart był dorodny baran na ofiarę za występek (3 Mojż. 5:15). Tak więc za trzydzieści sykli można było kupić małe stadko. Jeremiasz nabył za 17 sykli pole w Anatot (Jer. 32:9). Ale Jerozolima to nie Anatot. Tutaj ziemia była droższa. Za działkę garncarza pod cmentarz trzeba było zapłacić 30 sykli. Gdybyśmy dzisiaj chcieli nabyć taką działkę w Jerozolimie, to z pewnością trzeba by wydać nawet kilkaset tysięcy dolarów. Co prawda w tamtym czasie ceny ziemi nie były aż tak bardzo spekulacyjne, ale mimo wszystko 30 sykli to nie było całkiem mało i Judasz miał się o co pokusić: „Zacnaż to zapłata, którą jestem od nich tak drogo oszacowany! (Zach. 11:13).

Powiedzieliśmy, że Mateusz wkłada w usta Pana Jezusa słowa proroka. Jakiego proroka? Cytowaliśmy zapis z Księgi Zachariasza. Ale przecież Mateusz mówi o innym proroku, o proroku Jeremiaszu: „Tedy się wypełniło, co powiedziano przez Jeremijasza proroka, mówiącego” (Mat. 27:9). Na próżno jednak szukalibyśmy podobnych słów w księdze Jeremiasza. Czyżby więc Mateusz się pomylił? A może pomylili się dawniejsi bracia, którzy przekazywali nam święty, natchniony tekst, zanim dotarł on do nas w postaci starożytnego rękopisu? Przyznam się wam, braterstwo, że przez pewien czas tak właśnie myślałem, choć nie miałem ku temu żadnych dobrych podstaw, żadnego rękopisu, który pomijałby te słowa, żadnego manuskryptu, który przekazywałby w tym miejscu jakieś inne imię poza imieniem Jeremiasza proroka. Czyż wolno nam więc przypisywać pomyłkę Pismu Świętemu zanim nie spróbujemy zrozumieć go takim, jak zostało nam przekazane? Czy będziemy pouczać Pismo, zamiast uczyć się z Pism?

Spróbujemy zatem innej drogi. Przyjmiemy, że apostoł Jezusa, Mateusz, wiedział coś więcej, niż my wiemy. Jeśli napisał, że słowa o trzydziestu srebrnikach wyszły z ust Jeremiasza, to pewnie wiedział, co pisze. Być może działający po Jeremiaszu Zachariasz zapisał tylko i utrwalił dla nas znane powszechnie słowa swego wielkiego poprzednika. Przyjrzymy się nieco dokładniej niektórym zapisom z 10 i 11 rozdziału Księgi Zachariasza, by przekonać się, czy nie są one, być może, wcześniejszą pieśnią, której słowa Zachariasz tylko spisał. Bywało bowiem, że słowa proroków śpiewane były jako pieśni. Tekstów uczono się na pamięć, a melodia wspomagała emocjonalne przeżywanie piękna proroczej poezji. Być może jedną z takich pieśni, przechowaną w pamięci wiernych słuchaczy Jeremiasza, spisał Zachariasz.

W wersetach poprzedzających proroctwo o pasterzu czytamy: „Tedy będzie zniżona pycha Asyrii, a sceptr od Egiptu odjęty będzie” (Zach. 10:11). Jak to? Przecież Zachariasz działał po niewoli Babilońskiej, czyli w czasach perskich, kiedy już dawno zapomniano o wyniosłości Niniwy, zniszczonej najpierw przez dzikich Scytów, potem podbitej przez Babilonię, a następnie przez pogromcę Babilonii – Persję. Egipt zaś był w tym czasie mało już liczącą się prowincją wielkiego perskiego imperium. Dlaczegóż by więc prorok miał przepowiadać przyszłe obalenie potęg Asyrii i Egiptu, skoro już od dawna nie odgrywały one żadnej roli na politycznej arenie tamtych czasów? To tak jakby dzisiaj, albo jeszcze lepiej za 70 lat, ktoś przepowiadał upadek Związku Radzieckiego czy berlińskiego muru.

Słowa o upadku Asyrii i Egiptu znacznie lepiej pasują do czasów Jeremiasza. To właśnie za dni jego prorokowania, a dokładniej w 4. roku króla Jehojakima syna Jozjasza (Jer. 46:2), Egipt wyjątkowo zjednoczony ze swym odwiecznym rywalem, Asyrią, próbuje militarnie uporać się ze wschodzącą potęgą Babilonu. Zjednoczone siły obu wielkich mocarstw zostają jednak pokonane w bitwie pod Karkhemisz przez Nabuchodonozora. Wydarzenie to stanowiło początek ery nowobabilońskiej. Działający wówczas prorok Jeremiasz wygłasza proroctwa zarówno przeciwko Egiptowi (Jer. 46), jak i przeciwko Asyrii (Jer. 50:17).

W pieśni o pasterzu czytamy dalej polecenie, jakie prorok otrzymał od Pana: „Paś owce na rzeź zgotowane” (Zach. 11:4). Jakiej to rzezi miałby oczekiwać lud za dni prorokowania Zachariasza, w czwartym roku Dariusza Perskiego. Przecież w tym czasie Izrael odbudowywał świątynię, opuszczał miasta babilońskie, które zamieszkiwał od ponad 70 lat. Ezdrasz spisywał księgi, przeprowadzał reformę, a zachęcali ich i wzmacniali prorocy Aggieusz i Zachariasz. Również i te słowa o pasieniu owiec „zgotowanych na rzeź” zupełnie nie pasują do misji Zachariasza. A za to znakomicie odpowiadają tragicznej roli, jaką miał do spełnienia prorok Jeremiasz. Za jego czasów wyrok został już wydany, a mimo to Pan posyłał go do narodu, który uporczywie, na swą własną zgubę, odrzucić miał wszelkie napominanie.

Także słowa Zach. 11:14 mówiące o zburzeniu poczucia braterstwa między Judą i Izraelem nie odpowiadają sytuacji za czasów Zachariasza: „Potem porąbałem laskę moją drugą Związujących, wzruszywszy braterstwo między Judą i między Izraelem.” Przecież po niewoli babilońskiej naród powrócił do ziemi w miarę zjednoczony i nie mogło już być mowy o podziale na Judę i Izrael. Tymczasem prorok Jeremiasz, choć i za jego dni nie istniało już Północne Królestwo Izraela, w wielu swych proroczych wypowiedziach mówi jeszcze oddzielnie o Judzie i o Izraelu. Na przykład w swoim słynnym proroctwie o nowym przymierzu: „uczynię z domem Izraelskim i z domem Judzkim przymierze nowe” – Jer. 31:31.

W pieśni o pasterzu znajdujemy też słowa: „I zgładziłem trzech pasterzy w jednym miesiącu” (Zach. 11:8). Zdanie to odniesione do proroka Zachariasza musiałoby pozostać zagadką. Tymczasem w proroctwie Jeremiasza odnajdujemy zupełnie zrozumiałe odniesienia i do tego zadania powierzonego prorokowi.

Dwudziesty trzeci rozdział Księgi Jeremiasza zaczyna się od słów: „Biada pasterzom gubiącym i rozpraszającym trzodę pastwiska mego!” (Jer. 23:1). Jest to ocena stanu przywódców Izraela za czasów prorokowania Jeremiasza. Przypomnijmy sobie krótko polityczną sytuację tamtego okresu.

Po przedwczesnej śmierci dobrego króla Jozjasza, tron Judei obejmują kolejno jego trzej synowie i jeden wnuk. Najpierw lud postanawia królem Jehoachaza (Joachaza), syna Jozjasza (2 Król. 23:30; 2 Kron. 36:1). Wybór ten jednak nie odpowiada egipskiemu możnowładcy, roszczącemu sobie prawa do zwierzchnictwa na tamtym terenie. Obala on Jehoachaza, a na jego miejsce ustanawia królem jego brata, któremu zmienia imię na Jehojakim (Joakim) (2 Król. 23:34; 2 Kron. 36:4). Król ten panuje przez jedenaście lat. Za jego czasów rośnie potęga Babilonu. Jak już mówiliśmy, w czwartym roku panowania tegoż właśnie Jehojakima, Egipt zostaje pokonany przez Nabuchodonozora i król Judei zmuszony jest uznać zwierzchnictwo nowego władcy regionu. Przez trzy lata Jehojakim jest lennikiem Babilonu, by potem spróbować wyzwolić się spod jego władzy na kolejne 4 lata swego panowania (2 Król 24:1; Dan. 1:1-2). Bunt ten spowodował interwencję wojsk babilońskich, które obaliły władcę Jerozolimy. Tron Jehojakima obejmuje jego osiemnastoletni syn Jehojakhin (Jechoniasz) (2 Król. 24:8; 2 Kron. 36:9), który po trzech miesiącach, prawdopodobnie jeszcze w czasie tej samej kampanii wojennej wojsk babilońskich, zostaje również obalony, uwięziony i uprowadzony do Babilonu. Jego miejsce na tronie Judei zajmuje kolejny syn dobrego Jozjasza, stryj Jehojakina, Sedekiasz. Król ten miał panować przez ostatnie 11 lat istnienia resztek ziemskiej władzy domu Dawidowego.

W rozdziale 22 Księgi Jeremiasza, poprzedzającym przeczytane już przez nas słowa o złych pasterzach rozpraszających Izraelskie owce, znajdujemy imiona trzech konkretnych złych pasterzy.

1. Jer 22:11: „Bo tak mówi Pan o Sellumie, synu Jozyjasza, króla Judzkiego, który króluje miasto Jozyjasza, ojca swego: Gdy wyjdzie z miejsca tego, nie wróci się więcej.” – Proroctwo to mówi o pierwszym złym pasterzu, Jehoachazie, który został wybrany przez lud i po trzech miesiącach obalony przez króla Egiptu.

2. Jer 22:18: „Przetoż tak mówi Pan o Joakimie, synu Jozyjasza, króla Judzkiego: Nie będą go płakać ...” Słowa tej przepowiedni dotyczą drugiego króla, Jehojakima, ustanowionego najpierw przez egipskiego faraona, a później podporządkowanego Babilonowi.

3. Jer 22:24: „Jako żyję Ja, mówi Pan, iż choćby był Chonijasz, syn Joakima, króla Judzkiego, sygnetem na prawej ręce mojej, wszakże cię i stamtąd zerwę;” Kolejny zły pasterz, to Jehojakin (Jechoniasz), który przez trzy miesiące panował w Jerozolimie, a następnie dobrowolnie oddał się w niewolę babilońską ratując w ten sposób miasto przed zniszczeniem. Z jego rodu miał wywodzić się późniejszy przywódca powrotu z Babilonu – Zorobabel.

Mamy więc trzech pasterzy, których w jednym miesiącu „zgładził” prorok Jeremiasz. Zgładził ich słowem, zgładził ich przez obwieszczenie odsunięcia ich od Bożej łaski. Słowo hebrajskie użyte w Zach. 11:8 (3582) przetłumaczone na „zgładzić” (lub w BT, NB na „usunąć”) oznacza także „zataić, ukryć, schować” i nie mówi o zabiciu kogoś, ale jego odsunięciu, na przykład od łaski, o pozbawieniu, na przykład urzędu lub ziemi (jak to było w przypadku narodów zamieszkujących Kanaan). W taki właśnie sposób prorok Jeremiasz poprzez obwieszczenie wyroku Bożego względem trzech królów Izraela „zgładził” owych trzech pasterzy.

Stało się to w ciągu „jednego miesiąca”. Gdyby chodziło o fizyczne usunięcie tych królów przez śmierć lub pozbawienie ich władzy, to określenie czasu „jednego miesiąca” trzeba by koniecznie traktować w sposób symboliczny, na przykład jako trzydzieści lat. Jeśli jednak wiemy, że chodziło o ogłoszenie Bożego wyroku przeciwko złym pasterzom, to bez przeszkód możemy uznać, że ów okres miesiąca, to czas wygłoszenia tego proroctwa. Z drugiej jednak strony takie proroctwo można wygłosić w czasie jednego dnia, jednej godziny wręcz. Czemu więc nie jest napisane, że owi trzej pasterze zostali zgładzeni w ciągu jednego dnia lub jednej godziny?

Miesiąc to czas od nowiu do nowiu księżyca. W czasach biblijnych był to czas żałoby. Trzydzieści dni opłakiwano najpierw Aarona a potem Mojżesza (4 Mojż. 20:29; 5 Mojż. 34:8). Miesiąc jest to więc czas namysłu, czas refleksji. Mówimy też czasami, że świecący odbiciem słonecznego światła Księżyc stanowi wyobrażenie prawa. Tak więc okres miesiąca można by interpretować jako czas uprawomocnienia się wyroku.

Pan Bóg nigdy nie ogłasza swych wyroków bezwarunkowo. Nawet wtedy, gdy prorok zdecydowanie i bez żadnych warunków zapowiada karę, to skrucha grzesznika może zmienić Boży wyrok. Tak było w przypadku Niniwy i prorokowania Jonasza. Tak było w przypadku Ezechiasza, który usłyszał przecież od proroka Izajasza, że umrze, ale gdy płakał i żałował swego złego postępowania, Bóg zmienił swoją decyzję.

Być może więc owe trzydzieści dni dla królów Izraela było czasem danym im do namysłu, by zmienili swe postępowanie. Jeremiasz wygłosił proroctwo 22 rozdziału najwyraźniej za dni krótkiego panowania pierwszego z trzech królów, Jehoachaza, który rządził w Jerozolimie tylko trzy miesiące. To o nim mówi prorok, że „króluje na miejscu Jozjasza, ojca swego” (Jer. 22:11). Pozostali dwaj królowie mieli dopiero objąć tron w przyszłości. Jehojakim, starszy brat panującego, który słyszał zapewne wyrok Boży ogłoszony przez proroka, nie zawahał się mimo to przyjąć propozycji faraona, gnębiciela swego młodszego brata. Jehojakin syn Jehojakima mógł mieć wtedy około 7 lat (skoro rozpoczął panowanie 11 lat później w wieku 18 lat). Być może nawet on był w stanie zrozumieć słowa Jeremiasza i przypomnieć je sobie jedenaście lat później. Gdy był już dorosły, mógł je nawet przeczytać. Prawdopodobnie ostatni z trzech miesięcy panowania pierwszego złego pasterza, Jehoachaza, był owym miesiącem, w którym Bóg dał trzem złym pasterzom czas do namysłu. Brak reakcji spowodował nie tylko obalenie pierwszego z nich, Jechoachaza, ale zarazem odrzucenie kolejnych dwóch, którzy dopiero mieli rozpocząć swe panowanie.

Zapamiętajmy sobie tę lekcję. Pan Bóg nigdy i nikogo nie odrzuca od łaski w ciągu jednego dnia, czy jednej godziny. W ciągu jednej godziny przychodzi upadek, ale wcześniej grzesznik otrzymuje miesiąc – czas prawa, czas uprawomocnienia się wyroku, czas skruchy, czas żałoby – by rozważyć swe postępowanie i nawrócić się. Pamiętajmy o tym, gdy słyszymy wyroki Boże przeciwko sobie, pamiętajmy o tym, gdy ogłaszamy wyroki przeciwko innym. Pan Bóg zawsze pozostawia grzesznikowi symboliczny miesiąc do namysłu.

Skoro już wiemy, że to Jeremiasz był owym nieszczęsnym pasterzem mającym paść owce zgotowane na rzeź, to przeczytajmy całą pieśń o pasterzu zapisaną w Księdze Zachariasza, w 11 rozdziale, od 4 wersetu.

Zach. 11:4-17

„Tak mówi Pan, Bóg mój: Paś owce na rzeź zgotowane; Które dzierżawcy ich zabijają, a nie bywają obwinieni, i owszem, sprzedający je mówią: Błogosławiony Pan, żeśmy się wzbogacili, a którzy je pasą, nie mają litości nad nimi. Przetoż nie sfolguję więcej obywatelom tej ziemi, mówi Pan; bo oto Ja podam tych ludzi każdego w rękę bliźniego jego, i w rękę króla ich, i potrą ziemię, a nie wyrwę jej z rąk ich.

Bom pasł owce zgotowane na rzeź, was, mówię, o nędzne owce! i wziąwszy sobie dwie laski, jedną nazwałem Uciechą, a drugą nazwałem Związujących, a pasłem one owce. I zgładziłem trzech pasterzy w jednym miesiącu; ale utęskniła sobie dusza moja z nimi, przeto, że dusza ich brzydziła się mną. Rzekłem tedy: Nie będęć was pasł; co zdycha, niech zdechnie, a co ma być wygładzone, niech będzie wygładzone, a które pozostaną, niech pożera mięso jedna drugiej. Przetoż wziąwszy laskę moją Uciechy, porąbałem ją, wzruszywszy przymierze moje, którem postanowił z tym wszystkim ludem. A dnia onego, gdy wzruszone było, pewnie poznali nędzni z trzody, którzy się na mię oglądali, że to słowo Pańskie. Bom rzekł do nich: Jeśli to jest dobre w oczach waszych, dajcie zapłatę moją, a jeśli nie, zaniechajcież; tedy odważyli zapłatę moją trzydzieści srebrników.

Zatem rzekł Pan do mnie: Porzuć je przed garncarza; zacnaż to zapłata, którą jestem od nich tak drogo oszacowany! Wziąłem tedy trzydzieści srebrników, a porzuciłem je w domu Pańskim przed garncarza. Potem porąbałem laskę moją drugą Związujących, wzruszywszy braterstwo między Judą i między Izraelem. I rzekł Pan do mnie: Weź sobie jeszcze oręż pasterza głupiego. Bo oto Ja wzbudzę pasterza w tej ziemi, który nie będzie zbłąkanych nawiedzał, ani będzie jagniątek szukał, złamanego też leczyć, i tego, co ustanie, nosić nie będzie; ale mięso tłustych jeść będzie, a kopyta ich postrąca. Biada pasterzowi niepożytecznemu, który opuszcza trzodę! miecz nad ramieniem jego i nad prawem okiem jego; ramię jego cale uschnie, a prawe oko jego cale zaćmione będzie.

Nie będziemy mieli czasu, by zająć się wszystkimi szczegółami tej tragicznej pieśni, ale spróbujemy przynajmniej zwrócić uwagę na kilka analogii z tego tekstu do historii życia Jeremiasza.

W swoim prorokowaniu piętnował on między innymi brak narodowej solidarności wśród Izraelitów. Nawet w obliczu zagrożenia zewnętrznego bogacze nie odstąpili od wykorzystywania ubogich (Jer. 34:8-11). Jeremiasz nakłaniał książąt, by uwolnili swych braci, którzy służyli im za długi. Najpierw zgodzili się, zawarli nawet przymierze przechodząc między połowami rozciętego cielca (Jer. 34:18), ale potem cofnęli dane słowo i ponownie zniewolili biedaków. Między innymi też i za uciskanie biedoty spotkała ich narodowa klęska: „dzierżawcy ich zabijają, a nie bywają obwinieni, i owszem, sprzedający je mówią: Błogosławiony Pan, żeśmy się wzbogacili.”

Ciekawy jest związek zapisu Zach. 11:13 o garncarzu z niektórymi fragmentami proroctwa Jeremiasza. Całe dwa rozdziały księgi tego proroka, 18 i 19, zbudowane są w oparciu o obraz garncarza lepiącego naczynie, które ma być następnie stłuczone. Z takim naczyniem, zakupionym u garncarza, Jeremiasz staje w bramie świątyni, wiodącej w kierunku doliny Hinnom, by ogłosić klęskę Izraela. Dolina śmietnika miała się zmienić dla mieszkańców Jerozolimy w „dolinę mordu” (Jer. 19:6).

Gdy Jeremiasz tak wytrwale strofował Jerozolimskich możnowładców, postanowili oni w końcu zrobić z nim porządek. Bali się go tak po prostu zabić, więc wrzucili proroka do pustej cysterny, gdzie przecież i tak czekała go pewna śmierć i to w męczarniach. Na szczęście znalazł się Kuszyta, Etiopczyk, Ebed-Melek, który wyjednał u króla łaskę dla Jeremiasza i wydobył go z dołu pewnej śmierci (Jer. 38:7-13). Ciekawe, że przy tej okazji pojawia się również liczba 30. Nie jest to co prawda 30 srebrników, ale trzydziestu sług, których dostał do pomocy Ebed-Melek. Wydaje się, że liczba to zbyt duża jak na proste zadanie wyciągnięcia proroka ze skalnej cysterny. Niektórzy nawet poprawiają tę liczbę na trzy (zob. Jer. 38:10 BT). Ale wydaje się, że to właśnie ów symboliczny związek z liczbą trzydziestu srebrników „zacnej zapłaty” pasterza zdecydował o proroczej liczbie ludzi wyciągających Jeremiasza z błotnistego dołu.

Przy tej też okazji król Sedekiasz – ów „głupi i niepożyteczny pasterz”, jak określa go „pieśń o pasterzu” – spytał nawet ukradkiem Jeremiasza, co miałby czynić. Prorok mu odpowiedział: „Jeśli dobrowolnie wyjdziesz do książąt króla Babilońskiego, tedy żyć będzie dusza twoja, a to miasto nie będzie spalone ogniem;” (Jer. 38:17). Jednak „niepożyteczny pasterz” nie usłuchał proroka. Bał się ośmieszyć przed fałszywymi patriotami. Wolał zgubić miasto, a swoje oczy narazić na zaćmienie. Wiemy jak tragicznie wypełniło się proroctwo o niepożytecznym pasterzu. Sedekiasz uciekał z miasta, opuszczając trzodę, a jego „prawe oko zostało zaćmione”, gdy wyłupił je babiloński żołnierz. A przecież te tragiczne proroctwa wcale nie musiały się wypełnić. Prorok po to usunął trzech pasterzy i pasł ginące, udręczone owce, by uchronić je od zguby. Po to dał królom Judzkim miesiąc do namysłu, by się opamiętali i nie doprowadzali swego miasta do zagłady. Kara niewoli przyszłaby na Izraela tak czy inaczej, ale miasto i świątynia mogły ocaleć, gdyby nie zatwardziałość i głupota złych pasterzy.

Trudno się więc dziwić rozgoryczeniu proroka Jeremiasza, który mając świadomość tragicznych skutków, ubolewa nad zatwardziałością ludu oraz ich przywódców. Owo ubolewanie przekształca się niekiedy w zniechęcenie, złorzeczenie bezbożnym, a nawet przeklinanie dnia urodzenia i życzenie sobie śmierci – jak to bywało także u innych proroków. Przeczytajmy dwa fragmenty wypowiedzi proroka Jeremiasza, aby współcierpieć z nim, by choć po części poczuć to, co on czuł, pasąc owce na rzeź zgotowane:

Jer. 18:19-23 „Pilnuj mię Panie! a słuchaj głosu tych, którzy się spierają ze mną. Izali się ma oddawać złem za dobre, że ukopali dół duszy mojej? Wspomnij, żem stawał przed obliczem twoim, abym za nimi mówił ku ich dobremu, i odwrócił zapalczywość twoją od nich. Dlatego dopuść głód na synów ich, a spraw, że okrutnie będą pobici od miecza, że będą żony ich osierociałe i owdowiałe, a mężowie ich że będą haniebnie zamordowani, a dzieci ich pobite mieczem na wojnie. Niech będzie słyszany krzyk z domów ich, gdy na nich nagle wojsko przywiedziesz; bo ukopali dół, aby mię ułapili a sidła ukryli na nogi moje. Aleś ty, Panie! powiadomy wszystkiej rady ich przeciwko mnie na śmierć: nie bądź miłościw nieprawościom ich, a grzechu ich przed obliczem twoim nie zagładzaj; ale niech się potkną przed oblicznością twoją, czasu zapalczywości twojej surowo się obchodź z nimi.”

Jer. 20:14-18 „Przeklęty dzień, w którym się urodziłem; dzień, którego mię porodziła matka moja, niech nie będzie błogosławiony. Przeklęty mąż, który oznajmił ojcu memu, mówiąc: Urodziłoć się dziecię płci męskiej, aby go bardzo uweselił. Niechże będzie on mąż jako miasta, które Pan podwrócił, a nie żałował tego; niech słyszy krzyk z poranku, i narzekanie czasu południa. O że mię nie zabił zaraz z żywota! Oby mi była matka moja grobem moim, a żywot jej wiecznie brzemiennym! Przeczżem wyszedł z żywota, abym doznał pracy i smutku, a żeby dni moje w hańbie strawione były?” ( . . . . . . . . . )

Takie byłoby zewnętrzne, czyli literalne znaczenie proroctwa o pasterzu, zapisanego co prawda w Księdze Zachariasza, ale którego autorstwo należy przypisać prorokowi Jeremiaszowi. Proroctwa mają jednak najczęściej również wypełnienie duchowe, wewnętrzne, jak się je czasami nazywa. Dla przykładu – zewnętrznym, historycznym lub literalnym wypełnieniem proroctwa o wyjściu z Babilonu (Jer. 50:8) był powrót Izraela z niewoli w pierwszym roku panowania Cyrusa Perskiego. Wiemy jednak, że wołanie „ludu mój, wyjdź z Babilonu” rozbrzmiewało także w innych czasach. Wielu z was, którzy tu siedzicie, jest żywym przykładem duchowego lub też wewnętrznego wypełnienia się tego proroctwa. Odpowiedzieliście bowiem na wołanie, które literalnie rozbrzmiewało tysiące lat temu. A przecież nie wy jedni. Również Marcin Luther w swoim czasie nawoływał do opuszczenia Babilonu. Czynili to także i inni.

Cechą wypełnienia zewnętrznego, literalnego, jest to, że jest jedyne, oryginalne i niepowtarzalne. Literalny Izrael tylko raz powrócił z Babilonu. W duchowym znaczeniu wewnętrznym proroctwo często wypełnia się po wielokroć, w znaczeniu i indywidualnym, i kolektywnym. Owo zewnętrzne, literalne wypełnienie jest jakby wzorem, który po wielokroć będzie się sprawdzał w rozmaitych okolicznościach, jest regułą, wedle której toczyć się będzie historia wielu ludzi i całych zbiorowości ludzkich.

Spróbujemy odnieść zasadę zewnętrznego i wewnętrznego wypełniania się proroctw do rozważanej przez nas pieśni o pasterzu. Mateusz cytuje słowa skomponowane przez Jeremiasza władając je w usta swego Mistrza. Nie znaczy to jednak, że nie miały one swego pierwotnego zewnętrznego znaczenia. Nie znaczy też, że taka sama lub podobna sytuacja nie może się jeszcze w innych okolicznościach powtórzyć, wypełniając ponownie Boże wzory, boskie reguły, zapisane w proroctwach.

Za czasów ziemskiej misji Pana Jezusa sytuacja w Izraelu była dość podobna do tego, co działo się za dni Jeremiasza. Heroda trudno co prawda porównywać do dobrego króla Jozjasza, ale jednego nie sposób mu odmówić – umiał on zadbać o polityczne dobro swego kraju. Wiedział kogo zamordować, a komu się podporządkować, z kim walczyć, a z kim żyć w pokoju. Odbudował też świątynię, którą tak cieszyli się izraelscy pielgrzymi. Jednak po śmierci Heroda, podobnie jak po śmierci Jozjasza, rozpoczyna się schyłkowa walka o jego tron między trzema synami, a potem wnukami. Formalnym następcą Heroda zostaje Archelaus, ale tylko z tymczasowym tytułem etnarchy. Jego dwaj bracia, Antypas i Filip otrzymują tytuły tetrarchów z prawem do panowania nad północnymi terenami Izraela – Antypas nad Galileą, a Filip nad krainami u źródeł Jordanu. Ci trzej źli pasterze trwonią dorobek ojca, który włożył sporo wysiłku w to, by chronić kruchą niepodległość machabejskiego państwa. Po nich nastaje jeszcze „niepożyteczny pasterz” – Agryppa, którego poznajemy w Dziejach Ap. 12:1. Kazał on ściąć apostoła Jakuba oraz uwięzić Piotra. Następnie umarł nagle zabity przez anioła Pańskiego (Dzieje Ap. 12:23).

Z drugiej strony trudno nie zauważyć innych „trzech pasterzy”, którzy tak wiele wysiłku wkładali w przeciwstawianie się Mesjaszowi. Przedstawiciele stronnictw faryzeuszy, saduceuszy i herodian wiele razy próbowali osłabić pozycję Pana Jezusa, aż w końcu udało im się doprowadzić do Jego śmierci. Jest też jeszcze jedna trójka, która bezpośrednio przyjęła na siebie odpowiedzialność za odrzucenie i zabicie Mesjasza. W Mat. 26:3-4 czytamy, że decyzja o śmierci Pana Jezusa podjęta została przez przedstawicieli trzech władz w Izraelu: „Tedy się zebrali przedniejsi kapłani i nauczeni w Piśmie i starsi ludu do dworu najwyższego kapłana... I naradzali się, jakoby Jezusa zdradą pojmali i zabili;” Również Marek wymienia kapłanów (czyli władzę klerykalną), uczonych (czyli przywódców duchowych lub prawników) i starszych (czyli władzę cywilną, parlamentarzystów) jako władze Izraela odpowiedzialne za odrzucenie i śmierć Mesjasza (Mar. 11:27; Mar. 14:53).

Wszystkich tych pasterzy Pan Jezus „zgładził” w ciągu jednego miesiąca, ogłaszając przeciwko nim wyrok i dając im czas na refleksję i pokutę. Taka pokuta jednak nie nastąpiła. Jakaż gorycz smutku musiała wypełniać serce Jezusa, który dokładnie znał skutki odrzucenia poselstwa Bożego, który z całą pewnością wiedział, że jego racja nie podlega dyskusji, gdyż jest to racja Boża, a gdy jednak stwierdzić musiał swą całkowitą bezsilność w walce z głupotą i zatwardziałością ludzi. Czy umiemy poczuć razem z Panem Jezusem tę gorycz porażki – zaplanowanej, ale przecież porażki. To musi być straszne uczucie – wiedzieć, że ma się rację w słusznej sprawie i nie potrafić do tej racji przekonać ludzi, dla których odrzucenie owej racji oznacza narodową tragedię, zagładę milionów ludzkich istnień i cierpień kolejnych milionów przez wiele lat.

Jakże cierpimy czasami, gdy w dyskusji ktoś nie przyzna nam racji, choć wiemy, że mamy rację. A przecież skutki takiego sporu często są błahe albo wręcz zupełnie nie mają znaczenia. Pomyślmy wtedy o cierpieniu Jezusa, który przekonywał ludzi do wielkich dziejowych prawd i został odrzucony przez głupich i zatwardziałych przywódców, którzy zrobili wszystko, aby pozbawić go popularności wśród ludu i trzeba przyznać, że dobrze im się to udało.

Poczujmy smutek Mistrza, gdy mówi do Judasza: „Co czynisz, czyń rychło” (Jan 13:27), a duchową przenikliwością widzi przecież ukrytą pod płaszczem sakiewkę z „zacną zapłatą, którą tak drogo został oszacowany”. Wie, że pieniądze te zadźwięczą o marmurową posadzkę domu Pańskiego, aby to On mógł na koniec powiedzieć „jako mi postanowił Pan”. Jedyną pociechą dla Niego było być może to, że cierpiał z nim Ojciec. Gdy dokładniej przeczytamy słowa zapisane w Zach. 11:13, to dojdziemy prawdopodobnie do wniosku, że owa „zapłata oszacowanego” była pogardliwą oceną także i Bożej miłości. Przypomnijmy te słowa: „Zatem rzekł Pan do mnie: Porzuć je przed garncarza; zacnaż to zapłata, którą jestem od nich tak drogo oszacowany!” To nie tylko usługa Jezusa została wyceniona na 30 sykli. To Pan Bóg, ten który posłał dobrego pasterza, Mesjasza, tyle był wart dla kapłanów, prawników i parlamentarzystów, którzy sami pewnie obracali tysiącami sykli, a może nawet talentów.

I jeszcze inne uczucia, które budzą się, gdy słyszymy słowa „paś owce na rzeź zgotowane”. To tak jakby ktoś nam powiedział: „Pomaluj ten budynek, bo w przyszłym miesiącu ma zostać zburzony”. Kto z nas przyjąłby takie zlecenie? Pewnie za jakąś godziwą zapłatę byśmy się zgodzili, ale kto z nas nie pomyślałby przy tym: „Co za bezsensowne wyrzucanie pieniędzy”. A kto z nas zrobiłby to dobrowolnie, z miłości? Gdy czasami trochę bezradnie próbujemy głosić Ewangelię, zaraz znajdują się tacy, którzy mówią – i mają rację – „ilu cię posłucha, czy to ma jakiś sens, czy to nie jest marnowanie sił?” Czy umiemy działać tylko z miłości, kierowani wyłącznie współczuciem, nawet jeśli nasze działanie z góry skazane jest na niepowodzenie? Jeśli czasami brakuje nam sił do takiego działania dla idei, to popatrzmy na Jezusa, przeczytajmy Księgę Jeremiasza.

Powiedzieliśmy sobie wcześniej o wewnętrznym duchowym wypełnieniu proroctwa, że może ono znaleźć zastosowanie w różnych sytuacjach. Stwierdziliśmy, że okoliczności powstania pieśni o pasterzu podobne były do okoliczności, w których na świat przyszedł Mesjasz, Zbawiciel. Ciekawe, że w czasach powrotu Jezusa, Jego wielkiej, choć jeszcze na razie nie przez wszystkich dostrzeganej Parousii, również sprawdza się ten sam wzór zachowań ludzkich. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że znów mamy do czynienia z pewną analogią. W XIX wieku, który wielu z nas uznaje za czas powrotu naszego Pana, władza na świecie została podzielona między trzy mocarstwa, których upadek w I. i II. Wojnie Światowej otwarł drogę rozwoju współczesnej cywilizacji. Mogłoby to oznaczać, że żyjemy w czasach, w których dobry proroczy pasterz będzie ujmował do ręki oręż przeciwko „głupiemu i niepożytecznemu pasterzowi”. Być może już rysuje się ów nowy porządek świata, który urzeka jednych harmonią, a przeraża innych niebezpieczeństwem monolitycznej władzy; która owszem może być skuteczna, ale prędko też może obrócić się w bałwochwalczego molocha, któremu kłaniać się będą wszyscy, z wyjątkiem zapisanych w Barankowej księdze żywota. Już dzisiaj zauważamy zjawiska społeczne, które niezbicie świadczą o powstawaniu takiego nowego porządku. Widzimy jak łamany jest niepisany pakt solidarności między biednymi i bogatymi. Jak bogaci „pożerają” biednych nie poczuwając się do odpowiedzialności za ich cierpienie. Widzimy jak narasta liberalna obojętność na słabość „zbłąkanych” i „chorych”. Przeczytajmy raz jeszcze opis niepożytecznego pasterza myśląc przy tym o sobie i naszych czasach: „Nie będzie się troszczył o to, co ginie; nie będzie szukał tego, co błądzi; nie będzie leczył tego, co zranione; nie będzie karmił tego, co zdrowe. Ale będzie zajadał mięso tłustych zwierząt, a ich kopyta będzie obrywał.” (Zach. 11:16 BT)

Braterstwo! Żyjemy w bardzo skomplikowanych czasach. W problematyce społecznej, politycznej i ekonomicznej naszej epoki gubią się nawet najtęższe głowy. Ktoś powiedział, że jeszcze sto, dwieście lat temu przestrzeń gospodarczą działań pojedynczego człowieka można było zobaczyć z pobliskiego pagórka. Dzisiaj większość procesów gospodarczych i społecznych ma wymiar globalny. Przeniknięcie rozumem skutków naszego działania najczęściej przerasta siły przeciętnego człowieka. Jest tylko jeden dobry drogowskaz w naszych czasach, który – może nie uchroni nas od wszystkich błędów, ale przynajmniej pozwoli uniknąć tych najgorszych: Jest nim emocja szczerego współczucia i współcierpienia z innymi cierpiącymi, współcierpienia, które wynika z prawdziwej miłości. Obyśmy nigdy nie powiedzieli sobie: „Nie potrafię pomóc, więc zajmuję się sobą, swoją rodziną, swoim zgromadzeniem”. Gdyby tak powiedział Pan Jezus, to nie pasłby Izraelskich owiec zgotowanych na rzeź i nie odkupiłby nas swą krwią. Gdyby tak powiedział sobie Jeremiasz, to mieszkałby spokojnie w rodzinnym Anatot i byłby zapewne powszechnie znanym i szanowanym kapłanem, a my nie mielibyśmy jego wspaniałej księgi i wielkiego przykładu życia z Bogiem i cierpienia z ludem.

Jeśli możemy pomóc, nieśmy pomoc. Ale także wtedy, gdy pomoc wydaje się całkowicie niemożliwa, cierpmy i współczujmy z cierpiącymi. Starajmy się patrzeć na świat ich oczyma, oczyma biednych, głodnych, starych, strapionych. Tak czynił prorok Jeremiasz i tak postępował Pan Jezus, choć obaj mogli być popularni i zamożni.

Badajmy też uważnie stan naszych uczuć, gdy zbliża się czas potępienia „głupiego, niepożytecznego pasterza”. Przypominamy sobie słowa: „co zdycha, niech zdechnie, a co ma być wygładzone, niech będzie wygładzone, a które pozostaną, niech pożera mięso jedna drugiej.” Wypowie je może już niebawem nasz wielki Dobry Pasterz, który w swej Parousii przeprowadza kolejne dzieło beznadziejnego pasienia owiec „zgotowanych na rzeź”. Czy obserwując to, mówimy sobie w sercu: „Dobrze wam tak! Macie na co zasłużyliście!”, czy też odczuwamy tę samą gorycz bezsilności pasterza, który niezmiennie kocha swe owce, nawet wtedy, gdy zmuszony jest w końcu wydać je na łup drapieżników.

Powtórzmy: Jedynym dobrym drogowskazem na bezdrożach naszych czasów jest współcierpienie wynikające z miłości. Wynika ono również z umiejętnego przeżywania własnych porażek, odrzucenia i wzgardy. Jeśli ktoś kiedyś wzgardził naszą miłością, jeśli ktoś kiedyś odtrącił naszą szczerą pomoc, to bądźmy Bogu wdzięczni za tę lekcję współcierpienia z pasterzem, któremu zapłacono 30 srebrników za miłość i bezgraniczne oddanie aż do śmierci. Owo uczucie goryczy pomoże nam zrozumieć cierpienie milionów pokrzywdzonych ludzi, którzy żyją obok nas, a którym najczęściej nie potrafimy pomóc.

Drodzy Braterstwo! Budujmy nadal naszą wiedzę, ale uczmy się także emocjonalnego postrzegania wydarzeń biblijnych i Bożych działań wokół nas. Tak, abyśmy w czasach nieuchronnie nadciągającej wielkiej katastrofy spowodowanej rządami „głupiego i nieużytecznego pasterza” mogli zachować czyste uczucia przed Bogiem: Ani nie popaść w gorycz zniechęcenia, ani też nie dać się uwieść pseudo-kulturze pragmatycznej obojętności i braku wrażliwości na cierpienie ludzi społecznie słabszych od nas.

A nade wszystko: „Samych siebie w miłości Bożej zachowajmy, oczekując miłosierdzia Pana naszego, Jezusa Chrystusa, ku żywotowi wiecznemu.” (Judy. 1:21) Amen.

Daniel Kaleta