Korbach, 8 czerwca 2003Błogosławieni ubodzy w duchuDrodzy braterstwo! Mieszkamy w jednym z najbogatszych państw Europy i świata. Między nami są braterstwo ze Stanów Zjednoczonych, Anglii, Francji. To też nie są biedne kraje. Przez ostatnie kilka lat poczuliśmy się jednak wszyscy trochę biedniejsi. Na każdym kroku odczuwamy skutki państwowych, firmowych i indywidualnych oszczędności, utraciliśmy wiele przywilejów, którymi cieszyliśmy się przez wiele lat. Wielu z nas zarabia realnie mniej, niektórzy stracili pracę. Nie jesteśmy biedni. Ale staliśmy się, przynajmniej w naszym odczuciu, biedniejsi. Czy cieszymy się z tego? Oczywiście, że nie! W naturze człowieka – tak stworzył nas Bóg – leży skłonność do rozwoju, do poprawy swojego położenia. Nawet stagnacja, czyli brak rozwoju, wydaje nam się regresem, cofaniem się, ponieważ nasze oczekiwania rosną. Szybko przyzwyczajamy się do posiadanego dobrobytu i podświadomie oczekujemy rozwoju, wzrostu. Po jakimś czasie stwierdzamy, że rzeczywistość pozostaje w tyle za naszymi oczekiwaniami i odbieramy to jako pogorszenie sytuacji. Stwierdzamy więc, że staliśmy się biedniejsi i wcale się z tego nie cieszymy. Teraz od innej strony. Czy chcemy być szczęśliwi? Oczywiście, że tak! Każdy człowiek pragnie być szczęśliwy. Pan Bóg zaprogramował w człowieku dążenie do szczęścia. Pan Bóg zapewnił też człowiekowi warunki do życia w rozkoszy i szczęściu. Ogród, w którym Pan Bóg umieścił stworzonego człowieka, nazywał się Eden, po hebrajsku „rozkosz” (Wonne). Stwórca przeznaczył człowieka do życia w rozkoszy. Chcemy być szczęśliwi, dążymy do szczęścia. Życzymy szczęścia innym ludziom. Składamy znajomym przy różnych okazjach życzenia szczęścia. Wyobraźmy sobie jednak, co powiedziałby ktoś, gdybyśmy z okazji urodzin, czy innej rocznicy powiedzieli mu: Życzę Ci wiele szczęścia, życzę Ci żebyś był biedny, smutny, głodny i chory? Kto z nas chciałby otrzymać takie życzenia? Przeczytajmy jakiego szczęścia życzy nam nasz Mistrz, Pan Jezus: Z Ewangelii Łukasza: (Łuk. 6:20-23) „A on podniósłszy oczy swoje na uczniów, mówił: I z Ewangelii Mateusza: (Mat. 5:1-12) „A Jezus widząc lud, wstąpił na górę; a gdy usiadł, przystąpili do niego uczniowie jego. A otworzywszy usta swe, uczył je, mówiąc: Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości; albowiem ich jest królestwo niebieskie. Błogosławieni jesteście, gdy wam złorzeczyć będą, i prześladować was, i mówić wszystko złe przeciwko wam, kłamając dla mnie. Radujcie się, i weselcie się; albowiem zapłata wasza obfita jest w niebiesiech;” Chcemy dzisiaj mówić o jednym tylko błogosławieństwie Jezusa: „Błogosławieni ubodzy w duchu”. Przeczytaliśmy jednak cały fragment w relacji św. Mateusza i Łukasza, aby zauważyć pewne ogólniejsze prawidłowości w nauczaniu Mistrza. Ewangelia Łukasza zawiera tylko cztery błogosławieństwa: dla stanu ubóstwa, głodu, smutku i prześladowania. Wszystkie te stany mało zależne są od osoby, która im podlega. Stwierdziliśmy już, że żaden człowiek nie chce być biedny, głodny czy smutny. To okoliczności życia lub inni ludzie sprawiają, że znajduje się w takim stanie. Nieco inaczej wygląda to w relacji św. Mateusza. Oprócz wymienionych czterech stanów pojawiają się tam jeszcze cztery błogosławieństwa dla cichych, miłosiernych, czystego serca i czyniących pokój. Te cztery określenia nie są już tylko niezależnym od nas stanem. Są to przymioty charakteru, do których można i trzeba dążyć, których trzeba się uczyć. W podobnym duchu ujęte zostały przez Mateusza pozostałe cztery błogosławieństwa, które znamy z opisu Łukasza. Ubodzy są już nie tylko biedni materialnie, ale także są ubogimi w duchu. Głodni – łakną i pragną nie tyle chleba i wody, co sprawiedliwości. Zauważamy tę zmianę i w naturalny sposób stwierdzamy, że takie ubóstwo czy głód jest bardziej dążeniem niż stanem. Dotyczy raczej sfery ducha niż ciała. Podsumujmy: Pan Jezus wbrew naturalnym oczekiwaniom człowieka mówi, że błogosławiony stan dla Jego naśladowcy, to stan ubóstwa, smutku, łaknienia i prześladowania. Przeciwstawione są temu w opisie Łukasza stany potępione: bogactwa, przesytu, rozkoszy i sławy. Jednak opis Mateusza przesuwa akcent na stronę duchową i pochwala nie tylko stan np. ubóstwa, ale także dążenie do ubóstwa w duchu. Przekładając to na nasz temat powiemy, że Pan Jezus pochwalił stan ubóstwa, zarówno duchowego jak i materialnego, ale także zalecał nam dążenie do ubóstwa, zarówno materialnego jak i duchowego. Pan Jezus poucza nas, że ten, kto jest biedny jest szczęśliwy i powinien czuć się szczęśliwy. Powinien jednocześnie dążyć do jeszcze większego szczęścia, do którego droga wiedzie przez osiągnięcie stanu jeszcze większego ubóstwa, jak również przez rozwijanie innych stanów i cech przytoczonych w Jego błogosławieństwach. Spoglądam po sali. Wyglądacie pięknie. Jesteście dobrze ubrani. Być może niektórym dokucza starość czy choroba, ale na niedożywionego nikt raczej nie wygląda. Czy jesteśmy bogaci? To rzecz względna. Być może nasi przyjaciele z biedniejszych krajów oceniliby, że tak. Ale czy my czujemy się bogaci? Myślę, że nie. Ja przynajmniej nie czuję się materialnie bogaty. Myślę, że raczej większość z siedzących tu na sali, jeśli nie wszyscy, również nie. I to dobrze. Oznacza to bowiem, że nie obejmuje nas groźba Pana Jezusa: „Biada wam bogaczom!” (Łuk. 6:24). O gdybyż Pan Jezus powiedział: Błogosławieni niebogaci. Wtedy pewnie wszyscy poczulibyśmy się błogosławieni. Ale Pan Jezus powiedział: „Błogosławieni ubodzy”. Czy jesteśmy ubodzy? Popatrzmy na stronę materialną. Niektórzy z nas są bezrobotni, inni otrzymują minimalne renty, które ledwie wystarczają na konieczne opłaty, jeszcze inni mają do utrzymania liczne rodziny. Czy będąc w sytuacji pewnego materialnego niedostatku automatycznie korzystamy z błogosławieństwa, o którym mówił Pan Jezus. Intuicyjnie wyczuwamy, że nie, bo przecież jest wielu biednych, którzy są złymi ludźmi, przestępcami wręcz i których trudno byłoby ocenić jako błogosławionych. Inni z nas cieszą się względnym dostatkiem. Nie gnębią ich żadne materialne troski. Czy powinni zrezygnować ze swej zamożności, sprzedać swoje domy, majątki i przeznaczyć je na pomoc dla innych, czy na głoszenie Ewangelii. Co mogą zrobić ci być może niebogaci, ale zamożni, by skorzystać z błogosławieństwa ubóstwa? Przyjrzyjmy się teraz stronie duchowej. Jest nas tu niewiele, nawet nie ma stu osób. W pierwszym lepszym kościele siedzi w tej chwili znacznie więcej wiernych. Prowadzimy minimalną działalność, nie mamy wielkich sukcesów ewangelizacyjnych. Jesteśmy mało znaczącym ruchem, ledwie widocznym punkcikiem na mapie chrześcijaństwa. Tak patrząc, jesteśmy ubodzy. Ale z drugiej strony uważamy, że mamy najwspanialszą Prawdę. Czy tak nie jest? Oczywiście, że tak! Nasza Prawda, nasz sposób rozumienia Pana Boga, Jego Planu, Biblii, posłannictwa Jego Syna jest wspaniała! Może nie doskonała, ale z pewnością doskonalsza od tej, którą cieszą się wyznawcy wielu znanych mi ruchów religijnych. Czy jesteśmy ubodzy w duchu? Spróbujmy praktycznie przyjrzeć się temu, co składa się na stan ubóstwa i na dążenie do ubóstwa, zarówno w zakresie materialnym, jak i duchowym, abyśmy umieli korzystać z błogosławieństwa Pana Jezusa. Pierwszym etapem dążenia do ubóstwa jest wyrzeczenie się rzeczy, których nie posiadamy. Brzmi to może nieco absurdalnie. W jaki sposób możemy wyrzec się tego, czego nie posiadamy? Jaki moglibyśmy mieć z tego pożytek. Ale pomyślmy. Czasami bywamy niezadowoleni, narzekamy. Istotnym składnikiem owego niezadowolenia jest pragnienie posiadania rzeczy, które są poza zasięgiem naszych możliwości. Czasami pojawiają się nawet takie możliwości, ale wejście w posiadanie pewnych dóbr wymagałoby od nas wysiłku, poświęcenia sporej ilości czasu i uwagi. Nie możemy kupić wymarzonego domu, godzimy się z tym, ale pozostaje w nas uczucie żalu, niezadowolenia. Niezadowolenie rodzi czasami zazdrość w stosunku do tych, którzy mają rzeczy, o których marzymy. W kontaktach z bliźnimi okazujemy gorzkość. Narzekamy. Pomimo realnego ubóstwa nie jesteśmy ubodzy w duchu, gdyż mamy pretensję do życia, innych ludzi, Pana Boga samego, że nie możemy mieć potrzebnej nam naszym zdaniem rzeczy. Dlatego pierwszym etapem w dążeniu do ubóstwa jest wyrzeczenie się tego, czego nie posiadamy, a co pragnęlibyśmy mieć. Diogenes z Synoppy, który mieszkał nago w beczce miał podobno powiedzieć Aleksandrowi Wielkiemu, wówczas panu całego świata: „Jestem większym od ciebie panem, ponieważ więcej rzeczy ze wzgardą odrzuciłem, niż ty wziąłeś w posiadanie. To, co ty uważasz za zbyt wielkie, by posiąść, ja – za zbyt małe, żeby tym wzgardzić”. Myśliciel chrześcijański, Eckhart komentując to zdanie napisał: „Kto może obywać się bez wszystkiego i niczego nie potrzebuje, ten jest o wiele szczęśliwszy od tego, kto ma wszystkie rzeczy, ale ich potrzebuje. Ten jest najlepszy, kto może się obyć bez tego co zbędne.” („Pouczenia duchowe” 23, str. 82). Jakże wiele jest zbędnych rzeczy, których pożądanie spędza nam sen z oczu i pozbawia nas radości korzystania z tego, co już posiadamy. Tak więc w pierwszym etapie dążenia do ubóstwa wyrzekajmy się rzeczy, których nie posiadamy. Drugi etap dążenia do ubóstwa, to wyrzekanie się dóbr, które posiadamy, ale których nie potrzebujemy, bez których moglibyśmy się obejść. Każda posiadana przez nas rzecz, każdy urząd, każde przyjęte zobowiązanie zwiększa nasze przywiązanie do świata rzeczy materialnych, zabiera nam czas i uwagę potrzebną na pielęgnowanie skarbów ducha. Jest wiele dobrych, pożytecznych i przyjemnych rzeczy na tym świecie, których posiadanie samo w sobie nie jest złem. Jednak ograniczenie czasem i przestrzenią sprawia, że zmuszeni jesteśmy dokonywać wyborów między rzeczami dobrymi i najlepszymi. Nie czytajmy dobrych książek, czytajmy tylko najlepsze. Nie przyjmujmy dobrych stanowisk, przyjmujmy tylko takie, które będą zaspakajać nasze potrzeby materialne i nie przeszkadzać w duchowym rozwoju. Nie angażujmy się w dobre i słuszne inicjatywy. Poświęcajmy całą naszą uwagę tylko tej służbie, którą zlecił nam Pan Jezus. Często wymaga to od nas konkretnej rezygnacji z dóbr, które albo już posiadamy, albo są w zasięgu naszych możliwości, jednak duchowy zmysł podpowiada nam, że ich nie potrzebujemy, że możemy się bez nich obejść. Powinniśmy więc umieć z nich zrezygnować. Ktoś powie, cóż złego jest w tym, że będę miał lżejszą, lepiej płatną pracę. Nie ma w tym nic złego. Jeśli tylko nie będzie ona przeszkadzać w duchowym życiu. Sprawdźmy jednak czasami, czy umiemy zrezygnować choćby z niewielkiej przyjemności, drobnego zakupu nie dlatego, że byłby on zły, ale tylko dlatego, że nie jest najlepszy, że jest coś słuszniejszego, co mógłbym zrobić w tym czasie czy za te pieniądze. Postarajmy się choć czasami podjąć taką decyzję, by przekonać się, czy zdolni jesteśmy do czynienia postępów na drugim etapie dążenia do ubóstwa. Trzeci etap, to wyrzekanie się rzeczy, które są słuszne, których potrzebujemy, ale ktoś inny potrzebuje ich bardziej. Jest to dążenie do ubóstwa, które wiąże się z poświęceniem, z ofiarą. Jeśli dzielimy z bliźnim nadmiar naszych dóbr materialnych, to postępujemy słusznie i dobrze. Jeśli jednak potrafimy podzielić się z nim dobrami, których nie mamy pod dostatkiem, wtedy sięgamy po rzeczy wielkie, wznosimy się na poziom ofiary. Jeśli sam nie jesz do syta, ale odstępujesz głodnemu połowę ostatniego bochenka chleba, wtedy zaczynasz być bohaterem. Czy Pan Bóg oczekuje od nas bohaterstwa? Bohaterstwo nie jest, a zwłaszcza nie będzie zasadą życia w królestwie Bożym. Mimo to Syn Boży musiał wykazać się bohaterstwem. Zgodził się na własną stratę, po to by inni mogli odnieść korzyść. Czy chcemy być Jego naśladowcami? Oczywiście, że tak! Nie będziemy się więc starali być więksi od swego Pana. Jeśli on dzielił z nami niedostatek, to i my chcielibyśmy tak czynić w stosunku do naszych przyjaciół i braci. Nasza ludzka natura będzie nam w takich sytuacjach podpowiadała, że najpierw mamy obowiązek nakarmić swoje dzieci, a potem dopiero żebraka na ulicy. Jest to słuszne. Często jednak w praktyce trudno jest nam określić granicę własnych potrzeb. Bogaci ludzie mają wielkie wydatki, bo muszą utrzymać kilka domów i samochodów. Muszą ubierać się w drogich sklepach i jeść w ekskluzywnych restauracjach. Wszystko to uważają za swoją niezbędną potrzebę i dlatego przy swoich wielkich dochodach często mają wielkie długi. Również na naszym, znacznie niższym poziomie może się okazać, że trudno jest wybrać między urlopem nad morzem, a pomocą finansową dla ubogiego brata. Wolelibyśmy móc zrobić i jedno, i drugie. Ale jeśli czasami się nie da. Czy umielibyśmy zrezygnować ze słusznie nam się należącego dobra, jeśli w taki, i tylko w taki sposób moglibyśmy pomóc potrzebującemu? A co byłoby, gdybyśmy musieli mówić o rzeczach związanych z bardziej podstawowymi potrzebami, jak jedzenie czy ubranie. Gdybyśmy musieli oddać bezdomnemu nasz ostatni płaszcz. Pan Bóg nie wymaga od nas bohaterstwa. Jednak udowodnijmy czasami i sobie, i Jemu, że w razie potrzeby stać by nas było na to, by pomóc bliźniemu z własnego niedostatku. (Dobrą okazją do sprawdzenia naszego przywiązania do rzeczy materialnych jest post. Post jest wyrzeczeniem się pewnych dóbr, na przykład jedzenia, czy oglądania telewizora, na pewien czas. Ideą postu nie jest trwała rezygnacja, ale sprawdzenie, jak reaguje nasz organizm na brak pewnej codziennej wygody. Jest to doświadczanie samego siebie, czy umiemy znosić niedostatek? Pan Bóg dał Izraelitom święto kuczek. Na siedem dni trzeba było porzucić swoje wygodne mieszkanie i zamieszkać w szałasie. Taki post od posiadania własnego domu. My również czasami wyjeżdżamy z domu, na urlop, w odwiedziny do braterstwa. Jakże chętnie po tygodniu, czy dwóch wracamy do domu. Z jaką przyjemnością kładziemy się do łóżka, może czasami mniej wygodnego, ale własnego. Tak działa post. Korzystajmy z tego narzędzia doświadczania naszej gotowości do znoszenia niedostatku.) Wszystkie te etapy dążenia do ubóstwa można również przenieść na płaszczyznę duchową. Jakże często ubolewamy nad tym, że nasza społeczność jest tak nieliczna, że nie prowadzi wielkiej działalności, że nie odnosi sukcesów ewangelizacyjnych. Owszem, starajmy się działać, róbmy tyle ile w naszej mocy. Jeśli jednak widzimy, że rezultaty naszej pracy daleko nie odpowiadają naszym wyobrażeniom, nie popadajmy w melancholię: A ja się tak starałem! Ach, gdyby inni robili tyle co ja, to na pewno byłoby inaczej. To nie jest stan duchowego ubóstwa. I tutaj czasami potrzebna jest nam umiejętności wyrzeczenia się tego, czego nie posiadamy. Bardzo często w kontaktach z innymi chrześcijanami czujemy, że stoimy wyżej, że jesteśmy bogatsi. Może nawet zaczynamy odczuwać rodzaj pogardy do nominalnych chrześcijan, którzy czytają Biblię i tak niewiele z niej nie rozumieją. To nie jest postawa duchowego ubóstwa. Człowiek ubogi w duchu umie czasami wyrzec się nawet słusznej racji. Umie słuchać, jest wrażliwy na argumenty innych, dlatego że traktuje bliźnich z równą powagą jak samego siebie. I w tych sprawach pojawia się potrzeba rezygnacji z naszych słusznych, ale czasami nie jedynie słusznych poglądów. W kontaktach z braćmi, którzy mają odmienne poglądy mamy najwięcej okazji do ćwiczenia duchowego ubóstwa. Możemy być nawet przekonani, że mamy rację, ale nie musi to być racja ostateczna i fundamentalna. Dla pielęgnowania naszego ubóstwa powinniśmy umieć wyrzec się żądania uznania naszego słusznego poglądu, bo „każdy z nas sam za się odda rachunek Bogu” (Rzym. 14:12). Pan Jezus powiedział pewnego razu do apostołów: „A każdy, kto by opuścił domy, albo braci, albo siostry, albo ojca, albo matkę, albo żonę, albo dzieci, albo rolę, dla imienia mego, stokroć więcej weźmie, i żywot wieczny odziedziczy” – Mat. 19:29. Czytając te słowa jak i omawiane przez nas błogosławieństwa, wielu dochodzi do wniosku, że błogosławieństwo ubóstwa polega na tym, że jest ono tylko doraźne i kiedyś zostanie zastąpione stanem bogactwa. Podobnie można by powiedzieć o smutku, głodzie czy prześladowaniu. Ale co zrobić z cichością, miłosierdziem, czystością serca i czynieniem pokoju? Czy to również są stany doczesne, które w przyszłości zamienią się na swoje przeciwieństwo? Oczywiście, że nie! Człowiek prześladowany, który mówi sobie w duchu: „Poczekaj tylko, jak przejdzie Królestwo Boże, to ci pokażę, kto miał rację”, nie zasługuje na miano „błogosławionego”? Można by sobie wyobrazić sytuację, że ktoś porzuca rodzinę, dom, czy inny majątek w nadziei, że literalnie wypełnią się słowa Pana Jezusa i otrzyma sto rodzin, domów czy majątków. Czy człowiek taki rzeczywiście jest ubogi, skoro rezygnuje z czegoś po to, by otrzymać sto razy więcej. Któż z nas nie zrzekłby się 10 Euro po to, by otrzymać tysiąc? Błogosławieństwo i stan szczęścia wynikający z ubóstwa, smutku, głodu, czy prześladowania dotyczy nie tylko przyszłości. Oczywiście, że wszyscy, którzy żyją zgodnie ze wskazówkami Mistrza skorzystają w Królestwie z niezmierzonych bogactwa łaski Bożej. Jednak i dzisiaj powinniśmy odczuwać stan szczęścia i błogosławieństwa, gdy dotykają nas okoliczności życia dotkliwe może czasami dla ciała, ale błogosławione dla ducha. Człowiek nie umie cieszyć się z biedy, głodu, smutku czy prześladowania. To oczywiste. Jednak doświadczenie mocy wynikające z pokonywania własnej słabości, bólu, umiejętność znoszenia cierpienia może być źródłem wielkiej satysfakcji, zadowolenia, a nawet szczęścia. Człowiek, który podejmuje walkę ze swoimi naturalnymi uczuciami, odruchami buntu, odwetu, niechęci do ciemiężycieli, odczuwa wewnętrzne zadowolenie. Od razu otrzymuje stokroć więcej, w zamian za to, czego się wyrzeka. Na koniec przytoczymy kilka biblijnych przykładów ubóstwa. Niewątpliwie najwspanialszym i niedoścignionym przykładem jest nasz Pana nasz, Jezus Chrystus, który „dla was stał się ubogim, będąc bogatym, abyście wy ubóstwem jego ubogaceni byli.” (2 Kor. 8:9). Jego ziemskie ubóstwo było w pełni dobrowolne i zamierzone. Powiedział On o sobie: „Liszki mają jamy, a ptaki niebieskie gniazda; ale Syn człowieczy nie ma, gdzie by głowę skłonił” – Mat. 8:20. Pan Jezus nie miał domu, bo takie było Jego życzenie, bo nie chciał mieszkać w domu. Jednak w Ewangelii Marka 1:45 czytamy, że „nie mógł Jezus jawnie wnijść do miasta, ale był na ustroniu na miejscach pustych”, ponieważ tłum za każdym razem kłębił się wokół domu, w którym się zatrzymał. Dalej czytamy: „I przyszli do domu. I zgromadził się znowu lud, tak iż nie mogli ani chleba jeść” – Mar. 3:20. Czy w takiej sytuacji pełne melancholii słowa: „ale Syn człowieczy nie ma, gdzie by głowę skłonił” nie nabierają nieco innego znaczenia. Pan Jezus jest dla nas wielkim przykładem materialnego i duchowego ubóstwa. Apostoł Paweł napisał o sobie: „bomci się ja nauczył, na tem przestawać, co mam. Umiem i uniżać się, umiem i obfitować; wszędy i we wszystkich rzeczach jestem wyćwiczony i nasyconym być, i łaknąć, i obfitować, i niedostatek cierpieć” – Filip. 4:11-12. W innym miejscu pisze o swoim ubóstwie duchowym: „Ale to, co mi było zyskiem, tom poczytał dla Chrystusa za szkodę” – Filip. 3:7. Dwunasty apostoł Jezusa jest dla nas wspaniałym przykładem umiejętności znoszenia niewygód, cierpienia niedostatku, wyrzekania się ziemskich zaszczytów, a to wszystko dla chwały Ewangelii swego Mistrza. Po trzeci przykład ubóstwa sięgniemy do Starego Testamentu, bo czasami mogłoby się nam chrześcijanom wydawać, że ubóstwo to idea wyłącznie nowotestamentalna, a Prawo objawione trzy i pół tysiąca lat temu na Górze Synaj pochwalało raczej zamożność i powodzenie jako stan błogosławiony. Prorok Boży, Jeremiasz, powiedział o sobie: „Opuściłem dom swój, odrzuciłem dziedzictwo moje; dałem to, co miłowała dusza moja, w ręce nieprzyjaciół jego” – Jer. 12:7. Mówiliśmy o trzech etapach dążenia do ubóstwa: (1) wyrzeczeniu się tego, czego nie mamy, (2) wyrzeczeniu się rzeczy, które posiadamy, ale bez których możemy się obejść i (3) wyrzeczeniu się rzeczy, których potrzebujemy. Jeremiasz stwierdza, że rzeczy, które miłowała dusza jego, oddał w ręce nieprzyjaciół. Jest to, tak jak w przypadku Pana Jezusa, najwyższy stopień miłości ofiarniczej. Niełatwo jest oddać swój dom, poświęcić swoją wygodę dla przyjaciół, dla swoich dzieci. O ileż trudniej jest porzucić to wszystko i oddać w ręce nieprzyjaciół Bożych i nieprzyjaciół własnej duszy. Jeremiasz w konfrontacji z fałszywym prorokiem, który z całą pewnością nie miał racji, potrafił powiedzieć: „Amen, niech tak uczyni Pan; niech utwierdzi Pan słowa twoje” (Jer. 28:6). Jeremiasz jest dla nas wielkim przykładem materialnego i duchowego ubóstwa. Często mówimy o sobie, że oddaliśmy Panu wszystko, co mamy. Staliśmy się ubodzy, niczego nie posiadamy, bo wszystkie nasze materialne i duchowe dobra stały się własnością Bożą, powierzoną nam jedynie na jej użytkowanie ku chwale ich Stwórcy i Właściciela. To wspaniała i mądra prawda. Ta prawda musi jednak wywierać widoczny wpływ na nasze życie. Poszukujmy okazji do tego, by z radością wyrzekać się tego, czego nie posiadamy. W „roznarzekanym” świecie bądźmy przykładem zadowolenia i pogody ducha. Przypatrujmy się posiadanym przez nas dobrom materialnym i duchowym, czy przypadkiem nie ma wśród nich czegoś, bez czego możemy się obejść, a co obciąża nasze szafowanie wiekuistym skarbem duchowego życia. Upatrujmy wreszcie okazji do tego, by uszczknąć nieco z potrzebnych nam dóbr materialnych i duchowych, aby własnym kosztem uczynić coś dla przyjaciela, dla siostry i brata. (Praktykujmy post, który jest pożytecznym narzędziem pomagającym sprawdzić nasze przywiązanie do materialnej wygody.) Szanujmy i wykorzystujmy wszystkie nadarzające się sposobności praktykowania ubóstwa materialnego i duchowego, abyśmy zasłużyli sobie na błogosławieństwo obiecane przez Naszego Pana, Jezusa Chrystusa: „Błogosławieni ubodzy w duchu; albowiem ich jest królestwo niebieskie.” Amen. Daniel Kaleta |