Wędrówka, 2013/3

12. Upatrywanie złotego środka (Kazn. 7:13-22)

Od starożytności ludziom nauki znane jest pojęcie „złotego środka”. Nie zagłębiając się w matematykę powiem Ci tylko, Beniaminie, że tzw. „złota proporcja” to nie dokładny podział na dwa, ale pewne wyważone przesunięcie w stronę ważniejszego krańca. Jeśli byłbyś ciekaw, w jaki sposób „złoty środek” znajduje się w geometrii, architekturze czy sztuce, zarówno tej Bożej, jak i ludzkiej, musiałbyś sięgnąć po literaturę fachową. Tutaj poprzestanę na laickim stwierdzeniu, że „złoty środek” nie leży dokładnie pośrodku.

Nie mam pojęcia, czy Koheletowi znane było to geometryczne pojęcie. Ale skoro znał je podobno już Pitagoras w szóstym stuleciu przed nową erą, to może i Fenicjanom albo i nawet Chaldejczykom też było znane. Ale nie o geometrii i sztuce chcemy tutaj rozprawiać, lecz o etyce, która jednak podobnymi prawami się rządzi. Bo skoro wedle „złotej proporcji” rosną płatki kwiatów, usadowione są ziarna w słoneczniku i rozwija się skorupa ślimaka, to pewnie i nasze serce lubi przebywać w „złotym środku”.

Kazn. 7:13 Przypatrz się dziełu Bożemu! Bo któż naprostować może to, co On skrzywił?

Banan jest krzywy dlatego, że cała kiść zwisa w dół, a pojedynczy owoc rośnie ku górze. Pewnie dzięki swemu kształtowi oszczędza wiele energii. Właściwość ta prawdopodobnie została utrwalona genetycznie i nikomu chyba nie uda się wyhodować prostego banana. Nikt nie wyprostuje tego, co Stwórca skrzywił.

Podobnie też w etyce, mogłoby nam się wydawać, że byłoby lepiej, gdyby przykazanie, np. nie kradnij, miało ostrą granicę i było dokładniej wiadomo, co jest czyją własnością i kiedy mamy do czynienia z kradzieżą. Np. czy zrywając trzy jabłka z cudzego ogrodu już jestem złodziejem, czy dopiero jak urwę kilo. A może od razu pierwszy owoc jest ukradziony?

Zdaje mi się, że Bóg celowo tak skomplikował zasady etyki, byśmy nauczyli się duchowej aktywności i nigdy nie zadowolili się określeniem granic w procentach, metrach i kilogramach. Na obu końcach są sytuacje oczywiste. Miód jest słodki, a piołun – gorzki. Ale pośrodku rozciąga się cała gama smaków, o których trudno powiedzieć, czy bardziej są słodkie, czy gorzkie. A ta właściwa proporcja sprzecznych wartości wcale nie leży w arytmetycznym środku i często jest kwestią gustu. Ja lubię czekoladę o zawartości kakao powyżej 75 proc., ale dla innych jest ona zbyt gorzka.

Z zasadami etyki jest oczywiście inaczej. Nie są one kwestią gustu, ale dużo zależy od okoliczności i intencji. Rachab kłamała w żywe oczy i wcale nie mamy jej tego za złe. Przy Jakubie już się zastanawiamy, tymczasem Ananiasz z Safirą za swoje kłamstwo trupem padli, choć wydawałoby się, że bardziej było ono niewinne niż to, co uczynił Jakub. Ktoś by powiedział: Kłamstwo? To sprawa prosta – oświadczenie niezgodne z rzeczywistością. A tu niestety rzecz jest skomplikowana, bardziej niż byśmy chcieli.

I to chyba właśnie dlatego mądry Kohelet zachęca nas do aktywnego poszukiwania „złotej proporcji” w myśleniu i postępowaniu. Bóg stworzył świat rozpięty jak namiot między wieloma sprzecznymi wartościami. Oddzielił dzień od nocy, niebo od ziemi, ląd od morza, a człowieka podzielił na męża i żonę. Czasami gdzieniegdzie noc bywa dłuższa od dnia, innym znów razem bywa odwrotnie. Morza jest więcej niż lądu, a o proporcjach człowieczej męskości i kobiecego uroku nie ważę się tutaj nawet wspominać. Dość na tym, że niczego nie jest po równo. A co Bóg skrzywił, człowiek niech nie prostuje.

Kazn. 7:14 W dniu dobrym trwaj w dobrym, a w dzień zły – rozważ: Zarówno jedno, jak drugie Bóg sprawia, ponieważ człowiek nie może dociec, co będzie potem.

Są w życiu dni dobre i te inne, których nie lubimy, ale które są może ważniejsze od dobrych. Gdy wszystko idzie po naszej myśli, mamy dobry humor i zachowujemy entuzjazm; z serca płynie ofiara wdzięczności dla Boga. Ale często dopiero wtedy, gdy pojawiają się uciążliwości, zaczynamy sprawy rozważać. Nic tak nie skłania do mądrej refleksji jak kłopot. A Kohelet od razu nam wniosek podaje: I jedno, i drugie Bóg sprawia, bo On tylko jedyny umie przewidzieć skutki.

Oczywiście nam zawsze wydaje się, że tych złych dni jest zdecydowanie za dużo, że ta proporcja się nigdy nie zgadza, że my ułożylibyśmy ją znacznie korzystniej. I całe szczęście, że takiej możliwości nie mamy. Bo gdyby Bóg dał nam władzę nad rzeczywistością, to zapewne banany byłyby proste, a arbuzy bez pestek i kwadratowe.

A dziś już wiemy, jak kończy się poprawianie po Bogu. Skutki mamy w przyrodzie, klimacie, we własnym ciele. Na szczęście nie wszystko potrafiliśmy zmienić. Bóg tylko wie, jaka jest owa najlepsza proporcja dla naszych ludzkich dobrych i mniej przyjemnych dni. Od nas zaś samych tylko zależy, czy uda nam się napełnić dni dobre radością i dobrem, a złe – refleksją, która sprawi, że i te drugie nabiorą dla nas pozytywnej wartości. I może po latach okaże się, że docenimy je bardziej niż radość ulotną beztroskich chwil.

Kazn. 7:15 Wszystko widziałem za dni mej marności: Jest sprawiedliwy, co ginie w swojej sprawiedliwości, a jest złoczyńca, który w złości swej długo żyje.

Trudno byłoby tej obserwacji mędrca zaprzeczyć. Ale pogodzić się z tym, że tak jest – a to już sprawa całkiem odmienna. Przecież to niesprawiedliwe! Dlaczego Bóg nie powstrzymał Hitlera, czemu nie posłał anioła, by głosem z nieba potwierdził, że to Kopernik miał rację, dlaczego pozwala jednym gromadzić fortuny, podczas gdy inni mrą z głodu? Ja tego nie wiem, Beniaminie, ale jedno Ci mogę za Koheletem powtórzyć, że jeśli Bóg coś skrzywił, to nikt inny tego nie wyprostuje, jak tylko On sam. Myślę, że nasze słodkie banany nawet w chwalebnej przyszłości Królestwa już takie krzywe zostaną, ale złoczyńcy i wyzyskiwacze staną się okazami miłości i chęci niesienia pomocy. Ja nie wiem, jak to możliwe, ale On wie.

Kazn. 7:16-17 Nie bądź przesadnie sprawiedliwy i nie czyń się zbytnio mądrym! Dlaczego miałbyś sam siebie pustoszyć? Nie bądź zły do przesady i nie bądź głupcem. Dlaczego miałbyś przed czasem swym umrzeć?

Jeśli zatem tak właśnie jest, że niektóre rzeczy są krzywe i nierówno dzielone, to czegóż chce Stwórca ode mnie, jeśli nie tego właśnie, bym owej „złotej proporcji” szukał w myśleniu i w postępowaniu. Z jednej strony to zaskakujące, gdy mędrzec zniechęca nas do starania się o sprawiedliwość i mądrość. Ale zaraz w następnym słowie mówi też, byśmy nie byli ludźmi, którzy w złości oraz w głupocie trwają.

Niełatwa to prawda i słyszałem już a także czytałem niektóre próby jej objaśnienia. Dlatego z pokorą głowę chylę przed tą natchnioną mądrością. Doświadczenie mi podpowiada, że człowiek, który usilnie stara się o sprawiedliwość i mądrość, wcześniej czy później ulega zniechęceniu, być może wpada nawet w pustoszącą depresję. Zauważa to bowiem, o czym kilka wersetów poniżej uprzedza Kohelet: „Nie ma na ziemi człowieka sprawiedliwego, który by czynił dobrze, a nie zgrzeszył”. Im więcej od siebie wymagam, tym łatwiej o rozczarowanie, a dodatkowo jeszcze tym surowszy bywam dla innych.

Człowiek Boży stara się o sprawiedliwość i mądrość, wie jednak, że jeśli uda mu się oddalić od zła na odległość „złotej proporcji”, jeśli znajdzie się po tej lepszej stronie świata, to już wielki sukces odniesie. Teoretycznie dążymy do doskonałości, bo taki wzór wystawił nam Mistrz Jeszua (Mat. 5:48), ale praktycznie wiemy, że nie oderwiemy się od zła i głupoty, ani tej własnej, przyrodzonej, ani nabytej. Z pracy wydawniczej znam tę regułę, że wyeliminowanie ostatnich pięciu procent błędów kosztuje najwięcej czasu i wysiłku. Warto więc zadać sobie pytanie, czy w naszym niedoskonałym świecie nie lepiej energię tę na coś pożyteczniejszego zużyć.

Nie myślę, żeby Kohelet zachęcał tutaj do pospolitego niedbalstwa, ale doradza, byśmy aż tak się nie stresowali. Lepiej zaufać Bogu, który szanuje wysiłek woli i pozwala nam czynić pewne postępy, ale nie wymagajmy od siebie zbyt wiele, żeby nie wpędzić się w pustoszącą duszę depresję i nie zadręczyć siebie i bliskich nadmiarem potrzeb sprawiedliwości i wiedzy.

Kazn. 7:18 Dobrze, jeżeli się trzymasz jednego, a od drugiego ręki swej też nie odejmiesz, bo kto się boi Boga, tego wszystkiego uniknie.

Całego zła w życiu nie unikniemy, ale tego najgorszego – może się uda. Umiejętność znajdowania właściwych proporcji życia: między ciałem a duchem, teorią i praktyką, między pracą a odpoczynkiem, między ascezą a życiem w radości – między niebem a ziemią, to zadanie życia. Złoty środek tej proporcji bliżej leży nieba niż ziemi, bliżej ducha niż ciała. Jak to zrobić, zapytasz. Posłużę się tu mądrością pewnego cadyka [Martin Buber „Opowieści chasydów”], który mawiał, że zachowanie tej równowagi to rzecz niezwykle prosta. Wystarczy spojrzeć na linoskoczka. Gdy go za bardzo ciągnie na jedną stronę, przechyla się w drugą.

Bóg wyposażył nas w cudowny zmysł równowagi, zarówno fizycznej, jak i duchowej. Wiemy, gdzie ciało jest, gdzie materia i ziemia, czujemy też, gdzie wznosi się niebo, w którym On mieszka. Nasza wyprostowana postawa, świadcząca o ludzkiej godności, to skierowanie głowy ku Bożej chwale, podczas gdy nogi wskazują kierunek ziemi. Droga bywa wąska i wyboista, czasami zmylą nas jej nachylenia, ale gdy posłużymy się zasadą balansowania na linie, to zrealizujemy zasadę: Jednego się trzymaj, ale i od drugiego ręki nie cofaj. Na szczęście, Bogu niech będą dzięki, mamy dwie ręce.

Kazn. 7:19-20 Mądrość czyni mądrego silniejszym niźli dziesięciu władców, którzy są w mieście. Bo nie ma na ziemi człowieka sprawiedliwego, który by czynił dobrze, a nie zgrzeszył.

To właśnie dlatego staranie o mądrość jest chyba jednak ważniejsze od szukania sprawiedliwości i czystych uczynków. Mądry człowiek silniejszy jest od możnowładcy, nawet od dziesięciu razem wziętych. Mogą mieć armię, pieniądze i władzę, a jeśli są głupcy, to i tak przegrają ze słabszym, ale mądrzejszym rywalem. Dlatego, że każdy popełnia błędy. Pokładanie ufności w swej sile, w tym, że nam się wszystko rzekomo udaje, prowadzi do rozczarowań. Wydaje mi się, żem sprawiedliwy i mądry, ale i tak raz za czas grzech popełniam i głupstwo palnę. Dlatego wiedząc o tym, lepiej od razu starać się o mądrość wiary, która prowadzi do usprawiedliwienia. O tym opowiada Paweł apostoł (Rzym. 3:10-24), gdy zachęca nas do wiary w moc krwi Chrystusa, gdyż pokładanie ufności we własnych siłach kończy się rozczarowaniem.

Kazn. 7:21-22 Nie do wszystkich słów, które mówią, przykładaj serce, abyś nie usłyszał, jak ci złorzeczy twój sługa. Bo serce twoje wie, jak często i ty także innym złorzeczyłeś.

Mądrzy ludzie mawiają, by nie starać się zobaczyć bliźnich, jak grzeszą. Jednym z takich grzechów jest złorzeczenie. Słyszymy go wszędzie i zawsze. Niestety sami często się do niego przyczyniamy. Złorzeczymy przeważnie na sytuację, ale przecież za nią stoją też ludzie. Mówimy o bogaczach, krwiopijcach. Ale to przecież konkretni ludzie. W „Forbes” można przeczytać nazwiska i życiorysy. Czy są gorsi ode mnie, biedaka? Bóg jeden wie. Dlatego nie przykładam serca do złorzeczenia ludzi, by się czasami nie dowiedzieć, co o mnie myślą. Nie staram się być nader sprawiedliwy i mądrzejszy od tych, którzy tak robią, bo pamiętam dobrze, ile razy mnie zdarza się narzekać – na sytuację oczywiście...

Umiejętność balansowania między krańcowościami konieczna jest do poruszania się w Bożym świecie. To On stworzył światło i ciemność, a nawet dobro i zło (Izaj. 45:7). Można nie ruszać się z miejsca. Ale w ten sposób nie nauczymy się chodzić. A umiejętność poruszania się w postawie wyprostowanej stanowi właśnie o naszej godności człowieczej. Dlatego nas Bóg tak namawia do chodzenia. Najpierw będziemy się chwiać i zataczać, nie raz upadniemy, ale bez tego – bez umiejętności balansowania na zakrętach i nierównościach drogi – nie nauczymy się chodzić. Patrzymy na wyciągnięte ręce Ojca, który cierpliwie i po raz kolejny zachęca: Jeszcze kilka kroczków. Gdy je wykonamy, ręce się oddalają, aż po jakimś czasie nagle zawołamy: Tato, ja umiem chodzić!

Daniel Kaleta