Wędrówka 2011/2Cień i obrazZakon bowiem, mając cień przyszłych dóbr, a nie sam obraz rzeczy... Hebr. 10:1 Świat naszych wrażeń zmysłowych jest tak przesycony symbolicznymi znakami, że często przestajemy je zauważać, traktując je jako coś zupełnie naturalnego. Już jako niemowlęta uczymy się odczytywać nastrój osób na podstawie wyrazu ich twarzy. Po kilku zaledwie tygodniach wiemy, że uśmiechnięta twarz nad łóżeczkiem zwiastuje coś przyjemnego. Prędko też sami uczymy się, w jaki sposób specyficznym napięciem mięśni twarzy podciągającym ku górze kąciki ust wyrazić własne zadowolenie. Później będziemy umieli opisywać ten stan słowami, a gdy dorośniemy do telefonu komórkowego, dwoma znakami: dwukropkiem oraz zamykającym nawiasem :) prosto wyrazimy to, co inaczej wymagałoby skomplikowanego opisu procesów fizjologicznych – neurologicznych, chemicznych i mechanicznych, zachodzących w organizmie zadowolonego człowieka. Wewnętrzny świat ludzkich doznań i przeżyć jest z gruntu rzeczy niedostępny dla osób postronnych. Zjawiska i procesy zachodzące w obszarze ludzkiego ducha poznawalne są jedynie rozumowo i emocjonalnie. Chcąc przekroczyć barierę samotności naszej jaźni potrzebujemy środków wyrazu, które mogą być postrzegane zmysłowo przez innych ludzi. I tak miną, postawą, ubiorem, zapachem, tonem głosu umiemy, bardziej lub mniej świadomie, wyrażać stan naszych emocji i myśli. Również świat Bożych spraw leży poza granicami ludzkich zmysłów. Sam Bóg jako istota duchowa jest dla cielesnego człowieka niepoznawalny. Także Jego zbawcze działanie, które w głównej mierze rozgrywa się w obszarze ludzkiej duchowości i etycznych postaw, jest abstrakcyjne i niepostrzegalne dla zmysłów. Bóg mógłby ingerować w wewnętrzny świat ludzkiej jaźni. Takie działanie bywa przez Niego niekiedy podejmowane, ale raczej tylko za przyzwoleniem wierzącego w Niego człowieka. Jednak na ogół do przekazywania swych komunikatów celem oddziaływania na ludzką duchowość Bóg posługuje się językiem zrozumiałym dla zmysłowości człowieka, językiem, który nie gwałci naszej wolności przyjęcia lub odrzucenia tego, co z zewnątrz usiłuje wywierać wpływ na suwerenność naszej świadomości. Znakami tego języka, symbolami – czy to w komunikacji między ludźmi, czy między Bogiem a człowiekiem – mogą być słowa, dźwięki, obrazy, zapachy, ruchy, czynności lub kombinacje wielu tych elementów działających razem w pewnych obrzędach czy rytuałach. Wszystko to służy efektywnemu obrazowaniu i komunikowaniu zjawisk niepoznawalnych inaczej dla ludzkich zmysłów. Zjawiska symboliczne, ze względu na swój skoncentrowany wyraz, a także często dzięki odwoływaniu się do wielu zmysłów jednocześnie, oddziałują silniej niż inne sposoby komunikowania się czy opisywania zjawisk i stanów ducha. CieńO Zakonie – czyli Bożej instrukcji obsługi duchowości człowieka – Apostoł pisze, że zawiera on „cień przyszłych dóbr, a nie sam obraz rzeczy”. Cień to ciemniejszy zarys obiektu powstający na skutek oświetlenia go skupionym światłem poprzez zrzutowanie na płaszczyznę prostopadłego względem źródła światła przekroju obiektu. Wynika z tego, że na podstawie zarysu cienia potrafimy określić zewnętrzne kształty obiektu. W przypadku obiektów częściowo przepuszczających światło – także ich kolory. Z doświadczenia wiemy, że cień w powiązaniu z kreatywną wyobraźnią człowieka pozwala niekiedy zrekonstruować przybliżony, trójwymiarowy kształt obiektu. Apostoł pisze, że Zakon jest cieniem przyszłych dóbr. Owe przyszłe dobra na ogół rozumiane są jako zjawiska zachodzące po zakończeniu okresu działania Zakonu. Czyli źródło światła umieszczone jest w przyszłości, rzeczywistość realizuje się obecnie, a cień leży w przeszłości. Jest to niewątpliwie logiczny układ, jeśli greckie słowo „mellontoos” (gr. „mający nadejść, mający się zdarzyć”) przetłumaczy się na czasowe zjawisko przyszłości. Biorąc jednak pod uwagę hebrajski styl myślenia autora rozważanej wypowiedzi, można by domyślać się, że mówiąc o „przyszłych dobrach”, czyli olam haba (świat przychodzący), niekoniecznie rozstrzyga on o czasie działania czy istnienia owego świata. Wszystkie dobra zamierzone przez Boga istnieją cały czas w Jego zamyśle i to ich „cieniem” właśnie może być między innymi Zakon. Posługując się tym samym pojęciem cienia w odniesieniu do usługi kapłańskiej wspomnianego Zakonu, Apostoł pisze, że: Służą kształtowi i cieniowi rzeczy niebieskich. Powołuje się przy tym na fakt, że Mojżesz był zobowiązany zbudować Przybytek według wzoru, jaki mu został ukazany na górze (Hebr. 8:5; 2 Mojż. 25:9,40). Z tej wypowiedzi rysuje się nieco inny układ geometryczny światła, obiektu i cienia. Rzeczywistość jest w niebie (rzeczy niebieskie) ponad nimi Boże światło, a na ziemi cień Zakonu z centralnym elementem Przybytku, wykonanym według wzoru ukazanego Mojżeszowi przez Boga na górze Synaj. Dalej Apostoł napisze, że Jezus wszedł do owego rzeczywistego, istniejącego już wtedy Przybytku, którego Miejsce Najświętsze znajduje się w niebie (Hebr. 9:24). W tym ujęciu Zakon wraz z Przybytkiem stanowi widzialne odbicie niewidzialnej niebiańskiej rzeczywistości. Wzór, oświetlony obiekt, znajduje się cały czas w duchowym niebie. Materialne urzeczywistnienie owego duchowego wzoru można unicestwić, tak jak choćby zniszczona została świątynia. Owa materialna realizacja niebiańskiego „projektu” jest też z natury przemijająca. Ofiara zostaje spalona, każde najpiękniejsze nawet święto kiedyś się kończy, a najświętszy i najbardziej koszerny posiłek zostaje zjedzony. Jednak duchowa rzeczywistość, do której nawiązuje jej materialne odzwierciedlenie, jest nieprzemijająca. To ona stanowi owe przyszłe dobra, do których dotarcie jest celem pobożności, a jednym z drogowskazów, ważnym Bożym komunikatem dla człowieka – materialny i cielesny Zakon. ObrazBoże działanie na rzecz zbawienia człowieka można by najogólniej streścić w trzech punktach: (1) doświadczenie dobra i zła, (2) nauczenie się odróżniania jednego od drugiego oraz (3) znienawidzenie zła i pokochanie dobra. Dla realizacji tego celu Bóg poddał człowieka dość przykremu procesowi doświadczenia zła. Równolegle jednak, zarówno w sumieniu, jak i licznych swych komunikatach, Bóg przedstawił człowiekowi propozycję dobra, które nie tylko trzeba rozpoznać i przeżyć, ale także pokochać, by praktykować je z przyjemnością, a nie jedynie ze strachu przed karą. W realizacji owego zbawczego celu Bóg nie pozostawił człowieka jedynie ze zwykłą rozumową informacją o tym, czym jest owo poszukiwane dobro, przyszłe dobra, dobra nieprzemijające. Udostępnił On jednocześnie mechanizmy, które ułatwiają poznanie i pokochanie dobra. Zakon będący wizualizacją owych przyszłych dóbr dostarcza nie tylko informacji, ale także emocjonalnie wspomaga procesy rozpoznania własnego zła, nauczenia się dobra i osiągnięcia rzeczywistej suwerenności w podejmowaniu słusznych decyzji. W Zakonie, poza sferą czystej informacji etycznej, czyli w tzw. „ceremonialnej” jego części, można by wyróżnić trzy główne obszary: (1) kult ofiarniczy, wspomagający proces wielbienia Boga oraz rozpoznawania własnych grzechów, (2) praktyczną umiejętność dzielenia otaczającego nas świata materii na strefy plugawe, pospolite i święte oraz (3) umiejętność dzielenia czasu na okresy nieczystości, zwykłej codzienności i świętości. Spalanie kadzidła – dwa razy dziennie na złotym ołtarzu, a także jako dodatek towarzyszący wielu ofiarom przybliżającym człowieka do Boga – stanowi wizualizację modlitwy. Kapłan składał ofiarę, a lud modlił się w godzinę kadzenia (Łuk. 1:10). Sama ofiara bez modlitwy nie miałaby żadnego sensu. Jednak zapach kadzidła i widok wznoszącego się ku niebu obłoku wspomagał uczucia modlących się ludzi. Przelanie krwi ofiary za grzech bez wyrażenia skruchy za winy, które wywołały jej konieczność, byłoby dla Boga morderstwem, bezsensownym przelewem krwi i powodowaniem nieczystości (Izaj. 1:11-18; Izaj. 66:2-3; Psalm 50:13-23). Codzienna umiejętność odróżniania pokarmu czystego od plugawego ma niewątpliwie ważny wymiar higieniczny i zdrowotny. Jednak przykazania koszerności mają znacznie szerszą wymowę. Uczą one człowieka dyscypliny w codziennym rozdzielaniu pokarmów, a także silnej woli w powstrzymywaniu się od jedzenia tych nieczystych. Siły wyćwiczone w takim procesie będą automatycznie wspomagać człowieka w umiejętności oddzielania dobra i zła oraz dostarczać mu motywacji do powstrzymywania się od czynienia często ponętnego, a przecież szkodliwego zła. Również inne przepisy dotyczące wyglądu i zachowania się człowieka, takie jak: nieczynienie sobie tatuaży czy nienoszenie dziwnych fryzur, niemieszanie różnych rodzajów włókien w jednej szacie, a za to stosowanie pewnych elementów stroju, wyglądu i wystroju naszego otoczenia, przypominających o przykazaniach Bożych, nie miałoby żadnego sensu i znaczenia, gdyby pozostało tylko zwykłym ludzkim obyczajem, a nie odwołaniem się do duchowych treści realnych w życiu pobożnego człowieka, stosującego się do takowych „cielesnych” wymagań. Dzielenie czasu na okresy nieczystości, codzienności i świętości pomaga człowiekowi zorganizować życie w rytmie właściwych proporcji – służby ciału, człowiekowi oraz Bogu. Okresy chorobowych nieczystości mogą wydawać się nieobeznanemu człowiekowi dziwnym wymaganiem, ale dzisiejsza medycyna potwierdza, że w chorobie ważne jest oddzielenie chorego, zarówno dla dobra jego otoczenia, jak i niego samego, by mógł skupić wszystkie siły organizmu na walce z chorobą. Dni świąteczne pozwalają pobożnemu człowiekowi oddać stosowną ofiarę czasu na służbę Bożą, służbę duchowości, całkowicie oderwaną od codziennych obowiązków. Równie ważne jest jednak zachowywanie dni pospolitych, przeznaczonych na służbę innym ludziom i sobie samemu w obsłudze podstawowych wymagań naszej materialności, po to, aby była dobra i piękna. I znów, święta i posty byłyby obrzydliwością dla Boga, gdyby nie wyrażały duchowej rzeczywistości, do której powinny się odwoływać (Izaj. 58:4-8; Amosa 8:5). Z drugiej strony zaś, jakże wspomagają one duchowe siły potrzebne do ciągłego przypominania sobie o Bożych sprawach i właściwych proporcjach dzielenia czasu! Nie mówiąc już o tym, że święto – społeczność, ucztowanie i weselenie się – czyni służbę Bożą radosną i przyjemną. RzeczywistośćZachowanie właściwych proporcji, znalezienie złotego środka między przyciągającymi nas biegunami przeciwieństw sprawia człowiekowi nieustanną trudność. Z jednej strony komuś, kto poszukuje materialnego wyrazu swej pobożności, starając się znaleźć w niej dodatkową pomoc i motywację, grozi nadmierna ceremonialność, która może prowadzić do obłudy. Z drugiej strony całkowite wyzbycie się elementów materialnego wspomagania pobożności, zalecanych przecież przez samego Boga, nosiłoby chyba znamiona pychy polegającej na twierdzeniu, że znakomicie radzimy sobie z pobożnością bez konieczności stosowania jakichkolwiek „podpórek”. Traktowanie Zakonu, zwłaszcza w jego „ceremonialnej” części (choć trudno jest znaleźć dokładny punkt podziału między etycznym i ceremonialnym obszarem Zakonu), wyłącznie jako alegorii ukazującej przyszłą rzeczywistość, którą my chrześcijanie właśnie realizujemy lub będziemy realizować, stawia nas przed trudnością odpowiedzenia na pewne pytania, takie jak: Dlaczego Bóg przez półtora tysiąca lat nakazał praktykowanie „alegorii”, dlaczego niektóre jej elementy były z przekonaniem przestrzegane przez Jezusa i apostołów, dlaczego Żydzi praktykujący do dzisiaj ową „alegorię” zawdzięczają jej błogosławieństwo jedności narodu, etycznej wyższości nad innymi narodami, również chrześcijańskimi, a także – między innymi dzięki niej – prawa powrotu do swej Ziemi? Trudno byłoby podać przekonywujący dowód na to, że powstrzymywanie się od jedzenia niektórych pokarmów czy umiejętność dzielenia czasu na święty i codzienny przynosi komuś mierzalną duchową korzyść. Argumentem w tej sprawie może być jednak własne doświadczenie. Apostoł pisze: Jeden czyni różnicę między poszczególnymi dniami, drugi zaś uważa wszystkie za równe: niech się każdy trzyma swego przekonania – Rzym. 14:5 (BT). Dopóki mówimy o Bożych sprawach w trzeciej osobie, jako o nauce, która nas nie dotyczy, która obowiązywała lub będzie obowiązywać innych ludzi, nie przekonamy się o jej mocy. Dopiero wejście w dialog z duchową wiedzą, pozwolenie jej, by wywarła wpływ na nasze życie, a także zdobycie doświadczenia, na czym ona tak naprawdę polega, pozwala w sposób uzasadniony trzymać się swego, tak zdobytego przekonania. Przekonanie na przykład co do słuszności uznania niektórych dni w roku za bardziej święte od innych nie buduje się bowiem na teoretycznej wiedzy zaczerpniętej z psychologicznych czy teologicznych podręczników, ale z własnego eksperymentu. Dlatego też może argumenty ludzi o odmiennym od naszego doświadczeniu traktujemy z wielką nieufnością. Chasydzi opowiadają na ten temat pewną pouczającą historię: „Pewien skrzypek grał kiedyś tak słodko, że wszyscy, którzy go słuchali, zaczęli tańczyć, a ktokolwiek znalazł się w zasięgu tej muzyki, wstępował w taneczny krąg. Drogą szedł głuchy, który nic nie słyszał, więc gdy na nich spojrzał, pomyślał, że to jacyś szaleńcy, którzy skaczą bez ładu i składu” (M. Buber „Opowieści chasydów” str. 104, „Głuchy”). Bezsprzecznie cień nie zawiera wszystkich elementów skomplikowanego obrazu, który jest jedynie schematycznie i na jednej płaszczyźnie przez niego szkicowany. Jednak oprócz ważnej roli dostarczenia człowiekowi zarysu kształtów owej poszukiwanej duchowej rzeczywistości ma cień jeszcze jedną ważną cechę – informuje obserwatora o kierunku, z którego przyświeca światło, a zarazem także, gdzie znajduje się ów wytęskniony świat ducha, w który pragnie się on przenieść. Duchowy wzrok wierzącego człowieka niewątpliwie winien być skierowany w przyszłość, w stronę owego chwalebnego Przychodzącego Bożego Świata (hebr. Olam Haba). Jednak warto już dzisiaj jak najczęściej kierować wzrok także ku górze, skąd przyświeca cudowne światło Bożej obecności oraz gdzie rozpościera się duchowa rzeczywistość Chrystusowego tronu. W praktyce duchowego życia warto też korzystać z podpowiedzi, zarówno tych słusznych, pochodzących od Bożych przyjaciół, jak i tych wynikających z negatywnych doświadczeń ludzkiego błędu. Zapewne każdy zna słynną logiczną zagadkę o rozdrożu, gdzie miesza dwóch braci, z których jeden zawsze mówi prawdę, a drugi zawsze kłamie, lecz nie wiadomo, który wyjdzie odpowiedzieć na nasze pytanie o słuszną drogę. Czasami zachowujemy się tak, jakbyśmy doszli do takiego właśnie rozdroża, zadali słynne pytanie: Którą drogę wskazałby twój brat, wiedzieli, że należy pójść tą drugą, a mimo to... ruszyli przez las. Daniel Kaleta |