Wędrówka 2010/2

Cztery stopnie wolności

„Jam Pan, a (1) wywiodę was z ciężarów egipskich i (2) wyrwę was z niewoli ich, i (3) wybawię was w ramieniu wyciągnionym i w sądziech wielkich. A (4) wezmę was sobie za lud i będę wam za Boga” – 2 Mojż. 6:6-7.

W swych świętych przykazaniach Bóg przedstawił się jako ten, który wyprowadza z „domu niewoli” (2 Mojż. 20:2). Bóg pragnął być identyfikowany z wyzwoleniem i wolnością. Formuła identyfikacyjna: „Ten, który cię wywiódł z ziemi egipskiej” będzie się odtąd jak refren powtarzać w całej hebrajskiej Biblii (2 Mojż. 29:46; 3 Mojż. 19:36, 23:43, 25:38, 25:55, 26:16, 26:45; 4 Mojż. 15:41; 5 Mojż. 13:5, 20:1; Joz. 24:17; Sędz. 6:8; 1 Sam. 10:18; Neh. 9:18; Psalm 81:11) i stanie się częstsza niż ta inna, równie ważna i bardziej znana: „Bóg Abrahama, Izaaka i Jakuba”. Owo wyzwolenie dotyczyło przede wszystkim Izraelitów, którzy zostali wyzwoleni z egipskiej niewoli i stopniowo narodzili się jako wolny naród, który był zdolny do zamieszkania w Kanaanie. Jednak tamte zdarzenia służą wszystkim wierzącym za ogólniejszy wzór powszechnego wyzwolenia, jakiego potrzebuje każdy potomek Adama, zanim w swej pierwotnej godności będzie mógł zamieszkać razem z Bogiem.

Świętem obchodzonym na pamiątkę narodowego wyzwolenia Izraela jest Pascha. W trakcie paschalnej wieczerzy (Sederu) jej uczestnicy piją wino, wspierając się na lewym ramieniu, gdyż taka postawa znamionuje pozycję człowieka wolnego. Kielich wznoszony jest czterokrotnie. Symboliczne znaczenie owych czterech kielichów kojarzone jest w tradycji żydowskiej z tytułowym wersetem, który określa cztery stopnie wyzwolenia prowadzące do wolności synów Bożych, zdolnych do zamieszkania w Bożym Kanaanie.

Pierwszy kielich – wyprowadzenie

Wywiodę was z ciężarów egipskich”

Uderzenie Egiptu dziesięcioma plagami złamało opór faraona. Zgodził się on uwolnić Izraelitów. Otwarcie suchej drogi przez dno Morza Trzcinowego oraz zniszczenie oddziałów faraona dokończyło dzieła skruszenia egipskiego jarzma. Znalazłszy się na Synaju, Izraelici nie musieli się już obawiać dalszych egipskich interwencji. Egipt potrzebował czasu na odtworzenie potencjału militarnego. Poza tym państwo to, znajdujące się w przejściowym okresie rozproszenia, nie miało na tyle sił, by zorganizować kosztowną i logistycznie skomplikowaną akcję pustynną. Tak więc Izraelici nie mieli już nad sobą obcego jarzma, nie byli poddanymi faraona, nie zmuszano ich do ciężkiej pracy. Mogli robić to, co chcieli.

Zniewolenie zewnętrzne człowieka jest tylko jednym z ograniczeń jego wolności. Zapewne pierwotnym i najważniejszym, którego usunięcie stanowi pierwszy krok na drodze do prawdziwej wolności. Państwo może zostać uwolnione od władzy obcego najeźdźcy. Więzień może zostać wypuszczony z więzienia. Dawniej można było wyzwolić niewolnika. W taki sam sposób i dzisiaj Bóg uderza czasami w naszych zewnętrznych wrogów, by uwolnić nas od zniewolenia strachem wobec literalnego lub duchowego ciemiężyciela. Może to być nałóg, może być psychiczne uzależnienie od innego człowieka. W przyszłości w ten sposób Bóg uwolni z grobów wszystkich ludzi. Opór panującego nad nami Przeciwnika i jego sojuszniczki – śmierci zostanie złamany. Jakże swobodny czuje się człowiek uświadamiający sobie, że umarł za niego Jezus, że może porzucić wszystkie swoje ciężary, że jest odtąd wyzwolony. Ale czy jest już wolny?

Drugi kielich – wyrwanie

Wyrwę was z niewoli ich”

Gdy Bóg okazał swą wielką moc, zabijając pierworodnych egipskich, wśród Izraelitów rozległo się wołanie, by szykowali się do wyjścia jeszcze tej samej nocy. Trzeba było spakować dobytek, skromny może, ale przecież dorobek życia. Trzeba było porzucić dom, może lepiankę, ale od lat zapewniającą względne schronienie. Pracy pewnie nikt nie żałował, ale mimo wszystko wiązała się z nią jaka taka strawa – cebula, czosnek, ogórki, melony, za którymi długo jeszcze mieli tęsknić. Ruszali w nieznane. Wiedzieli, że droga będzie wiodła przez pustynię, bo z Egiptu nie można wyjść inaczej, jak tylko przez pustynię. Kiedy dojdą do owej wymarzonej ziemi ojców? Tego nikt nie wiedział. Trudna to była decyzja. Było trochę czasu na przygotowanie, ale teraz trzeba było w ciągu jednej nocy podjąć decyzję. Bóg im pomógł. Zaopatrzył w „motywacyjne” złoto pożyczonych naczyń. Ale i tak na koniec niewolnik musiał sam zdecydować się na ucieczkę, na ryzykowanie życiem dla nieznanego uczucia wolności.

Bóg może wyłamać kraty naszych więzień, może otworzyć przed nami najbardziej zatrzaśnięte drzwi, uśpić strażników. Ale decyzję o opuszczeniu domu niewoli musimy podjąć sami. Ten akt woli wymaga odwagi i dlatego słusznie uważany jest za drugi krok na drodze do Bożej wolności. Tak jak nawrócenie, jest to krok wewnętrzny, duchowy, niemal bezobjawowy. Trzeba „tylko” przejść przez otwarte drzwi. Jakże trudny to czasami krok. Nienawidzimy naszych zniewoleń, ale wyruszyć w nieznany świat wolności, samodzielnej walki, podejmowania decyzji i ponoszenia za nie konsekwencji nie jest łatwo. Czasami byli więźniowie w pierwszych dniach wolności popełniają jakiekolwiek przestępstwo, by tylko wrócić do ustabilizowanej rzeczywistości – za kratami, ale znanej.

Podjęcie decyzji o wkroczeniu na drogę duchowej wolności w Bogu wymaga także wielkiego zaufania do tego, który z tej niewoli pragnie nas wyrwać. Zaufanie to piękne słowo, które łatwo przechodzi przez usta w ustabilizowanej sytuacji. Ale okazanie go, gdy stoi się bezbronnym naprzeciwko potężnej egipskiej armii, gdy trzeba przekroczyć morze bez mostu i statków, gdy trzeba wiele dni maszerować po pustyni przy kończących się zapasach wody – to zupełnie inna sprawa. Przekroczenie progu, za którym czai się nieznany świat, wymaga wielkiego kapitału wiary. Na szczęście i ona jest Bożym darem.

Trzeci kielich – wybawienie

Wybawię was w ramieniu wyciągnionym i w sądziech wielkich”

Po odśpiewaniu pieśni o cudownym przekroczeniu Morza Trzcinowego droga powrotna została odcięta. Nie było już odwrotu. Izrael znalazł się na jednokierunkowej drodze do wolności. To nie była autostrada z wygodnymi parkingami. Wręcz przeciwnie. Rozczarowanie za rozczarowaniem. Po trzech dniach marszu okazuje się, że woda w oazie jest gorzka. Potem zaczyna brakować chleba. Na koniec jeszcze dokuczliwi Amalekici, z którymi trzeba się bić. Głos Boży z Synaju – za głośny, Mojżesz przebywa na Górze – za długo. Wszystko nie tak, jak się spodziewali. Tak zaczęło się doświadczanie izraelskiego umiłowania wolności. Szemrali, upadali, ale po otrzymaniu kary się dźwigali. Buntownicy systematycznie nawoływali do powrotu, ale nikt nie wrócił. W sumie wygrali tę próbę. Bóg wybawił ich, ale wyciągniętym ramieniem sprawiedliwości, cały czas sprawując nad nimi surowy sąd.

Trzeci kielich sederowej wieczerzy, to kielich odkupienia. To jego użył prawdopodobnie Jezus, by ustanowić Pamiątkę swej śmierci. Dopiero na tym etapie drogi do Kanaanu naprawdę uczymy się prawdziwej wolności. Dowiadujemy się, że wolność kosztuje, że nie jest łatwo być odpowiedzialnym za samego siebie, że trzeba pracować, by cokolwiek osiągnąć, że trzeba ponosić pewne ofiary. Życie niewolnika może być wbrew pozorom dość wygodne. Pracę planuje pan, on podejmuje decyzje, a sługa tylko wykonuje polecenia. Za to należy się miska strawy i ciepły kąt. Czasem coś jeszcze kapnie z pańskiego stołu. Na wolności zaczynają się kłopoty. Raz się udaje, raz nie, raz decyzja jest mądra, innym razem nie za bardzo i trzeba za nią słono płacić.

Po wkroczeniu na drogę Bożego wyzwolenia w zasadzie nie ma od niej odwrotu. Ciało często będzie płakać za egipską cebulą i czosnkiem, za ogórkami i melonami, będzie nas ciągnęło z powrotem do niewoli, ale Bóg zadba o odpowiednie ćwiczenie, by nowa wola zapanowała nad tęsknotami ciała. Jeśli miałem skłonność do obżerania się, to w chwili słabości jeszcze raz na chwilę zechcę zapomnieć o wszelkich hamulcach, jeśli byłem w nałogu nikotynowym – zapalę jeszcze jednego. Może byłem kobieciarzem i spróbuję raz jeszcze poderwać koleżankę. Ale teraz, gdy jestem już wyzwolony, każda zła decyzja, każdy krok wstecz ma swoje konsekwencje – ramię Boże i wielki sąd. Ale na szczęście – także odkupienie. Jezus zatroszczył się o moje słabości, ale to wcale nie znaczy, że Bóg z tego powodu zaniecha wychowywania mnie. Ale jeśli przejdę ten etap próby, jeśli kilka razy dźwignę się z upadku, jeśli jednak nie wrócę do moich zniewoleń, to słabościami tymi w Chrystusie stanę się mocny. Owa umiejętność panowania woli nad dążeniami, a nawet emocjami ciała stanowi źródło ogromnej siły. To jest właśnie prawdziwa wolność. Wyzwoleniec nadal może pozostać tylko bezpańskim niewolnikiem. Człowiek, który umie panować swemu sercu, jest mocarzem. Jest prawdziwie wolny.

Czwarty kielich – przyjęcie

Wezmę was sobie za lud i będę wam za Boga”

Jednak i ten trzeci stopień wyćwiczonej i wypróbowanej wolności nie jest jeszcze kresem drogi. Jeszcze i ta wolność nie dostarcza koniecznych kwalifikacji do zamieszkania w Kanaanie. Po roku próby Izraelici pod wodzą Mojżesza zbudowali Przybytek i wokół niego rozbili obóz. Pozbyli się nieczystości, złożyli ofiary. Stali się ludem świętym, odłączonym od reszty świata. Bóg dał im Prawo, wedle którego mogli uczyć się należytego zagospodarowania wolności – przez blisko 39 lat. Otrzymali przykazanie, by miłować Boga, ale jego realizacja leżała w obszarze wolnej inwencji człowieka. Otrzymali przykazanie, by miłować bliźniego, ale to wolność miała decydować, czy miłość to czasami nagana, czy innym razem – pochwała. Prawo nie przymuszało. Tora oznacza po hebrajsku pouczenie, instrukcję. Prawo wskazywało kierunek. Odwrócenie się od niego oznaczało zmierzanie ku śmierci, czyli powrót do Morza Trzcinowego.

Wolność, nawet ta najpiękniej wypracowana i ukształtowana, dopiero wtedy staje się klejnotem Bożym, gdy zostaje we właściwy sposób zagospodarowana. Umiejętność panowania nad wolą można wykorzystać w rozmaity sposób. Jednak każdy z nich, poza wkroczeniem na drogę Bożej woli, oznacza stopniowy powrót do bojaźni śmierci, która podbija nas znów pod dawne zniewolenia. Wolny człowiek, który wkracza na ścieżkę Bożego prawa, zaczyna dopiero naprawdę odczuwać, jak pięknie smakuje wolność. Uwolniony od zniewoleń, odkupiony przez Chrystusa, wyćwiczony w panowaniu nad swym sercem, może z własnej woli, wedle zakonu wolności oddać się najpiękniejszym zajęciom – wielbieniu swego Stwórcy oraz odgadywaniu i realizowaniu Jego woli. I to nie ze strachu, ale z miłości i radości. Każdy krok na tej drodze będzie nas upewniał, że właściwie zagospodarowujemy naszą wolność, bo będzie ona coraz jaśniejsza, coraz pełniejsza, będzie nabierać coraz to nowego blasku i nowych kolorów. Będzie to wolność pozbawiona strachu, bo miłując Boga niczego nie trzeba się bać. I choć komuś może się wydawać, że taka wolność to przeniesienie się tylko spod władzy pana egipskiego pod władzę Wszechmogącego, to jednak jest ogromna różnica. Faraon trzymał niewolników, a Bóg szuka synów. Czy jest ktoś, kto nie chciałby należeć do rodziny królewskiej, i to domu panującego nad całym wszechświatem i przez całą wieczność? Oto prawdziwa wolność dzieci Bożych, po którą koniecznie warto sięgnąć.

* * *

Cztery paschalne kielichy pije się co roku. Proces rozwoju naszej wolności jest ciągły. W niektórych dziedzinach życia osiągamy już wysokie stopnie i dobre rezultaty, w innych wiele jeszcze mamy do zrobienia. I tak do końca życia wspinać się będziemy po owej czterostopniowej drabinie wolności. Pewnie do śmierci nie uda nam się doprowadzić tego dzieła do końca, by całkowicie zapanować nad własną wolą i sięgać po prawdziwą duchową wolność synów Bożych. Ważne jest jednak, byśmy nigdy nie zaprzestali tej pracy. Zawsze bowiem po drodze mamy trzeci kielich odkupienia w Chrystusie, który sprawi, że to, czego nam braknie, zostanie zaliczone na poczet naszego usilnego starania i mocy Jego krwi czerwieniejącej w trzecim kielichu. Jeśli tylko będziemy czynili postępy, to z pewnością okażemy się godni zamieszkania w wiecznym Kanaanie.

„A wprowadzę was do ziemi, o którą podniosłem rękę moją, abym ją dał Abrahamowi, Izaakowi i Jakóbowi; a dam ją wam w dziedzictwo, Ja Pan” – 2 Mojż. 6:8.

Daniel Kaleta