Wędrówka 2009/3 (na bazie kazania ślubnego dla Liliany i Volkera)

Trzy stopnie miłości

Być może jednym z powodów, dla których Pan Bóg dał człowiekowi poczucie czasu, jest to, by mógł on przeżywać rozkosze nadziei. Życie człowieka jest oczekiwaniem na spełnienie marzeń. Pomimo rozczarowań, powodowanych niespełnionymi oczekiwaniami, rozkosz ze spełnienia marzenia jest tak upajająca, że skłonni jesteśmy dla niej poświęcić bardzo wiele.

Małżeństwo – pragnienie dobrego przeżycia znacznej części naszego istnienia na tej ziemi z drugim człowiekiem – jest niewątpliwie jednym z najważniejszych źródeł oczekiwań, napięć, spełnień i rozczarowań dorosłego życia. Jako młodzi ludzie nie potrafimy na ogół dokładnie opisać, kim powinien być nasz partner życiowy. Jak ma wyglądać, jakimi przymiotami powinien się cechować. Najczęściej dobieramy się metodą „przymierzania”. Przyjaźnimy się z wieloma osobami, ale wyobrażenia o wymarzonym pięknie sprawiają, że tylko niektórzy z naszych przyjaciół, kolegów mogą stać się naszymi mężami lub żonami.

Gdy spośród przyjaciół wybierzemy już tego jednego człowieka, z którym chcielibyśmy przeżyć życie, rozpoczyna się długotrwały proces dogłębnego poznawania swojego partnera oraz samego siebie. Jest to proces dynamiczny, gdyż pobieramy się zazwyczaj jako ludzie młodzi, a potem się jeszcze zmieniamy. Zmienia się również nasz partner. Z czasem coraz lepiej uświadamiamy sobie też, jakie wyobrażenie piękna i dobra nosimy w głębi serca, co jest dla nas ważne, a czego być może nie w pełni byliśmy świadomi, gdy podejmowaliśmy decyzję o wyborze małżonka. I wtedy właśnie rozpoczyna się wielka i przyjemna praca nad rozwijaniem miłości.

Na wznoszącej się drodze tego poznania jest wiele stopni. Ale trzy z nich, być może te najważniejsze, opisane są w księdze miłości: Księdze Pieśni nad Pieśniami autorstwa króla Salomona. W księdze tej dwoje głównych bohaterów, owładniętych zniewalającą siłą wiosennego uczucia, opiewa wdzięki ulubieńca swych marzeń i pragnień. Każde z nich nie tylko ma wyobrażenie o ideale piękna i dobra, ale też dostrzega w partnerze urzeczywistnienie tych oczekiwań.

Mówiąc jednak o naszych wyobrażeniach o idealnym partnerze, o ucieleśnieniu tych wyobrażeń w osobie naszego wybranego partnera, w gruncie rzeczy cały czas uwagę skupiamy na sobie. Mówimy o swoim wyobrażenie, któremu winien odpowiadać partner. Mówimy o zaspokojeniu naszych pragnień i marzeń. Druga osoba jest jakby tylko obiektem realizacji naszego szczęścia. Owszem, rozumiemy, że miłość małżeńska, małżeńskie partnerstwo, jest uczuciem dwukierunkowym. Tak więc prędko, w następnym zdaniu dodajemy, że również i oczekiwania partnera powinny być zaspokojone. Skoro mnie wybrał, to musiałam mu się podobać. Ale tak na prawdę, na tym etapie częściej myślimy o sobie.

W księdze Pieśni nad Pieśniami trzykrotnie powtórzone jest pewne bardzo podobne sformułowanie, które dzieli ten poemat na cztery części. To jakby refren pieśni, który ukazuje trzy stopnie rozwoju partnerskiego uczucia dwojga ludzi, którzy polubili się na wiosnę, ale owoce swego uczucia zbierają jesienią życia. Przeczytajmy te trzy refreny:

Pnp 2:16 Miły mój jest mój, a jam jest jego, który pasie między liliami;
Pnp 6:2 (3) Jam jest miłego mego, a miły mój jest mój, który pasie między liliami.
Pnp 7:10 (11) Jam jest miłego mego, a do mnie jest żądza jego.

Pierwsze z tych trzech wyznań zakochanej dziewczyny zaczyna się od słów „Miły mój”. To on jest pierwszym słowem, które wypowiada. Jednak kierunek tego uczucia wyraźnie wskazuje na nią samą. „Miły mój jest mój”. Towarzyszy temu stwierdzeniu i druga część, że i ona również należy do oblubieńca, jednak centralnym punktem odniesienia obu części pierwszego refrenu jest osoba, która go wypowiada.

Tak rozpoczyna się nasza miłość, nasze partnerstwo z wybranym, umiłowanym człowiekiem. Chętnie przyznajemy, że do niego należymy, ale zaczynamy od tego, że to on należy do mnie. Domyślnym celem tak określonego uczucia jest realizacja własnych marzeń i oczekiwań, którą spodziewamy się otrzymać dzięki partnerowi. Poczucie posiadania wyłączności do uczuć partnera jest rzeczą zupełnie naturalną i pożądaną. Nie ma nic dziwnego w tym, że od tego zaczyna się związek dwojga młodych ludzi, którzy tym płomiennym uczuciem rozgrzewają wspólny dom na długie lata.

Przyjrzyjmy się jednak, jak formułuje podobny refren ta sama osoba po przeżyciu pewnych rozczarowań a nawet i cierpień: „Jam jest miłego mego, a miły mój jest mój, który pasie między liliami.” Zdanie to nie zaczyna się już od umiłowanego. Ale od słowa „ja”. To ja znajduję przyjemność w zaspakajaniu oczekiwań mojego umiłowanego. Ale i na tym etapie dojrzewania miłości zaraz dodajemy jeszcze: „ale on należy do mnie”. Po jego stronie również jest zobowiązanie do spełniania moich marzeń i oczekiwań.

I dopiero w trzecim refrenie ukazana jest pełnia partnerskiego uczucia: „Jam jest miłego mego, a do mnie jest żądza jego”. Umiem kochać i umiem dać się pokochać – tak można by w skrócie sparafrazować to stwierdzenie. Cała uwaga tej wersji refrenu jest skupiona na zaspokojeniu oczekiwań drugiego człowieka. To ja mam do niego należeć i sprawić, by jego uczucia znalazły we mnie spełnienie. Ależ to niesprawiedliwe, powie ktoś. Przecież to nie zgadza się z tym, co powiedzieliśmy wcześniej, że miłość małżeńska to uczucie wzajemne! Nie, nie jest to niesprawiedliwe, pod warunkiem, że takie wyznanie miłości: Chcę kochać i pozwalam się kochać, stanie się metodą partnerstwa po obu stronach małżeńskiego związku.

Przyjaźń i ślub dwojga młodych ludzi rozpoczyna drogę wspólnego życia w miłości, do którego Bóg stworzył mężczyznę i kobietę. Prawa stworzonego przez Niego świata sprawiają, że realizacji tego związku towarzyszy wiele radości i przyjemności. Być może nawet na początku tej drogi młodzi ludzie nie w pełni jeszcze przeczuwają, jak wielkie może to być szczęście, choć przecież już jego pierwsze owoce są niezwykle smaczne. Warto jednak dołożyć wszelkich starań, by ta miłość stopniowo rozwijała się w kierunku chęci zaspokajania oczekiwań ukochanego człowieka, kochania i sprawiania, by partner chciał nas kochać. Jeśli się to czyni, jeśli czyni się to we dwoje, to najczęściej okazuje się, że jesienne owoce miłości są jeszcze smaczniejsze niż te wiosenne, których rozkoszy doznaje się już na samym początku wznoszącej się drogi miłości.

Daniel Kaleta