Wędrówka 2005/2

„Czy jecie czy pijecie … wszystko ku chwale Bożej czyńcie”

1 Kor. 10:31

Jedzenie jest jedną z istotnych czynności życiowych. Obok snu, ubierania się, czy współżycia seksualnego (1 Kor. 7:3) wymieniane jest przez Pismo Święte jako element naturalnej dbałości o własne ciało: „Albowiem żaden nigdy ciała swego nie miał w nienawiści, ale je żywi i ogrzewa” – Efezj. 5:29.

Z drugiej strony można by przytoczyć kontrastujące stwierdzenie św. Pawła: „Ale karzę ciało moje i w niewolę podbijam” – 1 Kor. 9:27. Ta druga wypowiedź posłużyć by mogła za podstawę ascetycznych teorii, wedle których fizyczne wyniszczanie własnego ciała miało być chrześcijańską cnotą. I tak rujnujące zdrowie posty, nadmierne ograniczanie długości snu, rezygnacja z współżycia seksualnego miałyby uświęcać duszę.

Trzeba sobie jednak jasno powiedzieć, że pogląd taki jest obcy nauce Chrystusa. Żydzi zarzucali przecież Jezusowi wręcz brak umiaru w jedzeniu i piciu: „Przyszedł Syn człowieczy jedząc i pijąc, a mówicie: Oto człowiek obżerca i pijanica wina” – Łuk. 7:34. Innym razem uczniowie Jana Chrzciciela pytali Jezusa: „Przecz my i Faryzeusze często pościmy, a uczniowie twoi nie poszczą?” – Mat. 9:14. Wydaje się, że wątpliwości te nie były całkiem bezpodstawne.

Jezus nigdzie nie zabrania wstrzemięźliwości, ale też nie czyni z niej cnoty, a wręcz ostrzega przed duchowymi zagrożeniami wynikającymi z praktyk ascetycznych (Mat. 6:16-18). Św. Paweł przeciwstawia posty i inne ograniczające zwyczaje żydowskie rzeczywistej pobożności: „Albowiem cielesne ćwiczenie mało jest pożyteczne; lecz pobożność do wszystkiego jest pożyteczna” – 1 Tym. 4:8.

Jeśli zatem jedzenie, picie, współżycie seksualne, ubranie czy sen nie są jedynie przykrą koniecznością skalanego ciała, to w swoim życiu staram się im nadawać właściwą godność. Nie podnoszę ich do rangi celu i wartości moje życia, ale też nie przepraszam Boga za to, co jest Jego wspaniałym darem.

Jedzenie było dla pierwszych chrześcijan synonimem społeczności i zgromadzenia na modlitwę. W Dziejach Apostolskich kilkakrotnie czytamy, że naśladowcy Jezusa trwali w „społeczności, łamaniu chleba i modlitwach” (Dzieje Ap. 2:42,46, 20:7). Owo „łamanie chleba” nie było, jak się wydaje, szczególną czynnością liturgiczną, a jedynie zwykłym spożywaniem daru Bożego, połączonym z wspominaniem wspaniałych cudów Jezusa, gdy łamał chleb i dawał uczniom. Wspólne jedzenie nie miało też być ucztowaniem. Nie chodziło w tym zwyczaju o obfitość jedzenia ani o jego wykwintność. Istotna była społeczność. Jednym słowem – nie to, co jedli, ale z kim jedli.

Jeśli obżarstwo jest grzechem, to na potępienie zasługuje również pogardzanie jedzeniem. Cnotą jest właściwy szacunek dla chleba powszedniego. Objawia się on wdzięcznością dla Boga za jego stworzenie i za błogosławieństwo tegorocznych plonów. Łamiąc z szacunkiem mój chleb okazuję wielką wdzięczność dla ludzi, którzy swą ciężką pracą zapewnili jego obfitość na moim stole. Nade wszystko zwracam jednak uwagę na to, z kim jem, aby obecność dobrych ludzi przy moim stole pomnażała szacunek dla „chleba naszego powszedniego”.

Daniel Kaleta