Wędrówka 2004/5-6
Co mówi Pismo Święte o sprawach codziennych?
Sztuka nazywania
"A gdy stworzył Pan Bóg z ziemi wszelki zwierz polny, i wszelkie ptactwo niebieskie, tedy je przywiódł do Adama, aby obaczył jakoby je nazwać miał; a jakoby nazwał Adam każdą duszę żywiącą, tak aby było imię jej. Tedy dał Adam imiona wszystkiemu bydłu, i ptactwu niebieskiemu, i wszelkiemu zwierzowi polnemu” – 1 Mojż. 2:19-20.
W języku hebrajskim słowo określające mowę lub język – Safah (1 Mojż. 11:1) używane jest jednocześnie dla wyrażenia takich pojęć jak "granica” czy "brzeg”. Słowo, nazwa, mowa stanowią granicę między światem rzeczywistości, a światem pojęć. Pan Bóg stworzył człowieka wyposażonego w język, umiejącego mówić. Następnie zaś przyprowadził do niego inne stworzenia, aby człowiek umieścił je w świecie pojęć, nadał im nazwy.
Nazwa jest nie tylko abstrakcyjnym określeniem rzeczy lub zjawisk, jest również częścią rzeczywistości ich istnienia. W tym sensie człowiek został przez Stwórcę zaproszony do udziału w dziele stworzenia. Pan Bóg, który mógł sam nadać nazwy zwierzętom, zrzeka się tego prawa na rzecz swego najwspanialszego stworzenia – Adama. Jako pan ziemi, człowiek nadał zwierzętom nazwy, które miały stać się wieczną częścią rzeczywistości ich istnienia: "I tak, jak nazwał człowiek każde żywe stworzenie – to pozostało jego nazwą” (1 Mojż. 2:19 tłum. Pardes Lauder).
We współczesnej codzienności XXI wieku nazywanie zwierząt jest już tylko zajęciem dla naukowców, którzy w głębiach oceanów i zakamarkach dżungli ciągle jeszcze odkrywają i nazywają nowe gatunki stworzeń Bożych. Zwykły śmiertelnik nadaje czasami imię swojemu psu, kotu lub chomikowi. Czy jednak na tym kończy się lekcja, jakiej udziela nam Stwórca powierzając dzieło nazywania zwierząt pierwszemu człowiekowi?
Nauka mowy i wszelka inna nauka jest niczym innym jak sztuką nazywania osób, rzeczy i zjawisk. Dziecko uczy się mówić nazywając osoby i rzeczy ze swojego otoczenia. W szkole uczymy się nazywać rzeczy, zjawiska czy prawa, opisywać je słowami, które czasami zostały specjalnie wymyślone na potrzeby tego właśnie opisu. Nawet nauka zawodów rękodzielniczych wymaga opanowania nazw narzędzi i materiałów. Nie nazwana rzecz nie istnieje w świadomości człowieka i nie może być przez niego wykorzystana, nie może być pomocą, którą Bóg pragnął dać człowiekowi (1 Mojż. 2:18).
Nazywanie osób, rzeczy i zjawisk jest także w pewnym sensie jednoczeniem się z nimi. Mowa, która jest granicą, łączy nazywającego poprzez nazwę z nazywaną rzeczywistością. Granica może dzielić lub łączyć, w każdym jednak razie określa ścisłą relację między obszarami, które wyznacza. Nazywając, wchłaniamy jakby nazywaną rzeczywistość, staje się ona częścią naszej świadomości, nas samych. Wchłonięta rzeczywistość zmienia nas, sprawia, że lepiej pasujemy do naszego naturalnego otoczenia.
Również nas stosunek do Boga inicjowany jest i wyznaczony przez nazwanie naszych uczuć: "Bo sercem przyjęta wiara prowadzi do usprawiedliwienia, a wyznawanie jej ustami – do zbawienia” – Rzym. 10:10 (BT; polecam czytelnikom prześledzenie innych wystąpień greckiego słowa, które tutaj przetłumaczone zostało na "wyznawanie”, gr. "homologeo”, nr Stronga 3670). Wyznanie wiary ustami, czyli nazwanie naszego stosunku do Boga i do Jego Syna, jest bodaj najważniejszą częścią rzeczywistości naszego istnienia w Bogu, czyli istnienia w ogóle – "Wszelki tedy, który by mię wyznał przed ludźmi, wyznam go Ja też przed Ojcem moim, który jest w niebiesiech” – Mat. 10:32.
Nazywanie naszych uczuć, naszych uczynków, jest ważną, może najważniejszą częścią ich osądzania. Używamy do tego pojęć ze słownika Biblii, przepisów Prawa Bożego. Takie same zasady stosujemy przy ocenianiu postępowania i postaw otaczających nas ludzi – w miarę potrzeby nazywamy ich uczynki i uczucia, mówiąc że są piękne lub brzydkie, dobre lub złe, bogobojne lub grzeszne. Interpretacja przepowiedni zapisanych w Proroctwach polega między innymi na nazywaniu wydarzeń rozgrywających się w otaczającej nas lub znanej nam rzeczywistości.
Teoretyczne rozważanie np. zagadnienia kradzieży nie jest jeszcze nazywaniem. Do istoty tej czynności przystępujemy właściwie dopiero wtedy, gdy kradzieżą nazywamy konkretne zachowanie, np. zatrzymanie dla siebie znalezionej rzeczy, zjedzenie jabłka z cudzego ogrodu czy nielegalne skopiowanie programu. Sedno sprawy osiągamy jednak dopiero wtedy, gdy kradzieżą nazwiemy konkretny uczynek z naszego życia i dopiero wtedy potrafimy konkretnie wskazać jedno zjawisko, które zasługuje na użytą nazwę. Podobnie teoretyczne rozważanie zagadnienia np. drugiego przyjścia Jezusa często nie jest jeszcze wywiązywaniem się z obowiązku nazywania. Do nazywania przystępujemy właściwie dopiero wtedy, gdy staramy się wskazać na konkretne działania obecnego Jezusa, gdy zaryzykujemy nazywanie konkretnego zjawiska działaniem Bożym, choć wiemy, jak smutne mogą być skutki obarczenia Boga odpowiedzialnością za działalność Jego Przeciwnika (Ijoba 42:7-8).
Adam nazywając zwierzęta tworzył zapewne nowe słowa, które pasowały do zasad mowy stworzonych i wpojonych mu przez Boga oraz odpowiadały charakterystyce nazywanych stworzeń. W naszej codzienności mamy już do czynienia z ukształtowanym światem pojęć. Wokół nas powstają czasami nowe słowa, inne zmieniają znaczenia, jednak świat mowy jest na tyle rozwinięty, że raczej bez trudności można opisać wszystkie znane nam zjawiska przy użyciu istniejących już słów i wyrażeń języka, którym się posługujemy. Mimo to, opisując zjawiska naszego życia z Bogiem często mamy potrzebę tworzenia nowych słów lub przynajmniej zmieniania znaczeń znanych pojęć. Przykładem słowotwórstwa z naszego otoczenia mogą być na przykład słowa "dyspensacja” czy "restytucja”, które przejęliśmy z języka angielskiego, a które są niezrozumiałe dla przeciętnego Polaka. Inne słowa nabierają w naszej społeczności nowego znaczenia. Przykładem takiej zmiany znaczenia może być słowo "okup”, które w codziennym języku polskim oznacza cenę, jaką należy zapłacić porywaczowi za uwolnienie zakładnika. Czasami dla określenia pewnych zjawisk wolimy użyć słów staropolskich, np. "wtóra śmierć” lub też słów greckich czy hebrajskich, jak "parousia” czy "szeol”, gdyż wtedy uwalniamy się od potocznego znaczenia odpowiednich słów polskich.
Zjawisko tworzenia słów i zmieniania ich znaczeń na użytek opisu pewnych zjawisk nie jest oczywiście ograniczone do społeczności badaczy Pisma Świętego. Każde środowisko wypracowuje sobie swój charakterystyczny świat wyrazów i pojęć. Może to być fachowy język fizyki kwantowej, gwara żeglarska lub więzienna "grypsera”, w każdym jednak przypadku w języku środowiska pojawiają się nowe słowa, inne nabierają swoistych znaczeń, a człowiek, który przypadkowo znajdzie się towarzystwie osób posługujących się specyficznym językiem, nie zawsze będzie rozumiał, o czym mówią ludzie posługujący się zasadniczo tym samym co on językiem.
W tym naturalnym procesie ważne jest, byśmy umieli odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego używamy tzw. "fachowych” słów, skrótów myślowych. Czy na pewno ich zastosowanie ułatwi słuchaczom zrozumienie omawianego zagadnienia? Czasami bywa tak, że mądre, fachowe słowa używane są po to, by wzbudzić zaufanie ludzi, którzy rozpoznają określone słowa jako przynależne do ich własnego języka środowiskowego. Pamiętam ze szkolenia wojskowego, jakie odbyłem na AGH, że do podstawowych umiejętności studenckiego sprytu należało opanowanie zakresu może stu słów, którymi umiejętne posługiwanie się na egzaminie ustnym wzbudzało uznanie egzaminatora w mundurze i czasami, niezależnie od stopnia opanowania rzeczywistej wiedzy, prowadziło do uzyskania dobrej oceny. Jeśli ktoś mówiąc o krzyżu Chrystusowym użyje słowa "pal”, to w większości środowisk chrześcijańskich wywoła niechęć, zaś w pewnym określonym towarzystwie wzbudzi szacunek i zaufanie. Jeśli świadomie w taki sposób używamy charakterystycznych określeń, to musimy być świadomi, że słowa nie służą wtedy do nazywania, ale do identyfikowania się lub odróżniania. Nazywanie, które winno było być jednoczeniem się z otaczającą nas rzeczywistością, nabiera cech dzielenia, a granica, którą wyznacza mowa, staje się murem oddzielającym nas od stworzonego przez Boga świata.
Z drugiej strony nasz wielki nauczyciel, apostoł Paweł, posługiwał się wytwornym językiem filozofii, gdy rozmawiał z Grekami (Dzieje Ap. 17:22-31), a Żydom przedstawiał się jako faryzeusz (Dzieje Ap. 23:6), posługując się charakterystycznymi dla tego stronnictwa sformułowaniami (Dzieje Ap. 24:14-15). Czasami chcąc zbliżyć się do środowiska ludzi, z którymi staramy się porozumieć, świadomie używamy charakterystycznego dla nich języka. Pierwszy numer "Niebieskich” posługiwał się zarówno w warstwie graficznej jak i słownej językiem, który wywołał pewne odruchy niezrozumienia w środowisku badaczy Pisma Świętego, ale był zrozumiały i oceniony jako własny przez dużą grupę ludzi młodych. I choć takie posługiwanie się mową nie służy raczej czynności nazywania, może być jednak pozytywnie ocenione jako chęć stania się "Grekiem dla Greków” i "Żydem dla Żydów”.
Jakie wnioski dla praktycznej umiejętności posługiwania się językiem płyną z powyższych rozważań?
1. Pan Bóg życzy sobie, byśmy nazywali otaczającą nas rzeczywistość, byśmy głośno wyznawali i nazywali nasze niewidoczne dla innych uczucia. Słowo miłość zastosowane do konkretnego stanu serca zobowiązuje, czasami każe kochać również wtedy, gdy zachodzące w naszych komórkach procesy chemiczne zmieniają swoją dynamikę.
2. Pan Bóg przygląda się sposobowi, w jaki nazywamy osoby, rzeczy i zjawiska z naszego otoczenia. O człowieku, który nam robi krzywdę, można powiedzieć, że jest podły, ale można też użyć bardziej dosadnego słowa z języka ulicy. W opisie człowieka dobrego można użyć pięknego słowa lub z zazdrości uzupełniać komplementy zastrzeżeniami. Można też na złość nie powiedzieć nic. Używajmy języka szlachetnego, ale wyrazistego.
3. Przy posługiwaniu się językiem pojęć biblijnych warto używać słów w takich znaczeniach, w jakich posługuje się nimi Biblia, nawet jeśli słowo to bywa niekiedy błędnie rozumiane przez otoczenie. Nie bójmy się używać słowa "dusza” czy "piekło”, bo są to słowa biblijne, a jeśli zachodzi potrzeba, objaśniajmy ich biblijne znaczenia.
4. Zachowujmy ostrożność w posługiwaniu się słowami języka swoistego dla naszego otoczenia. Gdyby "niewierny albo prostak” znalazł się w naszym towarzystwie, powinien rozumieć o czym mówimy, aby mogły być "objawione skrytości jego serca” (1 Kor. 14:24-25).
5. Nazywajmy rzeczy "po imieniu”, ale i tak, by mowa nasza "zdradzała nas” (Mat. 26:73), abyśmy przez Jezusa mogli oddawać "Bogu ofiarę chwały ustawicznie, to jest owoce warg wyznawających imieniowi jego” (Hebr. 13:15).
Daniel Kaleta
|