Spotkania Prorockie 1992/1

Korzenie chrześcijańskiego antysemityzmu

W poszukiwaniu ziemskich błogosławieństw chrześcijanie natknęli się na potężnego konkurenta – Żyda, potomka Abrahama. I tak zrodziła się nienawiść, popychająca do morderstwa żądza posiadania doczesnych korzyści z udziału w obietnicy Abrahamowej.

Zjawisko skrajnego nacjonalizmu, objawiającego się nienawiścią do innych narodów, jest bodaj najmniej rozumną i zrozumiałą, a jednocześnie najpoważniejszą i najpowszechniejszą chorobą społeczności ludzkiej od czasów wieży Babel. Jeden z synów Hebera, potomka Sema, otrzymał imię Faleg dla upamiętnienia faktu, iż "za dni jego rozdzielona jest ziemia” (1 Mojż 10:25). To właśnie wtedy, w czasach cywilizacji sumeryjskiej, kraina Senear została pocięta kanałami wodnymi, które oprócz funkcji melioracyjnych spełniały rolę granic stref wpływów poszczególnych narodów rozproszonych spod wieży Babel. Ogradzały one egoizm ludzi, którzy ponad wspólnotą pochodzenia prędko wznosili bariery odrębności kultury, języka i religii. Wkrótce nad kanałami granicznymi stanęli uzbrojeni obrońcy "wartości cywilizacyjnych”, gotowi raczej umrzeć niż poddać się wpływom tych "zza rzeki”. Gdy dochodziło do konfliktów zbrojnych, zwykle okazywało się, że obrońcy nie dysponowali siłą wystarczającą dla reprezentowania interesów kultury. Wtedy wszyscy chwytali za miecze, aby bronić cywilizacji swego narodu. Dla wzmocnienia determinacji i waleczności żołnierzy poddawano ich patriotycznej indoktrynacji, nie tylko w czasie wojny, ale na "wszelki wypadek” w okresach pokoju również. W taki sposób powstały ideologiczne fundamenty konstrukcji "teraźniejszego świata złego”, fundamenty myślenia narodowego i imperialnego. Przyczyna takiego stanu rzeczy została nazwana wprost przez apostoła Pawła: "Albowiem korzeń wszystkiego złego jest miłość pieniędzy” (1 Tym 6:10). Także i to zło powstało na skutek miłości do pieniędzy. Myślenie narodowe służyło prawie zawsze ochronie materialnych interesów pewnych grup ludzi.

Wraz z narodzinami chrześcijaństwa pojawia się w tym starym, uznanym sposobie myślenia nowa jakość. Do tego czasu religia, przynajmniej dla przywódców politycznych, była wyłącznie instrumentem umacniania granicy strefy wpływów. Toteż prawie nie występowało zjawisko prześladowań religijnych. Poddani prędko nauczyli się zasady, że przejście pod protektorat innego króla oznacza jednocześnie przyjęcie jeszcze jednego boga do swego narodowego panteonu. W kultach politeistycznych nie nastręczało to zresztą większych trudności. Inaczej jednak rzecz wyglądała w judaiźmie i chrześcijaństwie. Kult Jedynego Boga i to Boga "zawistnego w miłości” wykluczał możliwość czczenia boga aktualnie panującego centrum politycznego. Toteż pierwsze prześladowania religijne pojawiają się w czasach Machabeuszy, gdy Seleucydzi, syryjscy spadkobiercy dziedzictwa Aleksandra Wielkiego, postanowili zmusić Żydów do praktykowania greckich form kultu religijnego. Epizod ten jednak nie stanowił szczególnego wyjątku od opisanego powyżej sposobu myślenia, gdyż i tam władcom chodziło raczej o wyznaczenie strefy wpływów politycznych, niż o fanatyczne upowszechnianie religii greckiej. Inaczej rzecz przedstawia się w pierwszych latach nowej ery, kiedy to na scenie życia religijnego tamtego świata pojawia się, jak ją wówczas nazywano, "sekta nazarejczyków” (Dzieje Ap 24:5). Zresztą sam Saul z Tarsu, nazwany później "hersztem” owej sekty, dał niechlubny początek pierwszym prześladowaniom, których dominantą nie były już pobudki materialne, ale ideologiczne. Saul musiał być wśród tych z Cylicji (Dzieje Ap 6:9), którzy nie mogąc sprostać św. Szczepanowi w dyskusji postanawiają doprowadzić do fałszywego oskarżenia o bluźnierstwo i do ukamionowania sprawiedliwego człowieka za to, że ośmielił się wystąpić przeciwko podstawom powszechnie uznanych przekonań religijnych.

Rywalizacja o obietnicę

Wiele lat później apostoł Paweł, już jako zdeklarowany "herszt sekty nazarejczyków”, oceni proroczo tę sytuację na podstawie starotestamentalnej historii Ismaela i Izaaka, która wedle jego słów była alegorią stosunków między Żydami i chrześcijanami: "Ale jako na on czas ten, który się był urodził według ciała (Ismael), prześladował tego, który się był urodził według ducha (Izaaka), tak się dzieje i teraz” (Gal 4:29). Gdzie indziej, w nawiązaniu do tej sprawy, apostoł powołuje się na przykład Jakuba i Ezawa (Rzym 9:6-14). W obu tych przypadkach źródłem nieporozumień między braćmi była rywalizacja o pierwszeństwo do błogosławieństwa ojcowskiego i do dziedzictwa obietnicy Abrahamowej. Zarówno Ismael jak i Ezaw otrzymali błogosławieństwo (1 Mojż 21:13, 27:39-40), jednak jako pierworodni według ciała spodziewali się, iż będzie ono większe niż błogosławieństwo młodszych braci. Gdy okazywało się, że jest inaczej, w sercach pierworodnych rodziła się nienawiść i skłonność prześladowcza. (1 Mojż 21:9, 27:41). Kompleks starszego brata pojawia się również w przypowieści Jezusa o synu marnotrawnym (Łuk 15:25-30). Uczucia tego rodzaju pobudzały Izraelitów do żywienia nienawiści w stosunku do młodszego brata – chrześcijaństwa. Misja Eliasza, połowicznie wykonana w dziele Jana Chrzciciela, miała służyć między innym odwróceniu tych niekorzystnych zjawisk. W obrazie proroctwa o Eliaszu (Mal 4:5-4) żydostwo zajmuje względem chrześcijaństwa pozycję pierwszeństwa opisaną jako stosunek ojca i syna. Proroctwo zwiastujące narodzenie Jana Chrzciciela zawiera między innymi następujące zdanie: "Bo on pójdzie wprzód przed obliczem jego w duchu i w mocy Eliaszowej, aby obrócił serca ojców ku dzieciom” (Łuk 1:17). Częściowe zaledwie powodzenie misji Jana dowodzi, że i druga część dzieła Eliaszowego – nawrócenie serc synów ku ojcom nie spotka się z powszechnym uznaniem i aprobatą chrześcijaństwa, które w czasach ostatecznych musi uznać pierwszeństwo Izraela w prawie do dziedziczenia ziemskiej części Abrahamowego dziedzictwa.

Kompleks młodszego brata

We wspomnianych powyżej proroctwach nie pojawia się jednak w żadnej mierze element nienawiści młodszego brata w stosunku do starszego. Jedynie proroctwo o przyjściu Eliasza sugeruje, że zaistnieje potrzeba nawrócenia serc synów ku ojcom – serc chrześcijan ku Żydom. Na ma jednak żadnej wzmianki o tym, w jaki sposób chrześcijanie – synowie – znienawidzili swych ojców – żydostwo.

Drogi Ismaela i Izaaka oraz Ezawa i Jakuba rozchodziły się dość prędko i później nie występują już między nimi konflikty. Prędko też okazywało się, że drugorzędne błogosławieństwo Ismaela i Ezawa było bardziej wymierne w doczesnych skutkach niż duchowe błogosławieństwo Izaaka i Jakuba. Potomkowie Ismaela, a było ich dwunastu (1 Mojż 25:12-18), prawem miecza prędko weszli w posiadanie ogromnych połaci ziemi "od Hewila aż po Sur” i stali się protoplastami potężnych narodów arabskich, które aż do dzisiaj władają ogromnymi terenami od Nilu do Eufratu i liczą setki milionów ludzi. Izaak zaś, choć został dziedzicem Abrahamowego majątku, miał tylko dwóch synów, a w obiecanej mu ziemi mieszkał do śmierci jako przechodzień i pielgrzym (Żyd 11:9,13). Ezaw, spokrewniwszy się z rodem ismaelowym, prędko wszedł w posiadanie gór Seiru i stał się potężnym możnowładcą, podczas gdy Jakub wiele lat pracował jako najemnik, a później, dysponując już przecież pokaźnym bogactwem, musiał razem z całą rodziną udać się do Egiptu, aby ratować się przed śmiercią głodową. Tak więc duchowe błogosławieństwo wiązało się z wyrzeczeniami i cierpieniem, tymczasem ziemskie przynosiło natychmiastowe, wymierne korzyści. Stąd też bracia nie wchodzili sobie w drogę, łatwo akceptując istniejący stan rzeczy.

Podobnie przedstawiała się historia pierwszych wieków współistnienia chrześcijaństwa i żydostwa. Już wkrótce po roku 70 n.e., kiedy Żydzi znaleźli się w rozproszeniu, trudno byłoby doszukać się w historii śladów nienawiści czy rywalizacji. Wspólny wróg – pogański Rzym – sprawił, że nie było czasu na wzajemne waśnie. Drogi judaizmu i chrześcijaństwa rozeszły się jak drogi Ismaela i Izaaka albo Ezawa i Jakuba. Duchowe aspiracje pierwszych chrześcijan mijały się z wyobrażeniami Żydów o rodzaju Bożego błogosławieństwa. Taki podział obietnicy satysfakcjonowałby obie strony, gdyby nie pewien fałszywy pogląd, który powoli szukał sobie miejsca w świadomości szerokich rzesz ludzi znajdujących się pod wpływem chrześcijaństwa. Stopniowo chrześcijanie zarzucali pierwotnego ducha gotowości do cierpień i wyrzeczeń, starając się o pozyskanie ziemskich wpływów i bogactw. Około IV w. n.e. teolodzy wyczuwają już społeczną potrzebę uzasadnienia prawa do ziemskich aspiracji chrześcijaństwa. Tak rodzi się augustiańska idea Państwa Bożego, które już tu i teraz byłoby reprezentacją ziemskiego królestwa Chrystusa. Pokusa Szatana, nakłaniającego Jezusa do oddania mu pokłonu w zamian za władzę nad wszystkimi królestwami ziemi, okazała się ponad siły wielu chrześcijan z nazwy już po trzystu latach istnienia tej ideologii. Razem z tym zanegowano oczywiście potrzebę ustanowienia ziemskiego królestwa Chrystusa podczas wtórej obecności, a także utrzymywano, że jedyną drogą zbawienia jest podążanie drogą ofiarowania za Chrystusem. Takim sposobem wyłączono Żydów z udziału w dziedzictwie obietnicy Abrahamowej, gdy tymczasem zeświecczone chrześcijaństwo starało się zająć miejsce królestwa ziemskiego zarezerwowanego dla Żydów. Już nie Jakub ani nie Izaak, ale Nierządnica – Wielki Babilon – weszła w drogę Ismaela i Ezawa. Pożądliwym wzrokiem spojrzała na ziemie od Hewila aż po Sur i na górę Seir. W poszukiwaniu ziemskich, doczesnych błogosławieństw natknęła się jednak na potężnego konkurenta – Żyda, potomka Abrahama. I tak zrodziła się nowa nienawiść – popychająca do morderstwa żądza posiadania doczesnych korzyści z udziału w obietnicy Abrahamowej.

W poszukiwaniu własnej tożsamości

Innym czynnikiem antagonizującym chrześcijaństwo i judaizm pierwszych wieków naszej ery była nieświadomość szerokich rzesz chrześcijaństwa. Prędkie pozyskiwanie dla Chrystusa licznych zwolenników powodowało naturalnie obniżenie poziomu świadomości religijnej wśród chrześcijan. Niebawem też okazało się, że zachodzi potrzeba wprowadzenia podziału na duchowieństwo i laikat. Rozwarstwienie to usankcjonowało i tak już niski poziom duchowości i świadomości. Taki stan rzeczy przyczyniał się walnie do ugruntowania fałszywego obrazu żydostwa. Potomkowie Jakuba zaczęli być postrzegani jako przedstawiciele obcej kultury. Odczucia te pogłębiały się wraz z postępującą hellenizacją idei chrystianizmu i tak obie kultury oddalały się od siebie wytwarzając między chrześcijańskim a żydowskim sposobem myślenia i rozumienia Boga nieprzebytą przepaść.

Ubóstwienie Chrystusa, czy wręcz nawet utożsamienie Go z Bogiem Stworzycielem, który objawił się Mojżeszowi na Górze Synaj, sprawiło, że chrześcijanin wymawiając słowo Bóg myślał o innej istocie niż Żyd. Jeśli dodać do tego eksponowanie przez chrześcijan odpowiedzialności Żydów za śmierć chrześcijańskiego Boga, to łatwo można sobie wyobrazić, że taka mieszanina błędów i półprawd musiała z czasem doprowadzić do wybuchów społecznej nienawiści chrześcijan w stosunku do Żydów.

Wrogie nastawienie wywarło też istotny wpływ na judaizm. O ile w pierwszych wiekach rabini adoptowali wiele poglądów głoszonych przez Chrystusa, nie uznając oczywiście Jego mesjańskich aspiracji, a część żydostwa skłonna była nawet widzieć w Jezusie wielkiego rabbiego i nauczyciela, to później, wraz z hellenizacją chrystianizmu, ideologia ta została postawiona przez Żydów w rzędzie kultów pogańskich i w całości odrzucona. Na skutek tego judaizm zaczął oddalać się od świeżości reformy mesjańskiej i posługując się hermetycznym językiem gnozy oddalił się w niedostępne dla innych kultur rejony matafizyki i mistycyzmu. Tak powstała wielka przepaść (Łuk 16:26) uniemożliwiająca praktycznie jakiekolwiek porozumienie między judaizmem i chrześcijaństwem.

Czy chrześcijanin musi być antysemitą?

Każdy współczesny chrześcijanin z pewnością udzieli negatywnej odpowiedzi na tak postawione pytanie. Patrząc z punktu widzenia etyki chrześcijańskiej wydaje się oczywiste, że chrześcijanin nie tylko nie musi, ale wręcz nie może być wrogiem Izraela. Jeśli by uznać oświadczenia chrześcijan w tej sprawie, to trzeba by powiedzieć, że korzenie antysemityzmu zostały już wyrwane i misja Eliasza nie jest potrzebna. Zdaje się jednak, że sytuacja nie przedstawia się tak optymistycznie. Wciąż powtarzające się akty nienawiści wobec członków narodu wybranego przez Boga i nieustanne wykorzystywanie drzemiącego w ludziach antysemityzmu w celach politycznych zaprzeczają temu, co mówią przywódcy społeczności chrześcijańskich. Nie może być zresztą inaczej, skoro nie został usunięty ani jeden z błędów składających się na fundament antyżydowskiego sposobu myślenia. Większość społeczności chrześcijańskich nadal skłonna jest raczej poszukiwać doczesnych korzyści z wyznawania wiary w Jezusa, niż oczekiwać na Jego sposób rozwiązania problemów dręczących współczesny świat. Większość chrześcijan nadal nie widzi żadnej innej możliwości uzyskania zbawienia, jak tylko przez chrzest w śmierć Chrystusa. Wreszcie prawie wszyscy chrześcijanie wierzą, że Chrystus jest tym Bogiem, który pod imieniem Jahwe objawił się Mojżeszowi na Górze Synaj. Wyznawanie i głoszenie tych błędów nadal uniemożliwia prorozumienie chrześcijan i Żydów na płaszczyźnie religijnej. Pozorne pojednanie, o którym dzisiaj wiele się mówi, jest zaledwie wzajemną tolerancją, przy zachowaniu wiekowych uprzedzeń. Jest to pokój, o którym pisali prorocy, pokój pozorny bez istotnego usunięcia przyczyny nieprzyjaźni (Jer 6:14; 8:11; Ezech 13:10). Zasadniczo rację mają Żydzi, z wielką rezerwą przyjmując wszelkie zapewnienia chrześcijan, że nie zamierzają nawracać ich na chrześcijaństwo. Takie zapewnienia w ustach człowieka, który uważa, że każdy, kto nie ochrzci się w śmierć Chrystusa, znajdzie się ostatecznie w piekle, muszą wydawać się kłamliwe. Równie wrogie wobec Żydów stanowisko zajmują ci, którzy co prawda zrozumieli, że Królestwo Chrystusa będzie miało swój ziemski wymiar, lecz jednocześnie samych siebie uważają za spadkobierców tegoż Królestwa (np. Świadkowie i Adwentyści). Czary goryczy dopełniają poglądy takich chrześcijan, jak choćby Mormonów, którzy odsuwając Żydów od obietnicy, sami zajmują ich miejsce, twierdząc iż są zaginionymi dziesięcioma pokoleniami Izraela. Obłuda albo nieświadomość chrześcijan wzbudza zrozumiałą nieufność Żydów i do tej pory uniemożliwia im przyjęcie właściwej postawy wobec Boga.

Fundament przyjaźni Żydów i chrześcijan

Słowo Boże tak Starego jak i Nowego Testamentu w wielu miejscach zapewnia, że Królestwo Boże, ustanowione za pośrednictwem Chrystusa, będzie miało kilka poziomów. Począwszy od swej ziemskiej misji, Pan Jezus budował duchową władzę królestwa niebieskiego. Chrystus według nauki św. Pawła otrzymał po zmartwychwstaniu urząd arcykapłana według porządku Melchizedekowego. Skoro Jego wybrańcy i współbracia podążający drogą ofiarowania są także nazwani kapłaństwem, to znaczy, że swoją misję muszą wypełnić względem wszystkich innych ludzi. Aż dotąd wszyscy chrześcijanie się zgadzają. Dalej jednak następuje istotny rozdźwięk. Chrześcijaństwo próbuje osiągnąć ten cel już teraz, z mizernym zresztą skutkiem, gdy zaś Biblia w wielu miejscach stwierdza, iż Chrystus i jego Kościół spełnią swą kapłańską funkcję w królewskim Tysiącleciu w czasie wtórego przyjścia. Taki pogląd prowadzi zaś do wniosku, że dla prawie wszystkich ludzi, z wyjątkiem "maluczkiego stadka” droga do zbawienia nie będzie wiodła przez cierpienie i śmierć. W radości i pokoju Królestwa Mesjańskiego każdy otrzyma zmartwychwstanie i szansę regeneracji swych sił do tego stopnia, aby mógł żyć wiecznie w posłuszeństwie Bogu i Jego prawu. Takie zrozumienie planu zbawienia oznacza, że Żydzi osiągną swój cel – życie wieczne, bez stawania się chrześcijanami, naśladowcami Chrystusa w drodze cierpienia i ofiarowania swego ciała. Ponadto Żydzi, według Słowa Bożego, przygotowani zostali do spełnienia misji nauczyciela narodów. Choć w tym stanie ducha, w którym znajduje się dziś większa część tego narodu, taką misję nie sposób sobie wyobrazić, to jednak po oczyszczeniu swych serc, będą oni o wiele zdolniejszymi kaznodziejami sprawiedliwości niż członkowie Kościoła. Cała historia tego narodu jest wielkim przygotowaniem do spełnienia tej misji. Chcąc nie chcąc staną się oni wielkim przykładem właściwej drogi sprawiedliwości.

(Daniel Kaleta)