Spotkania Prorockie 1991/2Parada zwycięstwaTrzydzieści tysięcy żołnierzy zwycięskiej armii Stanów Zjednoczonych przemaszerowało ulicami Waszyngtonu i Nowego Jorku. Towarzyszyły im poczty sztandarowe wszystkich krajów koalicji antyirackiej. Wśród nich załopotała także i polska flaga. Nie było białoniebieskiej flagi z gwiazdą Dawida. Dowództwo sił zjednoczonych miało powody do radości i chluby. Przez kilka tygodni na ekranach telewizorów śledziliśmy fantastyczne popisy sztuki wojennej. Technologia i precyzja. Kto wtedy zastanawia się nad tym, że w bunkrze są ludzie. Kilkuset zabitych przy obezwładnianiu milionowej armii uzbrojonej w nowoczesną broń, w tym rakiety mogące przenosić głowice chemiczne i być może bakteriologiczne, to właściwie zerowe straty. Sprawni statystycy prędko podliczą, że więcej by ich zginęło, gdyby przez ten czas jeździli na rowerach albo samochodami. A kilkaset płaczących rodzin – ich łzy osuszą bogate towarzystwa ubezpieczeniowe. Za to bilans po stronie zysków wypada imponująco. Co prawda z kieszeni podatników na operacje "pustynna tarcza” i "pustynna burza” wydano kilkadziesiąt miliardów dolarów, ale to przecież nie są pieniądze stracone. Zużytą na wojnie broń wyprodukowano w USA i trzeba będzie prędko odnowić jej zapasy. Wojna była zawsze źródłem "kokosowych” interesów, nie tylko dla Ameryki. W taki sposób wydatkowane pieniądze z budżetu przełożono tylko z kieszeni podatników do kieszeni właścicieli i pracowników wielkich zakładów zbrojeniowych. Bitwa o Irak, która miał być bitwą obronną, zabezpieczającą zachodnie interesy naftowe na Bliskim Wschodzie, okazała się wojną zdobywczą i ekspansywną. Dziś Stany Zjednoczone dzięki temu zwycięstwu wychodzą z recesji, a prezydent George Bush zapewnił sobie ogromne poparcie społeczne, które pozwoli mu zapewne wygrać kolejne wybory. Z bitwy nad Eufratem świat wyszedł zjednoczony i przekonany o niepokonanej sile zachodniej cywilizacji. Broń radzieckiego olbrzyma, który dotąd straszył świat swą potęgą militarną okazała się prawie bezużyteczna na współczesnym polu walki. Po wojnie nikt już nie ośmiela się podawać w wątpliwość wyłącznego prawa Zachodu do sprawowania kontroli nad światem. Wojna o Irak zapewniła zachodniej cywilizacji poczucie stabilizacji i bezpieczeństwa. Po drugiej stronie został pokonany Irak ze swym niesprawiedliwym przywódcą – uosobieniem zła i ciemnoty. Zachodnia propaganda niechętnie przypomina, że jeszcze wczoraj on i jemu podobni przywódcy biednych krajów cieszyli się ogromnym poparciem Zachodu; kupowali przecież zachodnią broń, rozmieszczali w swych państwach zachodnie wojska, a w zamian dostarczali niedrogą ropę naftową. Dzisiaj jednak okazali się zbyt odważni i niezależni. Przebrali miarę. Saddam zrobił swoje, Saddam musi odejść. Po drugiej stronie został świat biedy. Nie tylko krajów Bliskiego Wschodu, ale wszystkich ludzi, którzy już zapłacili i jeszcze zapłacą za tę wojnę. Fundamentalną zasadą gospodarki rynkowej jest istnienie bogatych i biednych. Wszyscy nie mogą być równo bogaci, bo wtedy zanika dążenie do rozwoju i ekspansji. W kolejce do klubu bogatych ustawiły się kraje obozu postkomunistycznego i te, które w wojnie opowiedziały się po stronie "cywilizacji”. I oto okazało się, że bogactwo ledwo wystarcza bogatym. Gdyby trzeba było równo rozdzielić zyski, to wszyscy musieliby żyć biednie. Na to bogaci nie mogą się zgodzić. Wojna bezlitośnie rozwiała złudzenia biednych. Niepoprawnym idealistom uświadomiła, że polityka to nie zabawa w Mikołaja, a ten kto daje, liczy na to, że odbierze z zyskiem. Wojna oślepiła bogatych. Przekonała ich o niezłomnej sile cywilizacji i przywróciła poczucie bezpieczeństwa zachwiane na chwilę przez niepoprawnego awanturnika i barbarzyńcę. Wojna poszerzyła przepaść, której nie zasypie się dolarami z uroczystych koncertów na rzecz Kurdów. Wojna wytworzyła napięcie, podgrzała temperaturę w szczelnym kotle politycznego układu drugiej połowy XX wieku. "Widzę garniec wrzący, a przednia strona jego po stronie północnej” (Jer 1:13). Energia zgromadzona w stanie wrzenia ostatnich lat musi znaleźć ujście. Od tego ognia zapłoną niebiosa i rozpuszczą się, a żywioły pałające stopnieją. Jakim więc okazać się trzeba w świętych obcowaniach? Drogę przez piec wyznacza ślad trzech młodzieńców i czwartego między nimi – Chrystusa. Ogień, przez który oni przeszli wyniszczał Bożych przeciwników, ale Jego przyjciołom palił związki ciemności. Choć niełatwo jest dziś wyrwać się z pędzącego ku zginieniu świata, obłąkanego pogonią za sukcesem i wygodą życia, to jednak za samo usiłowanie, za trapienie swej duszy grzechami Sodomy, obiecana jest pomoc w przejściu przez rozpalony piec Dnia Pańskiego. "Każdego robota jawna będzie; bo to dzień pokaże; gdyż przez ogień doświadczona będzie, a każdego roboty jaka jest ogień doświadczy” (1 Kor 3:13).
Daniel Kaleta |