Materiały na warsztaty fotograficzne „Zatonie 2012”

Widziałeś go już!

„Widziałeś go już, a jest nim właśnie Ten, co rozmawia z tobą” – Jan 9:37 NB

„Widziałeś go, widziałeś!” Słowa wypowiedziane przez TEN głos odbijały się niespokojnym echem w rozgorączkowanym umyśle młodego człowieka, który jeszcze kilka godzin temu nie wiedział, co to znaczy widzieć.

Od urodzenia znał tylko głosy, zapachy i smaki tego świata. Umiał wyobrażać sobie kształty rzeczy, gdy mógł ich dotknąć. Z czasem zrozumiał, że inni ludzie potrafią rozpoznawać kształty na odległość. Dowiedział się też, że kształty mają kolory, ale nie wiedział, czym są kolory. Zauważył tylko, że niektóre przedmioty były cieplejsze od innych. Powiedziano mu, że te cieplejsze są czarne. Białe było przyjemnie chłodne.

Szata człowieka, który podszedł do niego w ostatnim, najświętszym dniu Sukkot, była przyjemnie chłodna. Chłodne było też to coś mokrego, czym pomazał mu miejsca, którymi inni ludzie umieją rozpoznawać kształty na odległość. Głos człowieka w przyjemnie chłodnej szacie kazał mu udać się do sadzawki Syloe i zmyć coś chłodnego, a wtedy będzie mógł widzieć.

Widzieć? Jak to możliwe? Na jego widok lekarze zwykle stwierdzali: „Tobie, chłopcze, pomóc może jedynie mesjasz”. Jego ślepota była podobno karą, tyle że nie wiadomo za czyje grzechy. Może za grzechy ojców. Ale rodzice się nie przyznawali. Może więc złośliwie kopnął matkę w brzuchu i dlatego urodził się ślepy. Dopóki się nie wyjaśni, kto zgrzeszył, nie można go było uzdrowić. A tylko mesjasz mógł ocenić, kto zawinił, i uzdrowić ślepego od urodzenia. Mógł sobie więc czekać do końca świata.

Tymczasem głos w chłodnej szacie powiedział mu, że będzie widział. Musi tylko obmyć to coś zimnego w sadzawce Syloe. Siedział przy bramie świątyni. Tuż obok było wiele sadzawek, naczyń z wodą. Czemu głos kazał mu udać się do sadzawki na drugim końcu miasta. Żeby tam dojść, trzeba iść po schodach. Nie lubił schodów. Kto mu pomoże zejść? Ruszył jednak. Koniecznie chciał sprawdzić, czy głos w chłodnej szacie mówił prawdę. Przeciskał się między tłumami zmierzającymi w odwrotnym kierunku, w stronę świątyni. Mijające go głosy były wyraźnie poirytowane. Niektóre całkiem głośno komentowały: „Patrz, ma błoto na oczach”, „To ślepiec spod świątyni”, „Ktoś znowu próbuje go uzdrawiać”, „Błotem w sabat!”, „Synowie Beliala, Boga się nie boją i ludzi gorszą”, „Gdyby nie to, że dziś wyjątkowo uroczyste święto, może uzbieralibyśmy kamieni i zajęli się nimi za miastem.” Nie wszyscy rabini byli aż tak restrykcyjni. Pozwalali uzdrawiać w sabat. Ale żeby zaraz nakładać maści, pomazywać błotem. Daj szatanowi palec, to całą rękę ci porwie.

Przy sadzawce Syloe też było wiele głosów. Wszystkie zajęte sobą. Pomogły mu tylko zejść do wody. Zanurzył w jej przyjemnym chłodzie ręce brudne od czepiania się wszystkiego, czego tylko można się było uczepić, ręce zmęczone od oglądania, ręce wrażliwsze od każdych innych rąk. Starannie obmył każdy palec oddzielnie, poczuł przyjemną gładkość skóry i dopiero wtedy podniósł wodę do oczu, by zmyć błoto nałożone przez głos w chłodnej szacie. Raz, drugi, trzeci sięgał ręką do twarzy, aż powoli w jego umyśle zaczęło się robić jaśniej i jaśniej. Z ciemności wyłaniały się kształty – bez dotykania, na odległość – potem kształty nabierały kolorów...

Jeszcze nie wierzył. Ruszył z tłumem z powrotem w kierunku świątyni. W bramie miał swoje miejsce. Teraz nie musiał tu siedzieć, ale chciał ZOBACZYĆ, jak ono wygląda, bez dotykania. Jak wyglądają ludzie – bez dotykania. Jak wyglądają ciepłe i chłodne kolory. Teraz chciał wszystko zobaczyć.

Rozpoznano go. Zaczęła się gehenna pytań i wyjaśnień. Ludzie dajcie mi spokój! Byłem ślepy, a teraz widzę. Nie wiem. Jedno pamiętam z Waszego nauczania: Tylko mesjasz może mi pomóc. Grzesznik nie mógłby mnie uzdrowić. A że błoto nakładał w sabat, że WASZE ustawy przestąpił? Sami to sobie wyjaśniajcie. Sami go szukajcie. Gdyby złamał przykazanie, Bóg by go nie wysłuchał. Byłem ślepy i widzę. Sami sobie powiedzcie, jak to możliwe i czy jest mesjaszem, ja będę patrzył. Wyrzucili go.

Wyszedł przed zabudowania i patrzył, rozglądał się, aż ujrzał w tłumie człowieka w szatach, które były jaśniejsze od innych. Zapewne były przyjemnie chłodne. Człowiek w jasnych szatach wyraźnie go szukał. Głos, który kazał mu udać się do sadzawki zapytał teraz czy wierzy w syna człowieczego. Któż to jest ten „syn człowieczy”, żeby trzeba było w niego wierzyć. W człowieka nie trzeba wierzyć, człowieka można ZOBACZYĆ.

I w tym momencie złączyły się w całość wszystkie elementy układanki jego okaleczonego życia. „Tylko mesjasz może ci pomóc” – to zdanie słyszał po wielokroć, ale w ustach tamtych głosów oznaczało, że będzie ślepcem do końca świata. Tamte głosy nie wierzyły ani w mesjasza, ani w koniec świata. „Tylko Mesjasz” – to przecież ten, którego widzi, ten, który do niego przemawia. I nawet nie poznał, kiedy osunął się na kolana, a jego wyjątkowo sprawny język prędko ułożył się w dwa krótkie słowa: Ma'amin Adoni!

Daniel Kaleta