Materiały na kurs fotograficzny „Zatonie 2012”

Samarytanin

...a ten był Samarytanin. Łuk. 17:16

Pewnie wydaje ci się, jak wszystkim czystym, że nieszczęście łączy. Powiem ci, że się mylisz. Ludzie w rozpaczy potrafią walczyć o swoje jak zwierzęta, zębami i pazurami. Z gardła wydrą ci ostatnią resztkę jedzenia, żeby tylko przeżyć. No, może nie wszyscy. Są wyjątki.

Trędowaty trzyma z trędowatym, gdy ma do czynienia z czystym, ale wewnątrz toczy brutalną walkę o to, który pierwszy dorwie się do ochłapu wystawionego na granicy strefy izolacji. Są układy, klany, hierarchia bezwzględnej siły. Sam nie przeżyjesz. Musisz się włączyć.

Ja przyszedłem z Samarii. Wśród swoich i tak nie miałbym szans. Dawno bym już zdechł z głodu albo został rozszarpany przez jaką dziką zwierzynę. Niektórzy moi ziomkowie chętnie byliby mnie kijami zatłukli, tylko bali się podejść, żeby się nie zarazić.

U Żydów jest lepiej. Chorzy trzymają się stref izolacji, a czyści pomagają. Można przeżyć. Na początku było trudno, bo nie chcieli mnie dopuszczać. A przecież też wierzę w Boga. Niewidzialny, niech Mu będzie chwała, nie mieszka na tej czy innej górze. Ale byłem inny.

Z czasem znalazło się nas kilku takich, co nie pasowali do innych układów. Zmontowaliśmy grupę. Oni byli Żydami. Ale potrzebowali jednego do czarnej roboty. Najgorszego z najgorszych.

Któregoś dnia dowiedzieliśmy się, że będzie koło naszej strefy przechodził słynny rabbi. To okazja. Dużo ludzi, odświętne odruchy dobroczynności. Sam rozumiesz. Inne grupy obstawiły wszystkie drogi koło strefy. Nie dopchasz się.

Jeden z naszych wymyślił, że trzeba się zaczaić na samego rabbiego, zanim dojdzie, jeszcze przed strefą. Pomysł wydawał się bez sensu, bo rabbi to przeważnie biedak. Ważniejsi są pobożni. Ale to była jedyna szansa. Stanęliśmy daleko od drogi i wołaliśmy, żeby się zmiłował. Tak, jak zawsze wołamy. A on tylko kazał nam iść pokazać się kapłanom. I poszedł.

Tyle. Wiadomo było, że to będzie niewypał. Nie pierwszy i nie ostatni. Ale warto było spróbować. Ruszyliśmy z powrotem w stronę strefy. Może uda się jeszcze coś urwać z wystawki. I nie uwierzysz. Po kolei zauważaliśmy, że jesteśmy czyści. Przeklęte plamy znikały jedna po drugiej. Mówię ci, szok. W jednej chwili jesteś czysty. Możesz zrzucić przeklęte oznaki trędowatego i wrócić do żywych. Trzeba się tylko oczyścić przed kapłanem.

Hmm... to znaczy, moi kumple mogli się oczyścić, bo byli Żydami. Natychmiast wyrwali do najbliższego miasta kapłańskiego. A ja, co miałem zrobić, do kogo pójść? Na górze Garizim nie mamy nikogo od oczyszczeń po trądzie. Wróciłem więc do rabbiego.

A tu tłum wokół niego się ciśnie, jedni zamyśleni, inni jednym uchem słuchają, na głos się śmieją. A on mówi: Królestwo Boże pośród was jest. Kochany, królestwo Boże to ja miałem, bo wróciłem do żywych. Padłem więc na twarz i wielbiłem Boga. A co miałem robić? Chwaliłem też głośno rabbiego, bo przecież powiedział nam, żebyśmy się pokazali kapłanowi, czyli wiedział, że wyzdrowiejemy.

I wtedy, nie uwierzysz, podszedł do mnie i pyta się, czy tylko ja wyzdrowiałem. Hmm... pyta. Przecież wiedział. Do kapłanów nas wysłał. I potem jeszcze mówi, czemu tylko ja wróciłem. Przecież ich wysłał do kapłanów. A ja gdzie miałem pójść. Powiedziałem mu: Panie, oni Żydzi, poszli do kapłanów, a ja? Ja, Panie, jestem... Samarytanin.

Daniel Kaleta