Materiał do rozważań na warsztaty „Zbór moim domem”, 2011Tłumaczenia Pisma ŚwiętegoTłumacz Pisma Świętego napotyka przy swojej pracy na znacznie większe trudności niż każdy inny tłumacz literatury. 1. Ma on do czynienia z tekstem w językach starożytnych – hebrajskim (aramejskim, syryjskim) oraz greckim, które co prawda są do dzisiaj w użyciu, ale znacznie zmieniły się na przestrzeni owych tysięcy lat. Powoduje to, że często znaczenia słów nie są pewne, formy gramatyczne niejednoznaczne, a zwłaszcza zabarwienie emocjonalne słów trudne do odtworzenia. (a) Pisarze starożytni odwoływali się do znanej im rzeczywistości, nazywali zwierzęta, rośliny, przedmioty, czynności, które dzisiaj częściowo już całkowicie zanikły i znamy je jedynie z opisów historycznych. Dobranie dzisiaj właściwego słowa wymaga pracy często „wykopaliskowej”. (b) Znaczenia słów zmieniały się na przestrzeni wieków (jak choćby polskie 'zapamiętać' i 'zapomnieć', które na przestrzeni ostatnich kilku wieków całkowicie wymieniły się swoimi znaczeniami). Tłumacz musi więc odtworzyć na podstawie literatury historyczne znaczenia słów. (c) Formy gramatyczne częściowo zanikły lub zostały uproszone. Również ich zastosowanie się zmieniało. I tutaj tłumacz musi być jednocześnie „archeologiem”, który rekonstruuje sens wypowiedzi, a nie tylko ją tłumaczy. (d) Najtrudniejszym jednak zadaniem dla tłumacza jest odtworzenie emocjonalnego zabarwienia słów. Inaczej brzmi dla nas np. słowo „głupi” inaczej „niedorzeczny” a jeszcze inaczej „dureń”. Tłumacz musi „niestety” zdecydować się na jedno słowo i dobrać takie, które najbliższe jest – wedle jego wyczucia – oryginalnemu zabarwieniu słowa. Ponieważ nie mamy zbyt wielu dokumentów w językach starożytnych, a zwłaszcza takich, które przekazywałyby popularne zabarwienia słów, to zadanie to jest praktycznie niewykonalne. Owszem mamy sporo literatury w języku greckim, ale napisana ona została przeważnie przez ludzi wysoko wykształconych oraz w bardzo różnych miejscach i na przestrzeni tysiąca lat (VII pne do IV ne). My zaś potrzebujemy zrekonstruować zabarwienia słów wśród prostej, żydowskiej ludności greckiego i hebrajskiego Wschodu. W obrębie języka hebrajskiego sytuacja jest już całkowicie beznadziejna, gdyż poza Biblią nie dysponujemy prawie żadnymi innymi dokumentami z epoki proroków. Musimy więc polegać na tradycji odczytywania tekstu, a nie na rzeczywistej wiedzy wywodzącej się z badań zapisów epoki. 2. Tłumacz nie ma jednoznacznie pewnego tekstu, którego użyje do tłumaczenia. Musi się zdecydować na jeden z wariantów. W przypadku tekstu ST będzie to albo tradycyjny, żydowski tekst masorecki (przechowywany tradycyjnie wśród uczonych i rabinów i ustalony ostatecznie około VI-VII w. naszej ery), albo rekonstruowany współcześnie tekst bazujący na wiedzy lingwistycznej i syntezy z innymi tekstami (np. Samarytańskim) i starożytnymi tłumaczeniami, jak np. Septuaginta. W przypadku tekstu greckiego NT tłumacz będzie musiał wybrać między tekstem mieszanym, rekonstruowanym na podstawie wielu rękopisów i wiedzy lingwistycznej, lub zdecyduje się na jeden ze starożytnych rękopisów, np. Synaicki. Inni jeszcze, jak na przykład katoliccy tłumacze przed Soborem Watykańskim II. zmuszeni byli trzymać się starożytnego tłumaczenia łacińskiego, tzw. Wulgaty, która przez oficjalny Kościół rzymski uważana była za jedyny tekst natchniony. Tłumaczenie na język współczesny będzie oczywiście mocno zależne od wyboru jednego tekstu oryginalnego, który często odrobinę różni się od pozostałych. 3. Tłumacz jest nie tylko narażony, ale wręcz zobowiązany do przekazywania pewnej lokalnej i wyznaniowej tradycji interpretowania tekstu. Często ta cecha tłumaczenia uznawana bywa za wadę. Trzeba być jednak świadomym, że uniknięcie tej „skazy” jest praktycznie niemożliwe. Każdy z nas rozumie Biblię zgodnie z tradycją swojego czasu i otoczenia. Oczywiście takie, a nie inne, rozumienie tekstu przyjmujemy najczęściej w pełni świadomie, ale przecież to jest właśnie przychylenie się do jakiejś „tradycji” lub też próba tworzenia nowej. Dla żydowskich tłumaczy wpisywanie do tłumaczenia tradycji czytania tekstu jest nie tylko możliwością, ale wręcz obowiązkiem. Dla nich tekstem świętym jest zapis hebrajski. Jeśli wykonują tłumaczenie, to właśnie po to, by przekazać „poprawną” tradycję rozumienia tekstu. Wpisują więc do tłumaczenia czasem w nawiasach kwadratowych, a często nie, całe talmudyczne komentarze do tekstu. Taką samą filozofię stosują tłumacze katoliccy, którzy czują się zobowiązani do przekazania w tłumaczeniu tradycji czytania tekstu od czasów pierwszych, uznawanych przez ich Kościół interpretatorów Biblii. Również tłumacze, którzy zarzekają się, że ich tłumaczenia nie mają nic wspólnego z interpretacją i teologią, oszukują albo samych siebie, albo swoich czytelników. Ponieważ tłumacz w wielu miejscach musi zdecydować się na jedną z wielu możliwych wersji znaczenia danego fragmentu, to wybiera oczywiście taką, którą uznaje za słuszną. W sposób naturalny i oczywisty jest to wybór tradycyjny i teologiczny, a nie tylko i wyłącznie filologiczny, gdyż tłumacze są przeważnie ludźmi szczerze wierzącymi. 4. Tłumacz tekstu Świętego porusza się na bardzo grząskim gruncie. Ludzie, którzy będą czytali jego dzieło, nie tyle będą szukali akcji, poznania i zrozumienia treści, ale będą porównywać jego sposób przekazu do własnych wyobrażeń znanego już im najczęściej tekstu oraz porównywać go z innymi znanymi im przekładami. Poza tym tekst ten jest dla nich najczęściej najwyższą świętością, będą więc ważyć każde słowo, będą go rozbierać na części pierwsze i oglądać pod lupą. Ludzie ci często poczują się obrażeni, gdy nie użyje odpowiedniego słowa, gdy przetłumaczy zbyt popularnie („gazetowo”) lub też zbyt podniośle. Ludzie ci będą chcieli medytować nad jego tekstem, będą chcieli go używać w swoich modlitwach, rozmowach z Bogiem oraz innymi wierzącymi. Dlatego musi im dać tekst, który jest również w szacie językowej odpowiednio „święty”. Bywało, że o słowa użyte w tłumaczeniu toczyły się teologiczne, a nawet literalne wojny. Z jednej więc strony tłumacz świadomy tej historii nie będzie chciał podsycać tych sporów, ale z drugiej przecież będzie chciał pozostać wierny swej wyznaniowej tradycji. I tak np. tłumacz Biblii Gdańskiej będzie tłumaczył greckie „ekklesia” na „zbór”, tam gdzie katoliccy tłumacze napiszą „kościół”. Biorąc pod uwagę powyższe wszystkie powyższe trudności (i pewnie jeszcze wiele innych niewymienionych powyżej), czytelnik przekładu Biblii, który nie zna języków oryginalnych i zmuszony jest do korzystania z przekładów, powinien koniecznie zachować kilka podstawowych zasad. 1. Podstawą nauki, nie tylko biblijnej, jest pokora. Czytelnik przekładu musi koniecznie uznać, zwłaszcza w przypadku przekładów popularnych, które przetrwały próbę historii, że tłumacz był osobą kompetentną, szczerą i pragnącą przekazać swojemu czytelnikowi dobrą wersję tekstu w jego języku narodowym. Założenie to wynika nie tylko z zaufania do ludzi, którzy na ogół chcą dobrze wykonać swoją pracę, zwłaszcza tak zaangażowaną ideologicznie, ale także z zaufania do Boga, który przecież cały czas dbał o to, byśmy dostali Biblię w takiej formie, która pozwoli nam poznać Jego samego, Jego Syna i wspaniałe zamierzenie stwórcze i zbawcze Najwyższego. Do pokory należy nie tylko uznanie, że inni ludzie kierowali się dobrymi intencjami, ale także ostrożne szacowanie swoich własnych umiejętności. Krótko mówiąc autor niniejszych uwag z całego serca zachęca wszystkich czytelników tłumaczeń Biblii do próby zrozumienia, jakimi kryteriami kierowali się tłumacze, do przypisania im dobrych intencji, gdyż to pozwoli im lepiej zrozumieć tekst, z którym obcują. Osoba, która nie zna przynajmniej dwóch lub lepiej trzech języków w takim stopniu, by móc sprawnie czytać w tych językach, powinna z zaufaniem i pokorą oddać szacunek ludziom, którzy wiele lat poświęcili na poznawanie wielu języków, w tym języków starożytnych po to, by udostępnić nam Biblię w naszym narodowym języku. Przestrzega się też takie osoby, nieposiadające przynajmniej dobrej orientacji językowej, niezłej znajomości kilku języków i dobrej znajomości zagadnień gramatycznych, przed wyciąganiem zbyt pochopnych wniosków z użycia narzędzi typu konkordancje, słowniki, programy tłumaczące i inne pomoce. W przypadku niedoborów własnej wiedzy można co najwyżej posłużyć się powyższymi pomocami do próby wyboru właściwego istniejącego tłumaczenia, jeśli mamy do wyboru kilka wersji. Zwłaszcza należy przestrzec przed próbą podstawiania w rozważanych miejscach znaczeń słowa wywodzących się z innych. Niedawno spotkałem się np. z próbą wyciągania wniosków ze słów użytych w Łuk. 19:12 i 19:13, tłumaczonych w BG na „zasię się wrócić” oraz „przyjechać”, które wskazywałyby na różne etapy powrotu Jezusa. To bardzo trudna i zwodnicza droga interpretacji Biblii. Znaczenie słów często zależy od form gramatycznych, od współbrzmienia z innymi słowami oryginalnymi oraz od gramatycznego kontekstu (liczby, rodzaje). Wszystkie te elementy i wiele innych niedostępne są dla czytelnika nie znającego języka oryginalnego. Dlatego nie wolno próbować podstawiać w badanym miejscu dowolnego znaczenia słowa wybranego ze słownika czy konkordancji. Niestety są tylko dwa wyjścia: Albo poświęcić przynajmniej kilka lat na naukę języków (przy założeniu posiadania pewnych uzdolnień w tym kierunku) albo zaufać tłumaczom. Tym bardziej, że w dzisiejszych czasach jesteśmy bardzo błogosławieni różnorodnością tłumaczeń i można łatwo na ich podstawie wyrobić sobie opinię o możliwych tłumaczeniach danego fragmentu. 2. Mając na uwadze wspomnianą powyżej pokorę, warto jednak zadać sobie nieco trudu, by rozpoznać, jakimi kryteriami przy doborze tekstu oryginalnego oraz jaką metodą przekazu posługiwali się tłumacze. Polskich tłumaczeń nie mamy aż tak wiele i prędko można się zorientować, że np. tłumaczenie Tory przez Pekarica przekazuje tradycję talmudyczną, tłumaczenie Biblii Tysiąclecia hołduje w NT tradycji katolickiej, a w ST często zbliża się do tradycji żydowskiej, że Biblia Gdańska bywa często tłumaczeniem dosłownym i literalnym, co wcale nie zawsze bywa zaletą, a Nowy Przekład Brytyjski próbuje połączyć wiele różnych tradycji i wprowadza przy tym nieco zamieszania. Ksiądz Kowalski będzie próbował przekazać Słowo Ewangelii współczesnym, wyrazistym językiem, Biblia Nowego Świata zdradzi nam wiele tajemnic oryginalnych interpretacji organizacji reprezentowanej przez jej tłumaczy. Psałterz Kochanowskiego będzie rytmizował i rymował tekst, by łatwiej go było zapamiętać czy zaśpiewać, podczas gdy Staff czy Miłosz będą szukali złotego środka między poetyckim językiem a jednak wiernością tłumaczenia. W ten sposób można zaprzyjaźnić się z różnymi tłumaczeniami i świadomie sięgać po te z nich, które najlepiej artykułują nasze własne potrzeby. Warto przy tym jednak pamiętać, że tłumaczenie, które dobieramy wedle własnych preferencji, czy nawet pewnej wiedzy o podstawowym tekście, wcale nie musi być najsłuszniejsze i najprawdziwsze. Nasze odczucia bowiem również mogą nas mylić. 3. Warto dokładnie czytać przedmowy do tłumaczeń, ich historie, zapoznawać się z życiorysami tłumaczy. To pozwoli nam lepiej ocenić, jaką metodę stosuje dane tłumaczenie. Dzięki temu będziemy umieli zastosować odpowiednie filtry, by wyłowić specyficzne elementy danego tłumaczenia. W przedmowach znajdziemy przeważnie informację o tym, jaki tekst stanowił podstawę tłumaczenia, jakimi kryteriami językowymi kierowali się tłumacze, jakie stosowali słownictwo, czy terminologię. Jako przykład różnego podejścia tłumaczy do tekstu można podać np. 1 Sam. 13:1. To, co Biblia Gdańska pilnie i wiernie przetłumaczy za tekstem hebrajskim: „Saul tedy pierwszego roku królowania swego (bo tylko dwa lata królował nad Izraelem)”, Nowy Przekład zaokrągli wedle jakiejś koncepcji rekonstrukcyjnej: „Saul miał pięćdziesiąt lat, gdy został królem, i dwadzieścia dwa lata panował nad Izraelem”. A Biblia Tysiąclecia pozostawi pewne elementy nierozstrzygnięte sugerując niekompletność tekstu: „Saul miał... lat, gdy został królem, a dwa lata panował nad Izraelem.” Podobne przykłady znajdziemy w Zach. 6:6 (uzupełnienie brakujących zdaniem tłumacza NB zaprzęgów i kierunów), czy Zach. 9:1, gdzie słowo ADAM „człowiek” zostało podmienione na zasadzie podobieństwa na ARAM, „Syria”. 4. Przy całej uwadze, jaką należy poświęcić na studiowanie Biblii, również na zagłębianiu się w różne wersje tekstu, warto pamiętać, że w gruncie rzeczy różnice te nie są aż tak znaczne. Można chyba z przekonaniem zaryzykować stwierdzenie, że człowiek szczerze wierzący w Boga i w natchnienie Biblii pozna „całą prawdę” zapoznając się z tekstem tylko w oparciu o jedno tłumaczenie. Być może to, czy inne miejsce będzie rozumiał niekompletnie lub nawet źle, ale kto z nas może powiedzieć, że wszystkie miejsca Biblii rozumnie poprawnie? Nie przeszkodzi mu to jednak w poznaniu Boga i Jego świętego zamierzenia względem człowieka. Decydująca tu jest nie tyle jakość tekstu, którym dysponujemy, bo wszystkie znane mi teksty Biblii są wystarczająco dobre, ale raczej szczerość czytającego, jego gotowość do przyjęcia tekstu takim, jaki jest i starania się z całej siły i z pomocą Bożą o jego zrozumienie. To właśnie zrozumienie i interpretacja, lub też niezrozumienie i błędna interpretacja, są głównymi źródłami nieporozumień przy poznawaniu Biblii, a nie niedokładność tłumaczeń. Zaufajmy Bogu, że On sam najlepiej zadba o nasze zrozumienie Biblii. Nie zaniedbujmy żadnej możliwej i osiągalnej dla nas metody zbliżenia się do świętego tekstu. Pamiętajmy jednak, że to moc ducha świętego, a nie nasz ludzki rozum, powinna być przewodnikiem po kartach Biblii, czyniącą z niej czyste okno, przez które można ujrzeć niebo i mieszkającego w nim Boga. Daniel Kaleta |