Zaplanowane do „Na Straży”, na bazie wykładu okolicznościowego 2009

Dzień zabijania Baranka

„Pierwszego tedy dnia przaśników, gdy baranka wielkanocnego zabijano, rzekli mu uczniowie jego: Gdzie chcesz, abyśmy szedłszy nagotowali, żebyś jadł baranka?” – Mar. 14:12.

Był czwartek rano, według niektórych rachub 14 Nisan. Oficjalne kalendarze mówiły co prawda, że 14 Nisan, dzień zabijania ofiary paschalnej, przypadnie nazajutrz, ale inni uważali, że 14 dzień po nowiu przypada właśnie w czwartek. I też mieli rację. To dlatego uczniowie sami wiedzieli, kiedy przyjść do Jezusa z pytaniem o przygotowanie Paschy.

Gdzie chcesz spożyć Paschę? O czym pomyślał Jezus, gdy usłyszał to pytanie? Dla Niego rozpoczynał się najważniejszy dzień ziemskiego życia, najdłuższy dzień, składający się właściwie z dwóch dni i jednej nieprzespanej nocy. Miał to być dzień smutnych wzruszeń przy paschalnym stole, dzień samotności w Getsemane, dzień zdrady przyjaciela, wzgardy sanhedrynu, niesprawiedliwości rzymskiego namiestnika, poniżenia przez żołdaków, bólu biczowania i straszliwej krzyżowej śmierci.

Gdzie chcesz spożyć Paschę? Jego osobista Pascha, czyli przejście, miało dokonać się na krzyżu. Miał zostać zabity nie tak, jak zabijano baranki – uroczyście, z zachowaniem reguł czystości, w świątyni, wedle wszelkich reguł. On, Baranek przygotowany od założenia świata, miał być zabity w sposób haniebny – przez powieszenie na drzewie, miał zostać niesprawiedliwie osądzony, z pominięciem wszelkich reguł, wyśmiany i pogardzony. Jego gorzkimi ziołami miała być woda z octem, a chlebem – gąbka. Tyle tylko, że nie połamano mu kości, by w całej pełni wykonały się paschalne proroctwa.

Jezus od samego początku swej misji wiedział, że będzie musiał cierpieć i umrzeć haniebną śmiercią. Ale wiedza nie zabezpiecza przed drżeniem serca wtedy, gdy wybija godzina próby. Każdy z nas zna uczucie tremy np. przed trudnym egzaminem. Przygotowywaliśmy się długo, właściwie wszystko umiemy. Gdy jednak przychodzi ten moment, w sercu pojawia się drżenie niepewności. A ludzkie uczucia przed narkozą i operacją? Lekarze mówią, że to zabieg kosmetyczny, że zawsze się udaje. Mimo to boimy się, gdy otwierają się przed nami drzwi sali operacyjnej. Jezus był Człowiekiem. Czy odczuwał coś właśnie takiego, gdy nadszedł TEN dzień?

Gdzie chcesz spożyć Paschę? Słysząc to pytanie Jezus mógł też pomyśleć i o czymś innym. Jego cierpienie i złamane życie miało stać się ofiarą za grzech świata. Zakonna ofiara za grzech ludu spalana była za obozem. On wiedział, że tak właśnie będzie cierpiał, przy drodze, na oczach wszystkich przechodniów. Ale tłuszcz takiej ofiary miał zostać wcześniej spalony na ołtarzu dziedzińca, gdzie z wdzięcznością przyglądali się temu kapłani i lewici. Być może zanim miało się zacząć Jego cierpienie za bramą Jerozolimy, pragnął w samym środku miasta, na wzgórzu Syjon, spalić tłuszcz swojej ofiary przed najbliższymi przyjaciółmi. Może chciał im jeszcze raz dobitnie ukazać, jak ważna i jak wspaniała będzie dla nas wszystkich ofiara Jego cierpienia i śmierci.

I dlatego „posłał Piotra i Jana, mówiąc: Poszedłszy nagotujcie nam baranka, abyśmy jedli...

gdy do miasta wchodzić będziecie, spotka się z wami człowiek, niosący dzban wody; idźcież za nim do domu, do którego wnijdzie... tamże nagotujcie” (Łuk. 22:8-12).

Uczniowie mieli pójść do domu, do którego noszono wodę. Woda była ważna w czasie paschalnej wieczerzy. Potrzebna była nie tylko do picia, płukania potraw i naczyń, ale także w trakcie samej uroczystości dwukrotnie obmywano ręce. Jezus chciał obchodzić Paschę w domu, do którego przynoszona była woda.

A czy do naszych domów noszona jest woda? Czy Jezus chciałby obchodzić Paschę w naszym domu, w naszym zgromadzeniu. Czy mamy w naszych społecznościach dostatek wody ducha i prawdy, by w niej obmywać nasze błędy, by oczyszczać nią duchowy pokarm, który spożywamy, by obmywać ręce i nogi od światowości, zanim przystąpimy do Bożej służby? Jeśli tak, to Jezus z pewnością chętnie zasiądzie przy naszym stole i będzie razem z nami wieczerzał.

Piotr i Jan mieli teraz sporo pracy. Musieli udać się do bram Jerozolimy, znaleźć człowieka z dzbanem oraz wskazaną przez niego gospodę. Trzeba było na miejscu sprawdzić, w jaki sposób przygotowana jest sala, czy są naczynia, czy zgromadzone jest drewno na opał. Następnie musieli udać się na targ, by zakupić baranka, gorzkie zioła maror, jarzynę karpas, jeszcze jeden rodzaj gorzkawych jarzyn chazeret, suszone owoce i orzechy na charoset, przyprawy, wino oraz co najważniejsze – przaśny chleb. Może tylko kupili mąkę, z której sami upiekli przaśniki. A musiało ich wystarczyć dla dwunastu osób na co najmniej trzy dni, aż do dnia po sabacie. Być może też musieli się zatroszczyć o opał. Po zaniesieniu tego wszystkiego do wynajętej sali, trzeba było przygotować gorzkie zioła, rozdrabniając je i mieszając z oliwą, z suszonych owoców i orzechów zrobić słodką pastę, łagodzącą gorycz ziół, następnie wszystko opłukać, posprzątać i ustawić na niskim stole otoczonym siedziskami z poduszek.

Gdy już wszystko było gotowe, zawiadomili pozostałych uczniów i Jezusa. Być może jeden z nich w tym czasie udał się do Świątyni, by zdążyć na trzecią godzinę po południu na zabijanie ofiar. Nawet jeśli tylko jakaś niewielka grupa w tym czasie, o jeden dzień wcześniej niż większość pielgrzymów, zabijała paschalne baranki, to nie musiało to wzbudzać żadnej sensacji, gdyż pielgrzymi oprócz paschalnej ofiary często składali również inne ofiary, które także były zabijane w Świątyni. Jedyna różnica polegała na tym, że zabitego baranka paschalnego nie oprawiano w Świątyni, nie porcjowano, ale w całości zabierano do domu wraz z odrobiną krwi do pomazania odrzwi. Gdy wrócili, zapadał już wieczór. Jezus z uczniami przybyli już na miejsce. Ogień był rozpalony. Trzeba było tylko pomazać odrobiną krwi odrzwia pomieszczenia, oprawić baranka i przed zmierzchem rozpocząć pieczenie.

„A gdy przyszła godzina, usiadł za stół, i dwanaście Apostołów z nim. I rzekł do nich: Żądając żądałem tego baranka jeść z wami, pierwej niżbym cierpiał.” (Łuk. 22:14-15)

Gdy tylko zapadł zmierzch, a na niebie ukazały się trzy pierwsze gwiazdy, mogła rozpocząć się paschalna wieczerza. Baranek musiał się jeszcze jakiś czas piec, ale jego mięso było jedzone nieco później. Na samym początku wieczerzy gospodarz domu, czyli w tym wypadku Jezus napełniał kielichy wszystkich uczestników winem i wypowiadał błogosławieństwo na całe świąteczne obchody. Jezus, zapewne jeszcze przed tym błogosławieństwem, wyraził swoje uczucia słowami: „Żądając żądałem tego baranka jeść z wami, pierwej niżbym cierpiał”.

Również i z nami Jezus pragnie spożywać Wieczerzę, zanim przypadnie rocznica Jego cierpienia i śmierci. To właśnie dlatego spotykamy się na Pamiątkę wieczór wcześniej, niż przypada żydowska wieczerza paschalna. Upamiętniamy w ten sposób kolejność tamtych wydarzeń. Jezus najpierw ustanowił Pamiątkę, następnie udał się na modlitwę do Getsemane, a dopiero potem był wydany i cierpiał aż do śmierci krzyżowej około godziny trzeciej po południu następnego dnia.

Gdy opuścimy salę, w której obchodzimy tę Pamiątkę, pozostańmy z Jezusem. Czuwajmy z Nim i módlmy się przynajmniej przez jedną godzinę. Nazajutrz wspominajmy Jego cierpienie, konanie w skwarze popołudniowych godzin, a potem z wiarą i nadzieją czekajmy na trzeci dzień – dzień Jego zmartwychwstania. Być może w ten sposób choć po części odpowiemy na Jego uczucia: „Żądając, żądałem tego baranka jeść w wami.”

To właśnie przy wznoszeniu owego pierwszego kielicha uczty, po wygłoszeniu błogosławieństwa, Jezus powiedział prawdopodobnie słowa, które Łukasz umieszcza na samym początku paschalnej wieczerzy: „A wziąwszy kielich i podziękowawszy, rzekł: Weźmijcie to, a podzielcie między się. Albowiem powiadam wam, że nie będę pił z rodzaju winnej macicy, aż przyjdzie królestwo Boże” – Łuk. 22:17-18. To smutne pożegnanie Jezusa, pełne jest nadziei na spotkanie w Królestwie, gdy nie będzie już cierpienia i śmierci. Ludzie będą korzystać z ofiary Baranka, ale nie będą już łamać Jego ciała i pić Jego krwi. Nowe wino Królestwa będzie samą radością i błogosławieństwem.

Po wypiciu pierwszego kielicha wina zwyczajowo gospodarz, a często także wszyscy uczestnicy wieczerzy, obmywali ręce. Dlatego uczniów z pewnością nie zdziwiło, że Jezus wziął naczynie z wodą oraz płócienną chustę. Spodziewali się, że czerpiąc z niego wodę kubkiem poleje sobie ręce nad miednicą, a potem poda naczynia i ręcznik uczniom, by uczynili to samo. Tymczasem zaś Jezus „nalał wody do misy i począł umywać nogi uczniów i wycierać prześcieradłem, którym był przepasany” – Jan 13:5.

Znaczenie tego gestu Jezus objaśnił sam. Był to znak pokory i gotowości wykonywania nawet najniższych posług: „Jeżeli więc Ja, Pan i Nauczyciel, umyłem wam nogi, to i wyście powinni sobie nawzajem umywać nogi” – Jan 13:14. Misja Jezusa była przepełniona symbolicznymi gestami. Być może i w tym wypadku umycie nóg, dołożone do zwyczajowego w tym momencie paschalnej wieczerzy obmywania rąk, miało głębsze znaczenie. Kapłani w świątyni usługiwali boso. Dlatego przed służbą obmywali ręce i stopy (2 Mojż. 30:19). Uczniowie zgodnie z przepisami paschalnymi mieli zapewne na nogach sandały. Teraz musieli je zdjąć i boso, z obmytymi przez Jezusa nogami mieli przystąpić do kapłańskiej służby w nowej duchowej świątyni.

Po obmyciu uczestnicy wieczerzy dzielili się przygotowanym warzywem karpas, które jedli mocząc go w słonej wodzie. Słona woda jest symbolem potu i łez. Zwykle Izraelici myślą o pocie i łzach przelanych w Egipcie. Ale Jezus myślał być może także o swych łzach przelanych nad Łazarzem, nad Jerozolimą, a także nad wieloma innymi tragediami nieszczęsnego rodzaju ludzkiego. Zapewne czuł już na plecach pot, którego krople niedługo miały zrosić suchą ziemię oliwnego ogrodu? Czy i my w takim momencie nie powinniśmy pomyśleć o słonych łzach i krwawym pocie Człowieka Jezusa?

Następnie gospodarz uczty przełamywał jeden z przygotowanych przaśnych chlebów, odkładając na bok odłamaną część macy. Była ona także często ukrywana, by po zjedzeniu głównego posiłku podzielić i spożyć tę część ukrytego i znalezionego chleba. W znaczeniu duchowym Żydzi posiadali już częściową znajomość „przaśników szczerości i prawdy”. Jednak ta najważniejsza prawda o Mesjaszu i odkupieniu przez Jego śmierć została ukryta. Dopiero Jezus miał ją objawić, sam stając się owym ukrytym, złamanym chlebem.

Teraz napełniano drugi kielich, przy którym opowiadano o niewoli egipskiej, o plagach, o wyswobodzeniu, o wielkim odkupieniu, które stało się udziałem Izraela. Zwyczajowo dzieci pytały o znaczenie wszystkich paschalnych obrzędów, a dorośli im odpowiadali. W wieczerniku nie było jednak dzieci. Czy Jezus, na którym przecież również wypełniło się proroctwo o powołaniu syna z Egiptu, tłumaczył uczniom, czym jest duchowa niewola egipska i na czym polega prawdziwa wolność synów Bożych? Nie wiemy. Wiemy jednak, że takie duchowe znaczenia kryją się w historii wyjścia z Egiptu. Wszyscy byliśmy w niewoli grzechu. Bóg nas wyswobodził, osuszając pod naszymi nogami morze śmierci. Teraz pod Jego opieką zmierzamy ku duchowej wolności górnego Jeruzalem. Dla nikogo z nas nie ziściła się jeszcze w pełni obietnica osiągnięcia całkowitej wolności od grzechu, śmierci i zniewolenia niedoskonałością. Tylko Jezus, nasz Przewodnik, wszedł do prawdziwego odpocznienia wolności i obiecał: „Wezmę was do siebie, żebyście, gdziem ja jest, i wy byli” – Jan 14:3.

Teraz jeszcze raz wszyscy, tak jak poprzednio, obmyli ręce, by w czystości przystąpić do jedzenia. Po wypowiedzeniu błogosławieństwa nad chlebem uczestnicy wieczerzy najpierw w pośpiechu zjadali po kawałku przaśnego chleba, a potem spożywali gorzkie zioła maror maczane w charoset – słodkiej paście z suszonych owoców. Przaśniki są symbolem Prawdy, maror – cierpienia, a charoset przypominające glinę, z której Izraelici robili cegły, jest symbolem ciężkiej pracy, służby.

Przystępując do kapłańskiej służby, Jezus najpierw zapoznał się z Prawdą Bożego zamierzenia. Gdy zaczął je realizować, spotkały Go cierpienia dla Prawdy. Osłodzone one były jednak poczuciem służby. Przekonanie, że cierpienie służy lepszej sprawie przyszłego Królestwa, pomagało Mu zapewne znosić nawet najbardziej gorzkie upokorzenia. Uczniowie jako podkapłani, a wraz z nimi i my, musimy podążać śladami Jezusa – przez poznanie Prawdy do życia i gorzkiego cierpienia w Prawdzie, osłodzonego jednak poczuciem misji w wielkim dziele zbawienia całej ludzkości.

Na koniec tej części Izraelici spożywali przaśniki i gorzkie zioła zanurzane w słodkiej paście z suszonych owoców jednocześnie w postaci tzw. kanapki korech. Prawdopodobnie w tym właśnie momencie, gdy zanurzano chleb z gorzkimi ziołami w charoset, Jezus podał taką „kanapkę” Judaszowi, dając mu znać, że wie o jego zdradzie. Ręka Jezusa z kawałkiem gorzkiego chleba osłodzonego miłością i gotowością przebaczenia była ostatnią propozycją pojednania. Jezus cierpiał. Zdradzał Go jeden z najbliższych przyjaciół. Jednak nawet w tym momencie nie zapomniał o miłości i przebaczeniu. Judasz odtrącił tę miłość. W chlebie wyczuwał jedynie gorycz maror – strach przed cierpieniem. Wtedy też pośpiesznie opuścił salę i nie uczestniczył już w dalszych uroczystościach.

Postawa Judasza jest dla nas wszystkich poważnym ostrzeżeniem. Świadome cierpienie to wielkie wyzwanie. Judasz mu nie sprostał. Być może wielu z nas jest zagrożonych tym, że zabraknie nam wytrwałości w znoszeniu przeciwności. Gdy tylko czujemy, że słabniemy, przypominajmy sobie, że gorzkie zioła należy jeść z przaśnikami Prawdy. Sięgajmy do Biblii, przypominajmy sobie, jak cierpiał niewinny Jezus, jak smutna, a jednak pełna nadziei była historia Ijoba. Prawda wyzwala, sprawia, że gorzkie cierpienia stają się łatwiejsze do zniesienia. W chwilach słabości warto też rozwijać w sobie poczucie misji. Jeśli cierpimy dla Prawdy, to dlatego, że jesteśmy dla Boga kimś ważnym. Jeśli wytrwale zniesiemy tę chwilę bólu i goryczy, tak jak uczynił to Jezus, otrzymamy dział w Jego wielkiej służbie pojednania ludzkości z Bogiem. Czyż to dziwne, że dla tak wielkiego przywileju trzeba ponieść pewne trudności?

Teraz następował główny posiłek. Jedzono pieczone mięso baranka, pozostały przaśny chleb, jarzyny i ziołowe przyprawy oraz wszystko inne, co znajdowało się na stole. Dopiero w trakcie tego posiłku pojawiała się możliwość prowadzenia rozmów. Wcześniej wypowiadano jedynie słowa błogosławieństw oraz wspominano wyjście z Egiptu. Teraz dopiero Jezus miał czas, by przeprowadzić ostatnie rozmowy z uczniami, które tak szczegółowo zanotował ewangelista Jan. Jakże wdzięczni mu jesteśmy za tak wspaniałą pamięć. Jakże często zdarza nam się przegapiać szczegóły tego, co ktoś nam opowiada. Nauczmy się od Jana uważnego słuchania i zapamiętywania. Przyda nam się to nie tylko przy słuchaniu słów Jezusowej Prawdy.

I wreszcie po zakończeniu uczty nastąpiła z naszego punktu widzenia najważniejsza część paschalnej uroczystości. Z ukrycia wyjmowano odłamaną na samym początku połowę jednego przaśnika i dzielono między zebranych. Dla Izraelitów chleb ten był symbolem tajemnicy odkupienia. Jakże wspaniale pasuje to do znaczenia, które Jezus nadał temu złamanemu chlebowi. Objaśnił On tajemnicę odkupienia, którym jest Jego ciało złamane za grzech świata i nasz.

Po spożyciu tej części chleba wygłaszano dziękczynne błogosławieństwo i nalewano trzeci kielich, który również miał bardzo symboliczną wymowę. Kielichów było w sumie cztery. Były one wznoszone na pamiątkę czterech rodzajów wyzwolenia wymienionych w 2 Mojż. 6:6-7. Trzeci z nich, symbolizowany właśnie przez ten kielich, to odkupienie. W tym też momencie napełniano pusty przez całą wieczerzę kielich dla Eliasza. Przybycie Eliasza miało poprzedzić przyjście Mesjasza. Spełnienie tego kielicha oznaczało spełnienie mesjańskich nadziei Izraela. Jakże cudownie pasuje to do znaczenia nowego przymierza ofiary we krwi Baranka, które Jezus nadał temu kielichowi!

Po wypiciu tego kielicha odczytywano jeszcze pochwalne psalmy 115-118, śpiewano pieśni, po czym wypijano ostatni, czwarty kielich, a resztę nocy, aż do poranku starano się czuwać na pamiątkę nocy wyjścia z Egiptu.

Dlatego i my, Braterstwo, świadomi głębokiego znaczenia owych dwóch ostatnich elementów paschalnej wieczerzy, pragniemy je corocznie upamiętniać w wieczór poprzedzający cierpienie i śmierć Jezusa, by spełnić Jego smutne pragnienie: „Żądając żądałem tego baranka jeść z wami, pierwej niżbym cierpiał.”

Daniel Kaleta