The Herald, 2009/5PL/6EN

Instrumenty chwały

Werset tytułowy: Psalm 68:25-26 (BT, JPV)

Widzieli ciągnienia twoje, Boże! ciągnienia Boga mego i króla mego w świątnicy.
(1) Wprzód szli śpiewacy, a za nimi (3) grający na instrumentach, (2) a w pośrodku panienki bijąc w bębny.

Nie wiemy dokładnie, dlaczego Bóg zapragnął stworzyć człowieka. Wiemy jednak, że przynajmniej ci, którzy zwą się Jego Imieniem – a przecież w przyszłości będą takimi wszyscy ludzie – uczynieni zostali po to, by stać się instrumentami chwały swego Stwórcy: „Przywiedź moich synów z daleka i córki moje z krańców ziemi. Wszystkich, którzy noszą me imię i których stworzyłem dla mojej chwały” (Izaj. 43:6-7 BT).

Mojżesz w swoim testamencie pozostawił ludzkości największe przykazanie, przykazanie miłości do Boga: „Słuchajże Izraelu: PAN, Bóg nasz, PAN jeden jest. Będziesz tedy miłował Pana, Boga twego, (1) ze wszystkiego serca twego, i (2) ze wszystkiej duszy twojej, i (3) ze wszystkiej siły twojej” (5 Mojż. 6:4-5) Miłość nie może być niema. Miłość szuka środków wyrazu. Pragniemy miłować Boga sercem, czyli emocjami i intelektem, pragniemy okazać Mu miłość całą duszą – naszą postawą życiową i postępowaniem. Ale pragniemy też kochać Go z całej siły, czyli poprzez działalność, która może być dostrzegana przez inne Boże stworzenia, a dzięki temu wywierać na nie pozytywny wpływ.

Najpiękniejszym instrumentem wyrażania naszych uczuć do Boga jest niewątpliwie dar mowy. Stwórca zaprojektował nasz aparat głosowy w taki sposób, by przez modulację dźwięku można było wypowiadać zrozumiałe dla innych słowa. Jednak komunikatywność musiała być nie jedynym kryterium, skoro Bóg obdarzył nas tak ogromnymi możliwościami zarówno w zakresie różnicowania częstotliwości, jak i głośności oraz barwy dźwięku. Oznacza to, że nasz głos stworzony został również do śpiewania – dziecku w kołysce i Stwórcy na chwałę. Śpiew łączy w sobie komunikatywność mowy z pięknem dźwięków ułożonych w czasowy i harmoniczny system.

Twórczy umysł człowieka szybko też odkrył, że nie tylko ludzka krtań zdolna jest do wydobywania dźwięków. Uderzony przedmiot wydaje dźwięk zależny od materiału, z którego został wykonany oraz siły i rodzaju uderzenia. Cięciwę napiętą na kawałku drewna można ruchami palców pobudzić do harmonijnych drgań. Wreszcie słup powietrza w wąskiej rurce również można rozwibrować przy pomocy ruchów warg, drgań stroików wykonanych z cienkich płytek lub strumienia powietrza wydmuchiwanego z ust. Obserwując rozwój dziecka i jego ogromną ciekawość świata dźwięków, można domyślać się jak prędko musiał dokonać się rozwój narzędzi służących do tworzenia muzyki.

Równie naturalną potrzebą ekspresji człowieka jest ruch. Zaczyna się on od mimiki i gestykulacji, prowadzi przez cały zasób postaw ciała, którymi posługujemy się w celu wyrażenia naszych stanów i nastrojów, a skończywszy na rytmicznym ruchu ciała lub jego części w celu artystycznego wyrażenia emocji lub opowiedzenia jakiejś historii. Człowiek nucący, np. przy pracy, chętnie porusza się w rytm wydobywanych dźwięków. Czasami jest też odwrotnie. Chcąc uprzyjemnić sobie rytmicznie powtarzane czynności, na przykład kroki w marszu, śpiewamy, gdyż muzyka wzmacnia ruch, czyniąc go bardziej rytmicznym i dynamicznym.

W tytułowych słowach Psalmu 68 autor odwołuje się do znanego zapewne czytelnikom obrazu radosnego, świątecznego korowodu, zmierzającego do świątyni i wielbiącego Boga przy użyciu wszelkich możliwych środków artystycznego wyrazu. Przodem idą śpiewacy, z tyłu towarzyszą im muzykanci z instrumentami, a między nimi pląsają dziewczęta, wybijając rytm na bębenkach. Obserwując taki przemarsz można było rozpoznać i zrozumieć słowa śpiewanej pieśni. Do uszu słuchaczy docierały także piękne dźwięki melodii z towarzyszeniem instrumentów, a oczy obserwatorów rozkoszowały się widokiem harmonijnego ruchu pięknych ciał wyrażających Bożą chwałę.

Oto sposób wyrażania miłości (1) z całego serca – poprzez śpiew, (2) z całej duszy – poprzez taniec oraz (3) z całej siły – poprzez grę na instrumentach. Taka ekspresja jest kompletna, gdyż odwołuje się jednocześnie do dwóch najpotężniejszych ośrodków zmysłowych – słuchu i wzroku, po to, by pobudzić serce do myślenia oraz emocjonalnej reakcji wynikającej zarówno z analizy zrozumiałych słów, jak i przeżywania emocji zawartych bezpośrednio w systemie dźwięków wydobywających się z gardeł śpiewaków i instrumentów muzyków. Uczucia te wzmagane są dodatkowo widokiem tańca, który sam w sobie ma zdolność jednoczesnego wyrażania treści intelektualnych oraz emocjonalnych.

O ile nic dziwnego nie ma w tym, że nasza trójdzielna natura znajduje potrójny sposób uzewnętrzniania stanów wewnętrznych, to nie jest już tak zupełnie oczywistym fakt, że również instrumenty – zarówno te biblijne jak i współczesne – dzielą się na trzy grupy. Pierwsza, najbardziej „intymna”, to instrumenty strunowe. W Biblii podstawowym przedstawicielem tej grupy jest Dawidowa harfa – po hebrajsku kinor. We współczesnym języku hebrajskim kinor to przede wszystkim skrzypce – ów instrument serca, zdolny do najdoskonalszego chyba po ludzkim głosie wyrażania stanów duszy. Druga grupa, to instrumenty perkusyjne. To właśnie bębny (hebr. tof) zostały po raz pierwszy w Biblii użyte do muzycznego wychwalania Boga (2 Mojż. 15:20). W tego rodzaju instrumentach elementem drgającym jest napięta membrana lub kawałek metalu czy twardego drewna. Bezduszne posługiwanie się uczynkami nazwie Paweł dźwiękiem „cymbałów”, czyli miedzianego talerza (1 Kor. 13:1). Czyż nie wydaje się naturalnym skojarzenie instrumentów perkusyjnych z naszymi ciałami albo inaczej: chwalenia Boga na tych instrumentach z miłowaniem Boga z całej duszy (nefesz = życie, istota)? Trzecia grupa – instrumenty dęte, z których najważniejsze to szofar (róg zwierzęcy) i srebrna trąba, jako instrumenty donośne przede wszystkim służyły do przekazywania sygnałów na duże odległości. Wykorzystywano je jednak równie chętnie do tworzenia muzyki oraz do uroczystego wychwalania Boga. Flety i stroikowe piszczałki chętnie też były używane przez pasterzy do uspakajania zwierząt.

Jeśli zatem śpiew, taniec i gra na instrumentach są naturalnymi sposobami ludzkiej ekspresji, to nie ma nic dziwnego w tym, że ludzie miłujący Boga pragną skorzystać z tych środków wyrazu, by przy ich pomocy wyrazić swe uwielbienie dla Stwórcy, by robić to publicznie dla innych ludzi, by czynić to społecznie w ramach uroczystej usługi Bożej w zgromadzeniach. Jeśli instrumenty naturalnie według stworzonych przez Boga praw fizyki dzielą się na trzy grupy, z których każda potrafi wyrazić inny zakres emocji, przekazać innego rodzaju treści, to nie ma nic dziwnego w tym, że ludzie miłujący Boga będą starać się wychwalać Boga na wszystkich instrumentach, zależnie od posiadanych zdolności. Jednak i z historii, i z osobistych doświadczeń wiemy, że wykorzystanie w Bożej usłudze dźwięku niektórych instrumentów, jak i tańca, spotyka się niezmiennie od tysięcy lat z pewnymi oporami i sprzeciwem. Dlaczego tak jest?

„Kainowe” pochodzenie instrumentów

Instrumenty muzyczne w służbie Bożej wzbudzają negatywne emocje przeważnie dlatego, że kojarzą się życiem „światowym”, z rozrywkami niegodnymi pobożności. Podobne skojarzenie wywołuje oczywiście taniec. Dodatkowo jeszcze instrumenty i taniec znajdowały częste zastosowanie w kultach bałwochwalczych, a w bliższych nam czasach „wielkie instrumenty” kojarzyły się z wielkimi kościołami oraz ich skłonnością do liturgicznego przepychu.

Być może praprzyczyną negatywnych skojarzeń z instrumentami jest historia ich pochodzenia. Pierwsi dwaj synowie Adama i Ewy wykonywali dwa najbardziej pierwotne zawody rolnicze: Abel był hodowcą bydła, Kain zaś trudnił się uprawą roli. Naturalną koleją rzeczy, potomkowie Kaina, którzy bardziej byli przywiązani do ziemi, założyli miasta. Pierwsze miasto wybudował sam Kain (1 Mojż. 4:17), a jego potomkowie wprowadzili do ludzkiej kultury typowe „miejskie” zajęcia, jak rzemiosło, czy właśnie muzykę (1 Mojż. 4:21-22). Jubal, potomek Kaina, „był ojcem wszystkich grających na harfie, i na muzyckiem naczyniu”. ( – JPV). Rozumiemy, że był on albo słynnym nauczycielem i propagatorem pewnego rodzaju harfy lub liry – kinor oraz jakiegoś instrumentu dętego, piszczałki – ugaw, albo też wręcz ich wynalazcą. Nic dziwnego, że w bogobojnym rodzie Seta instrumenty te mogły budzić skojarzenia z odrzuconym plemieniem.

W czasie wyjścia Izraela z Egiptu Miriam co prawda chwaliła Boga na bębenku, a towarzyszyły jej w tym inne izraelskie kobiety, które również grały na bębenkach oraz tańczyły (lub grały na piszczałkach, hebr. mecholah, które później skojarzono z tańcem). Jednak nieco później, gdy Mojżesz schodził z Góry Synaj i ujrzał tańce – mecholot (2 Mojż. 32:19), czyli prawdopodobnie pląsy z towarzyszeniem wschodnich piszczałek, to na ich widok roztłukł pierwsze tablice przymierza.

Choć już pod górą Synaj słychać było dźwięk świętego instrumentu – szofaru (2 Mojż. 19:16,19), a srebrne trąby miały być używane do zwoływania zebrań oraz uświetniania świąt i ofiar (4 Mojż. 10:2-10), to jednak dopiero Dawid wprowadził na dobre instrumenty do świątynnego kultu (1 Kron. 16:5). Z Biblii wynika, że na instrumentach wykonanych z polecenia Dawida chwaliło Boga cztery tysiące lewitów (1 Kron. 23:5)! Przy dźwiękach licznych instrumentów, tańcząc, a właściwie kręcąc się i podskakując (2 Sam. 6:14-16; 1 Kron. 15:28-29), sprowadził Dawid Skrzynię Przymierza na górę Syjon. Przy tej jednak okazji królewska córka wzgardziła byłym pasterzem, zatrudnionym później w charakterze królewskiego grajka, gdyż wydało jej się, że taniec nie jest tym sposobem chwalenia Boga, który przystoi osobie i stanowisku króla. Nie miała jednak racji. „Będę grał przed Panem” – brzmiała krótka odpowiedź Dawida na zarzuty Michol (2 Sam. 6:21).

Po zburzeniu świątyni przez Rzymian Żydzi na znak żałoby zakazali sobie używania instrumentów do wielbienia Boga. Granie w sabat stanowi czynność zabronioną. Nawet zatrudnianie nie-żyda do grania w synagodze stanowiłoby naruszenie sabatniego spokoju. Jedynym wyjątkiem są tutaj uroczystości weselne, na których nawet w sabat wolno nie-żydowi grać na instrumentach. W synagodze dopiero w XIX w. podjęto próby wprowadzenia organów do towarzyszenia śpiewom. Miało to miejsce w reformowanej synagodze w Berlinie w 1815 roku za sprawą Israela Jacobsona. Otwarcie jego synagogi wzbudziło to tak wielkie oburzenie w tradycyjnym środowisku żydowskim, że cesarz Wilhelm zmuszony był zamknąć tę świątynię.

Również pierwsze kościoły chrześcijańskie, choć nie czuły się bynajmniej zobowiązane postanowieniami Sanhedrynu w zakresie używania instrumentów, mimo to przez ponad tysiąc lat obchodziły się w kulcie bez instrumentów, a i śpiew ograniczany był tylko do jednego głosu. Dopiero w późnym Średniowieczu zaczęto ostrożnie wprowadzać organy do podawania tonu, czy nawet dyskretnego towarzyszenia śpiewowi. Oficjalnie dopiero w XVI wieku w kościołach pojawiły się organy, a także stopniowo inne instrumenty, choć w kościele katolickim jedynie za zezwoleniem biskupa. Są jednak niektóre instrumenty, które do dzisiaj takiego zezwolenia nie uzyskają.

Z bliższej nam rzeczywistości wielu z nas pamięta, jakie emocje wzbudziła perkusja na konwencji międzynarodowej, a jeszcze nie tak dawno temu w wielu zgromadzeniach w Polsce instrumentalny akompaniament do śpiewu był nie do pomyślenia. Choć dzisiaj już większość zgromadzeń polskich badaczy chętnie korzysta z towarzyszenia instrumentu przy śpiewie, to ciągle jeszcze rzadko zdarza się, by ktoś wykonywał muzykę instrumentalną, chyba że gra melodie, które kojarzą nam się ze znanymi pieśniami, a przez to też z ich słowami. Nie ma też nawet mowy, by ktoś tak jak Dawid, spróbował w zgromadzeniu wykonać taniec ku Bożej chwale.

Wynika to zapewne z całego zespołu skojarzeń, jakie wiążą się z muzyką graną na pewnych instrumentach. Z tego punktu widzenia istotny jest także styl gry, gdyż czasami nie tyle sam instrument, co rodzaj muzyki wywołuje negatywne skojarzenia. Czy oznacza to jednak, że gra na instrumentach czy taniec są złe same w sobie. Oczywiście że nie, gdyż zarówno przytoczone przykłady postaci biblijnych, jak i wiele miejsce Pisma Świętego – a naliczono ich w Biblii około 200 – zachęcają do wyrażania uwielbienia dla Boga przy użyciu instrumentów muzycznych i tańca. Nawet wtedy, gdy dźwięki instrumentu nie kojarzą się bezpośrednio z żadnymi religijnymi słowami, mogą one wyrażać ideał obiektywnego piękna, a przecież poczucie piękna jest elementem naszego podobieństwa do Boga.

Równie „boska” jest w nas chęć tworzenia. Muzyka jest jedyną sztuką, która przypomina tworzenie czegoś z niczego. Dźwięk jest niewidzialny. Szarpnięcie martwej struny budzi żywy dźwięk, ożywiany jeszcze dodatkowo uczuciami muzyka. Trębacz, pobudzając do drgań słup powietrza, tworzy w swym instrumencie potężną dawkę energii zdolną do pokonywania wielkich odległości. A na dodatek dźwięki te można składać w bardziej złożone całości, budować z nich nieistniejące wcześniej światy, rozwibrować przestrzeń, pobudzić słuchaczy do łez i wywołać w nich uczucie wszystko przenikającego szczęścia. Dlaczegóż by więc ta możliwość tworzenia piękna i pobudzenia najwspanialszych uczuć nie miałaby być wykorzystywania w służbie Bożej? A dotyczy to również tańca.

W taki sam sposób, jak posługujemy się danymi nam przez Stwórcę instrumentami serca, duszy i siły, by okazać naszą do Niego miłość, tak też możemy instrumentami uwielbienia (praise) przyczyniać chwały (glory) Panu. Tak jak Dawid swym duchem oczyścił pasterską harfę, by mogła śpiewać chwały Najwyższemu, tak samo każdy ludzki a nawet światowy instrument może stać się instrumentem Bożej chwały, o ile tylko serce, dusza i siła grającego zostanie zanurzona w Bożej miłości.

Werset podsumowujący: Psalm 150:3-6 (BT, JP)

Chwalcie Go dźwiękiem rogu, chwalcie Go na harfie i cytrze!
Chwalcie Go bębnem i tańcem, chwalcie Go na strunach i flecie!
Chwalcie Go na cymbałach dźwięcznych, chwalcie Go na cymbałach brzęczących:
Wszystko, co żyje, niech chwali Pana! Alleluja.

Daniel Kaleta

1